Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (41/2000)
Kolizja terminów nie pozwala mi skorzystać z zaszczytnego zaproszenia Towarzystwa Naukowego Sandomierskiego do wygłoszenia referatu podczas konferencji "Kultura prawna ziemi sandomierskiej". Pozwolę sobie przeto w felietonowej formie naszkicować, o czym mówiłbym, gdybym mógł pojechać do Sandomierza.
W 1980 r. Sandomierz obchodził swoje tysiąclecie. W tamtych czasach nabycie praw miejskich stanowiło dla każdej miejscowości ważne wydarzenie. Były to czasy, które w historii europejskiej zyskały sobie nazwę "wieku prawa". Na nazwę tę "zapracowało" szereg ówczesnych wydarzeń i zjawisk. Najbardziej spektakularnym z nich byto ogłoszenie w 1234 r. przez papieża Grzegorza IX pierwszego urzędowego zbioru powszechnego prawa kościelnego. W ślad za papieżem poszli władcy europejscy, państwa zaczęły "żyć intensywniej", przez Europę przeszła fala nowych ustaw.
Ale człowiek ówczesny nie żył tylko prawem odgórnym. Nie czekając, aż władca ureguluje sprawy, przejmowano inicjatywę tworzenia bardziej odpowiedniego i sprawiedliwego prawa. Zwłaszcza miasta, w obronie przed feudałami i dla zachowania pokoju w murach miejskich, rozwijały własny ustrój i uchwalały własne prawo karne. Zestawiano je pod takimi nazwami, jak przyjaźń, wspólnota, pokój - "prawo pokoju miejskiego", "prawa komunalne", czyli wspólne. Symbolami miasta były ratusze (gdzie radzono, np. nad podatkami), pieczęć (dokumentująca władztwo miejskie) i mury obronne. Książęta feudalni niechętnym okiem patrzyli na miejską samorządność, ale miasta włoskie, zasobne i świadome swego znaczenia, wymusiły w 1183 r. na cesarzu uznanie, że mogą tworzyć własne prawo. Właśnie owa samorządność skłaniała osady i grody do ubiegania się o prawa miejskie. Miasta nowo zakładane starały się uzyskać w akcie lokacyjnym prawa miast już istniejących. Te, na których się wzorowano, zwano macierzystymi. Dla większości miast polskich takim wzorcowym miastem-matką był Magdeburg, skąd "miasta na prawie magdeburskim", wśród nich od 1286 r. Sandomierz.
Prawu tworzonemu przez miasta przyświecały te same cele, które wiązano z ówczesnym pojmowaniem prawa. Jednak w prawie miast z XI-XII w. mocniej niż w prawie władców zaznaczała się ochrona wolności. Nawet jeśli przepisy dotyczące dyscypliny miejskiej były surowe, chodziło w nich o strzeżenie wolności, pojmowanej zresztą wtedy jeszcze raczej stanowo, jako wolność mieszczan, jako pewien charakterystyczny klimat miejski. Obiegało wtedy Europę powiedzenie: "Stadtluft macht frei". Dzięki tej wolności życie w mieście było lżejsze, na co składały się także lepsze zarobki i - dzięki rozwiniętemu handlowi - niższe koszty utrzymania. Na straży tej miejskiej atmosfery stały mury i prawo.
W "wieku prawa" wyraźnie odczuwano, że prawo to narzędzie wyzwolenia. Jest ono nim ze swej natury, tylko deprawacja prawa czyni je narzędziem ucisku. Utrwalonymi dokumentami takiego wyzwalającego prawa były ówczesne "karty wolności". Zyskiwały je nie tylko obrosłe w bogactwo miasta, ale też miasteczka czy korporacje (np. uniwersytety szereg z nich np. Paryż, Padwa, Orlean, Oxford, Cambridge - powstało w czasach, gdy Sandomierz formował się jako miasto), a także poszczególne stany - np. Wielka Karta Wolności z 1215 r. Owe karty to świadectwa dużego zaufania do prawa. Niektóre imponowały całym szeregiem zwisających pieczęci. Podpis i pieczęć manifestowały dobrą wolę i szczery zamiar dochowania zobowiązań. Pieczęcie nadawały wagę dokumentowi, rządzić miało to, co spisano i przypieczętowano: "rządy prawa". W archiwach wielu miast sięgających tamtych czasów są te rządy udokumentowane w protokołach rozpraw sądowych. Ówczesne miasta bardzo serio traktowały swą samorządność, bo zależało im na tym, by w murach miejskich można było swobodnie oddychać.
opr. mg/mg