Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (7/2001)
Dokładnie dwanaście lat po rozpoczęciu obrad Okrągłego Stołu otwarły się dla obywateli II Rzeczypospolitej drzwi biur Instytutu Pamięci Narodowej. Niewielu jednak będzie mogło z tego otwarcia skorzystać, a wiedza o przeszłości, jaką uzyskają, będzie fragmentaryczna. By dowiedzieć się o donosicielach, prześladowcach i ich zwierzchnikach trzeba będzie składać dodatkowe formularze, po wstępnym zapoznaniu się z kopiami akt. Instytut nie przejął jeszcze wszystkich archiwów, które mu się należą, boryka się z brakiem pomieszczeń, z przedłużającymi się remontami magazynów, z brakiem pracowników i pieniędzy. Nie jest tajemnicą, że akta zostały w jakimś stopniu zniszczone, spreparowane przez służby, które je zakładały.
Mimo to jestem pewny, że archiwa zawierają wiele dramatycznych prawd. Takich, które otwierają oczy, a zaciskają pięści. Jestem też pewny, że Instytut Pamięci Narodowej może swoją działalnością wypełnić obietnicę, którą zawiera jego nazwa. Pomoże zapamiętać zło.
Czy to po chrześcijańsku — pamiętać zło? Pismo Święte nie pomija postaci Kaina, nie przedstawia Heroda jako łaskawego władcę. Przebaczenie jest odpowiedzią na skruchę, nie utratą pamięci. Zło pamięta się nie tylko w imię prawdy, także w imię zagrożonego dobra. Pamiętanie boli tego, który pamięta, jest jego ciężarem, nie ma nic ze złudnej słodyczy zemsty. Poszukiwanie psychicznego komfortu nakazuje zapomnieć, ale przecież są wartości wyższe niż komfort.
Instytut Pamięci Narodowej będzie paru tysiącom Polaków szafował strzępy należnej im prawdy — mniej, niż ma, ale tyle, ile może. To konieczna sprawiedliwość, ale niewystarczający powód istnienia Instytutu. Chcę wierzyć, że działający w nim historycy za sprawę swojego honoru i rzetelności zawodowej przyjmą obowiązek przekazywania opinii publicznej mrocznej wiedzy, jaką im da penetrowanie zawalonych dokumentacją piwnic, otwieranie tajnych szaf, zastrzeżonych teczek. Mamy prawo wiedzieć więcej o wojnie, jaką nam wytoczono, o związkach tajnych służb z PZPR-em, z sądownictwem, administracją, służbami granicznymi, więziennictwem. Mamy prawo wiedzieć o obecności i władzy rezydentów radzieckiego wywiadu i zakresie ingerencji ambasady radzieckiej.
Istotną cechą totalitaryzmu jest traktowanie każdego jak potencjalnego wroga, a przeciwnika politycznego jak śmiertelnego wroga, którego likwidacja jest przesądzona, a nastąpi we właściwym, korzystnym dla systemu momencie. Totalitaryzm nie zna pokoju, żyje w stanie nieustannej wojny domowej.
Dawny wywiad Michnika z Cimoszewiczem, niedawny wywiad z Kiszczakiem, zamęt medialny wokół postaci Herberta i filmu o nim, książka „Polska pod rządami PZPR” zredagowana przez Mieczysława F. Rakowskiego, to wszystko mniej lub bardziej delikatne próby obróbki pamięci narodowej, a także usypianie moralnej wrażliwości. Proponuje się nam wersję ukrywającą prawdę o toczącej się do 1989 roku wojnie, wersję „najlepszego z możliwych PRL-u”, ideowych socjalistów i rozumnych reformatorów z Komitetu Centralnego.
Ja nie znam do końca prawdy ani o Herbercie, ani o Tejchmie i Rakowskim. Nie jestem jednak ani naiwny, ani obojętny. Wiem, że ciężarem jest prawda o ofiarach i o krzywdzicielach. Kłamstwo i prawda preparowane na użytek polityków są zagrożeniem dla pokoju, dlatego będę czekał na to, co będą mi komunikować historycy z IPN. Jan Paweł II mówił do polskich naukowców o „posłudze myśli” — więc rzetelna posługa myśli jest potrzebą chwili. Zostało parę miesięcy, nim oddamy Polskę w ręce SLD. Wtedy prawdzie nie będzie łatwiej.
opr. mg/mg