Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (17/2005)
Obejrzałem właśnie mecz piłkarski Ligi Mistrzów pomiędzy AC Milanem i Interem Mediolan. Widowisko zostało przerwane po lawinie petard rzuconych na boisko, a jedna z nich raniła znakomitego bramkarza. Kilka dni wcześniej również i u nas doszło do rozrób ulicznych pomiędzy pseudokibicami Legii i Cracovii, a potem także po zawodach żużlowych. Pamiętamy, ze po śmierci Jana Pawła II tyle mówiono o pojednaniu między kibicami zwaśnionych klubów, odprawiano wspólne modły, a na boiskach celebrowano Msze św. Szybko jednak zapomniano o tych szumnych deklaracjach, a najszybciej w Polsce i Włoszech, czyli dwóch krajach najbardziej związanych z Ojcem Świętym. Cóż, miało być inaczej, a wyszło jak zwykle...
Minął „wielki tydzień" po Wielkim Tygodniu. I chociaż tyle w nim było uniesień, to jak się zdaje, niewiele się zmieniło. Raju na ziemi nie ma, ale chyba mało kto myślał serio, ze będzie inaczej. Nie bez powodu cykl swoich felietonów nazwałem przed laty, jak powyżej, choć niektórzy protestowali, kiedy nazywałem ich „utracjuszami raju". Niełatwo pogodzić się z faktem, ze wszyscy mmi jesteśmy, ale taka jest prawda. Kiepska jest nasza kondycja duchowa po wybryku pierwszych rodziców, którzy - za namową diabła nazywanego „złośliwą małpą Pana Boga" - postanowili spróbować szczęścia po swojemu. Wiadomo, czym się to wszystko skończyło. Cała nadzieja w tym, ze ich wina stała się dzięki Synowi cieśli z Nazaretu felix culpa - winą szczęśliwą. Tyle pociechy dla nas.
Ostatnie dni upływały bez polityków. Życie toczyło się swoim rytmem i odczuliśmy dużą ulgę, więc zaczęliśmy się zastanawiać, czy politycy są nam w ogóle potrzebni? Teraz, niestety, pojawili się na nowo i mówią tak samo jak wcześniej. Oleksy zaś pręży się dumnie po setnym posiedzeniu Sejmu i powiada coś o wielkim dorobku tej kadencji, mając na myśli wyprodukowanie dziesiątek tysięcy stron ustaw. Dodajmy - nikomu niepotrzebnych. Jest tylko jedna zmiana. Wałęsa coraz bardziej fraternizuje się z Kwaśniewskim, a lud zastanawia się, co stoi u podstaw ich pojednania. Bądźmy jednak realistami. Poseł Rokita uprzedzał, abyśmy nie oczekiwali, ze politycy staną się teraz aniołami. A chyba wiedział, co mówi, bo takie nazwisko zobowiązuje do jakiejś wiedzy o duchach niebieskich...
Korespondenci z Wiecznego Miasta donosili, ze po złożeniu ciała Ojca Świętego do grobu zaczął padać deszcz, jakby niebo roniło łzy. Ale niebo nie zwykło płakać, to raczej nam przychodzi ocierać łzy, czym zdradzamy skłonność do użalania się nad sobą i nad straconymi złudzeniami. Jan Paweł II miał wyjątkowy dar jednania ludzi, choć - jako dobry Ojciec - potrafił zarówno wymagać, jak i przytulić do serca. Przez pamięć jego niezwykłego ojcostwa spróbujmy więc, żyjąc dalej w naszym piekło-raju, ocalić to niezwykłe doświadczenie wspólnoty niedawnych dni.
opr. mg/mg