Bush-owanie po Iraku

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (14/2003)

Kiedy piszę te słowa, na Bagdad spadają bomby i trwa polowanie na Saddama Husajna, który ma zostać — jak powiadają eufemistycznie ludzie wystrojeni w mundury — „wyeliminowany”. Tymczasem walą się w gruzy kolejne budynki, a — co najgorsze — giną i cierpią niewinni ludzie.

Od chwili rozpoczęcia interwencji zbrojnej z Watykanu płyną głosy, że ta wojna jest klęską rozumu i Ewangelii, bo los Irakijczyków jest zagrożony, a konsekwencje polityczne, społeczne, kulturowe i religijne są trudne do przewidzenia. Ojciec Święty przestrzega przed zagrożeniem losu całej ludzkości! A mówi to Jan Paweł II, który tak bardzo pragnął odwiedzić Irak, na którego terenie znajduje się biblijne Ur — chaldejskie miasto sumeryjskie w południowej Mezopotamii — z którego miał pochodzić patriarcha Abraham. Nie należy o tym zapominać, zwłaszcza dzisiaj, bo Abraham jest otaczany wielką czcią przez wyznawców trzech religii: islamu, judaizmu i chrześcijaństwa.

Nasz stosunek do tej wojny jest ambiwalentny. Choć nie jesteśmy entuzjastami Husajna, to współczujemy Irakijczykom, ale z drugiej strony życzymy jak najlepiej polskim żołnierzom, których tam wysłano. Tylko po co oni tam pojechali i na co komu ta wojna? Jedni powiadają, że to konsekwencja walki z międzynarodowym terroryzmem, drudzy protestują przeciw nowożytnemu barbarzyństwu, a jeszcze inni tłumaczą, że to tylko bitwa o ropę, którą Irak ma, a USA — nie, ale chce mieć. Ba, są i tacy, którzy żywią nadzieję, iż wojna w Iraku może się przyczynić do ożywienia koniunktury gospodarki światowej. Z kolei Francja, Niemcy i Rosja martwią się o swe kontrakty zawarte wcześniej z Irakiem. Rzeczywiste intencje polityków są więc podszyte hipokryzją i „podlewane sosem” rzekomych uzasadnień moralnych, czyli dorabianiem ideologii do nie najwyższych pobudek. Cóż, jakie czasy, taka moralność.

A nam pozostaje oczekiwanie w napięciu, czy ów konflikt nie rozprzestrzeni się na inne państwa i czy, na skutek wojny, nie trzeba będzie rozrysowywać nowych granic na mapie Bliskiego Wschodu? I pozostaje jeszcze łamigłówka: jak zachowają się Kurdowie — obywatele Iraku i Turcji — posiadający aspiracje do własnego państwa, którego nikt im, bez wątpienia, nie zamierza stworzyć? Irakijczycy bronią się, podpalając szyby naftowe, toteż można obawiać się wszystkiego najgorszego. W 1991 r. Irak zaatakował również Izrael; czy i teraz tak się stanie?

Wysłanie do Iraku niewielkiej grupy polskich żołnierzy wzbudziło gorące komentarze i liczne głosy sprzeciwu. „Rząd na front!” — skandowali przeciwnicy tej decyzji, chociaż wszyscy dobrze wiemy, że nikt z kacyków nie przywdzieje munduru, ani — tym bardziej — nie wyruszy na front. Pozostaje nam tylko bronić się przed propagandowym wizerunkiem tej wojny, kreowanej przez media na „operację chirurgiczną”, czyli przed wymową informacji, filtrowanych przez profesjonalistów od propagandy. Kto jak kto, ale oni są wybitnymi specjalistami od „zabijania prawdy” i kreowania „prawdy inaczej”.

Raz jeszcze politycy oblali egzamin z lekcji dyplomacji, lekceważąc na dodatek gorące protesty większości ludzi, bo przecież jedynie w USA oraz Izraelu wojna uzyskała akceptację większości opinii publicznej. Taka jest wartość frazesów owych obrońców demokracji. Tymczasem w Polsce, u progu wiosny, topiono „buszannę” zamiast „Marzanny”, jakby wierzono, że ten rytuał pozwoli przepędzić nie tylko dokuczliwą zimę, ale i szaleństwo wojny.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama