Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (13/2002)
Zwykle w dniach poprzedzających Wielkanoc przypominamy sobie nazwy miejsc w Ziemi Świętej. Ale w tym roku o Jerozolimie, Nazarecie, Betlejem nie pozwalają zapomnieć doniesienia prasowe i telewizyjne. Koszmar dziejący się na obszarze Izraela dotyka myślących ludzi na całym świecie.
Konflikt polityczny na Bliskim Wschodzie stał się dla nas czymś oczywistym i stałym. Kolejne pokolenia zobojętniały na doniesienia o walkach, ofiarach, o nienawiści która zatruwa Ziemie Obiecaną.
Ostatnio jednak brutalny terroryzm Palestyńczyków zderzył się z równie brutalnym odwetem władz Izraela. Obserwatorzy, nawet ci, którzy ograniczają się do spoglądania w telewizyjne okienko, dostrzegli, że niebezpiecznie zbliżamy się do punktu, w którym nikt nie będzie chciał rozmawiać o pokoju. A mówiąc inaczej do zagrożenia totalną rzezią zamieszkujących ziemie Izraela ludzi.
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawać się mogło, że wojna arabsko-żydowska zostanie zakończona. Że porozumienia pokojowe doprowadzą do powstania państwa palestyńskiego, które jakoś ułoży sobie stosunki z Izraelem. Ale mechanizm pokoju, zakładający prostą transakcję „pokój za ziemię”, został podważony. Przede wszystkim przez samych Palestyńczyków. Nieustanne ataki terrorystyczne sprawiły, że Izraelczycy skupili się wokół premiera Ariela Szarona, wyznawcy zasady twardej polityki wobec terroru. Nie dziwię się, bo od lat spokojni obywatele Izraela wychodząc rano z domu nie są pewni, że cali i zdrowi wrócą do niego po południu. Z drugiej jednak strony taka polityka okazała się paradoksalnie sukcesem terrorystów, którzy dążyli do rozbicia kruchego pokoju, wiedząc, iż oznacza to jedyną szansę na utrzymanie zbrojnych band finansowanych i wspieranych przez „państwa rozbójnicze”.
Misja amerykańskiego generała Antonio Zinniego wymusiła, by Szaron i przywódca Palestyńczyków Jasir Arafat raz jeszcze siedli do rozmów. Rozmów co kilka godzin przerywanych kolejnymi zamachami. Plan pokojowy zaproponowany przez Arabię Saudyjską stwarza szansę na pokój. Oferuje bowiem to, na czym Izraelowi zależy najbardziej. Uznanie prawa państwa żydowskiego do istnienia. Czy się powiedzie? To zależy przede wszystkim od strony arabskiej. Czy większość Palestyńczyków, pragnąca żyć w pokoju, zarabiać i kształcić swoje dzieci, powstrzyma terrorystów? Jeśli nie, to obawiam się, że Izrael raz jeszcze wykorzysta swoją przewagę cywilizacyjną i wojskową. Świat odwróci się od terrorystów. Ale kolejne pokolenia mieszkańców Ziemi Świętej żyć będą zagrożone holokaustem. Bo „nienawiść wrośnie w serca” na następne dziesięciolecia.
opr. mg/mg