Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (14/2004)
Przycichło nieco o planie Hausnera (któryż to już raz w ostatnich latach przyjdzie nam zaciskać pasa?), czyli kolejnym wykwicie przemyślności urzędniczej nad tym, jak by tu jeszcze dobrać się do naszych pieniędzy. Jako że szperanie po cudzych kieszeniach przyzwoitym ludziom kojarzy się wyłącznie ze złodziejskim fachem "doliniarzy", więc - aby nie ranić uszu wszelakich specjalistów od wrażliwości społecznej nazbyt mało eleganckimi słowami - powiada się eufemistycznie o "poszerzeniu bazy podatkowej". Dla nas jednak oznacza to grabież w majestacie prawa, która, jak wiadomo, jest łatwiejsza, niż np. znalezienie oszczędności w kosztownym utrzymaniu pasożytniczej warstwy politycznej oraz urzędniczej. I nie zwiodą nas zapowiedzi wicepremiera Hausnera, iż jakieś tam oszczędności nastąpią, skoro mają się one sprowadzać jedynie do dalszego zmniejszenia zobowiązań państwa wobec obywateli. Czyli mamy zapłacić więcej, aby otrzymywać jeszcze mniej, niż do tej pory? To po co nam takie dziwaczne państwo i taka pazerna władza?
Można się zresztą obawiać, że finansów publicznych i tak już nic nie uratuje, zwłaszcza że niedawno - czyżby dla uczczenia roku przestępnego? - nastąpiło swoiste "tąpnięcie": liczba osób pobierających w Polsce wszelakie zasiłki przekroczyła liczbę ludzi pracujących! Tymczasem dogorywająca swych dni ekipa Millera nie ustaje w poszukiwaniu politycznego poparcia dla planu Hausnera, zerkając z nadzieją w kierunku Platformy Obywatelskiej. I wie, co robi, bo PO jest wprawdzie przeciw, ale kiedy już dochodzi do głosowań - za, udowadniając, jak pragmatycznie łączyć miłe z pożytecznym (oczywiście - dla siebie). Nie mieści się to w głowie szefowi Ligi Polskich Rodzin, który uznał, że jeśli posłowie PO nie kłamią, to widocznie się pomylili i zażądał w Sejmie powtórzenia głosowania. Najzabawniejsze, że Konwent Seniorów na dowcipie Giertycha się nie poznał i formalnie ów wniosek odrzucił.
Jakby komu było mało, obiektem żartów stała się wielce zasłużona dla telewizji - "lub czasopism" - towarzyszka Aleksandra Jakubowska. Powiadają, że po pamiętnym wyczyszczeniu zawartości twardego dysku dokucza jej teraz dyskopatia i właśnie dlatego nie może się już dłużej pochylać nad wiadomą ustawą. Ale czy wypada sobie tak dworować w Wielkim Poście? Miller chyba uważa, że nie, skoro na pytanie, czy "całuśna Ola" weźmie znowu swoją słynną "torebkę odejściową", oświadczył, że już mu się "flaki wywracają", kiedy ciągle słyszy pytanie, co dalej z Jakubowską. W aktualnej sytuacji "Drogiego Leszka" i jego partii nikogo ta dolegliwość specjalnie nie dziwi, zwłaszcza że nie tak jak on - wedle jego własnych zapowiedzi - miał kończyć prawdziwy mężczyzna.
I cóż można poradzić premierowi na ową przypadłość? Może zaleciłbym jedzenie bananów, gdyby nie okoliczność, że wkrótce owoce tej pożywnej byliny mogą stać się rarytasem na naszych stołach. Zgodnie z wymogami działającej w Brukseli speckomisji ds. bananów (!), importerzy muszą teraz uzyskać licencję na ich sprowadzanie, a potem dostosować się do obowiązującego systemu kontyngentów oraz ceł. I mamy za swoje: bawiły nas unijne mecyje nad krzywizną banana, a tu wkrótce przyjdzie drożej płacić za afrykańskie, które uchodzą za mniej smaczne, od tych, które do tej pory sprowadzaliśmy z Ameryki Łacińskiej. Wystarczy przekroczyć granice śmieszności, aby odechciało się żartów?
opr. mg/mg