Gdzie szukać sprawiedliwości?

Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (45/2001)

Uniewinnienie sprawców pacyfikacji w kopalniach „Wujek” i „Manifest Lipcowy” poruszyło opinię publiczną. Trudno znaleźć kogoś, kto nie kwestionowałby moralnej wymowy takiego wyroku. Oto jest zbrodnia, a nie ma kary. Są zabici, są świadkowie zbrodni, bez wątpienia na ławie siedzą ci, którzy wydawali rozkazy i strzelali, a sąd orzeka, że nie zostało złamane prawo. Prawo stanu wojennego.

Nikt dziś nie żąda krwi w odwecie za krew przelaną 20 lat temu. „Rodzimi talibowie” (tak górników i ich rodziny określił obrońca „zomowców”) domagali się tylko elementarnej sprawiedliwości. Wyroku skazującego, choćby symbolicznego, ale jednoznacznie określającego odpowiedzialność winnych popełnionej zbrodni. Nie doczekali się.

Wyrazy współczucia rodzinom i przyjaciołom zabitych z powodu takiego, a nie innego orzeczenia składają praktycznie wszyscy. Różnica pojawia się dopiero w ocenie, czy było ono nieuchronne. Warto zatem zatrzymać się nad tezą powielaną głównie przez polityków lewicy, że proces był prowadzony w sposób „nienaganny pod względem prawnym”, a wyrok nie mógł być inny, gdyż „metodami demokratycznymi nie da się rozliczyć zbrodni systemu totalitarnego” (wicemarszałek Tomasz Nałęcz).

Przede wszystkim ów „nienaganny proces” był trwającą osiem lat (w dwóch odsłonach) ponurą farsą. Obnażył bezradność polskiego prawa wobec całej gamy wybiegów stosowanych przez oskarżonych sabotujących kolejne rozprawy. Przez osiem lat w majestacie prawa upokarzano ofiary próbujące dochodzić sprawiedliwości, zaś sam finał, z powołaniem się przy uzasadnieniu wyroku na dekret o stanie wojennym, stał się „godnym” uwieńczeniem całości.

Jak w tym kontekście wyglądają westchnienia ulgi, że oto uratowano naszą demokrację przed odwetem, a polskie sądownictwo przed „rodzimymi talibami”? Przypominają znane powiedzenie: operacja się udała, pacjent nie żyje. Jest to doskonały moment na zadanie pytań fundamentalnych: cóż warta jest demokracja, która uniemożliwia rozliczenie zbrodni? Komu ma służyć wymiar sprawiedliwości, skoro próżno przed nim szukać sprawiedliwości? Demokracja i prawo nie są wartościami samymi w sobie. Liczy się przede wszystkim skrzywdzony człowiek.

Przypominają się słowa poety uwiecznione na pomniku gdańskich stoczniowców. To bardzo niebezpieczny pomysł, by wołaniu prostych ludzi o sprawiedliwość przeciwstawiać paragrafy i instytucje mające stać na straży wolności. Profesor Nałęcz mówi, że alternatywą dla ochrony zabójców z „Wujka” jest naruszenie demokracji. Jerzy Jaskiernia uważa, że należy chylić czoła przed tym wyrokiem, bo... „powinniśmy budować autorytet wymiaru sprawiedliwości”. Nietrudno się domyślić, czym może się skończyć takie budowanie autorytetu państwa prawnego. Nie trzeba daleko wybiegać w przyszłość, by zobaczyć, gdzie i u kogo ludzie będą szukać sprawiedliwości. Wystarczy otworzyć telewizor i zobaczyć, jak już sięgają po władzę ci, którzy sami biorą się za wymierzanie sprawiedliwości, za nic mając prawo i sądy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama