Skąd się bierze tak wysoka cena paliw płynnych w Polsce?
Grupa Lotos i PKN Orlen - najwięksi polscy producenci paliwa - obniżyli 20 października ceny benzyny i oleju napędowego o 4-5 gr za litr. Dosłownie kilka dni później oba koncerny podniosły ceny o 2-3 gr na litrze. I doprawdy nie wiem, czy w chwili, gdy piszę te słowa, nie dokonuje się właśnie kolejna rewolucja cenowa.
Tylko w tym roku PKN Orlen obniżał cenę benzyny już 28 razy, a podwyższał ją aż 41-krotnie. Podobnie Grupa Lotos. Oficjalne powody nieodmiennie te same: wzrost notowań ropy naftowej na światowych giełdach i osłabienie kursu złotego wobec dolara amerykańskiego. Jednak czy to jedyne przyczyny nieustannej huśtawki cenowej, jaką obserwujemy na polskich stacjach benzynowych? Czy wina rzeczywiście leży tylko po stronie czynników międzynarodowych? I czy w ogóle w przypadku naszego kraju można mówić o wolnej konkurencji w branży paliwowej?
O ile Polska dysponuje dużymi zasobami paliw stałych w postaci węgla kamiennego i brunatnego, to skromniutko prezentujemy się w dziedzinie paliw węglowodorowych - gazu ziemnego i ropy naftowej. Zwłaszcza brak ropy powoduje, że nasz kraj jest w ogromnym stopniu uzależniony od importu tego strategicznego surowca. Udział importowanej ropy naftowej w zużyciu krajowym przekracza dziś 98 proc., przy czym znakomitą jej większość sprowadzamy z Rosji, a niewielkie udziały w imporcie mają też kraje Morza Północnego i państwa arabskie.
Nasze rodzime zasoby tego surowca są niewielkie albo - tak jak na Podkarpaciu - prawie w całości wyczerpane. Sytuacja poprawiła się nieco wraz z odkryciem niewielkich złóż w pół-nocno-zachodniej Polsce i pod dnem Bałtyku. Jednak rocznie wydobywa się w Polsce w sumie 680 tyś. ton ropy, przy zapotrzebowaniu kraju na ok. 18 min ton.
Największa część rosyjskiej ropy naftowej trafia do PKN Orlen. Płocka firma jest dziś niekwestionowanym monopolistą na polskim rynku, produkując ok. 64 proc. paliw płynnych przetwarzanych w naszym kraju. W miarę znaczącą pozycję ma także Grupa Lotos (dawniej Rafineria Gdańska), której udziały w rynku wynoszą obecnie 22 procent. Pozostałe większe rafinerie (jedlicze, Trzebinia, Czechowice, Jasło i gorlicki Glimar) są powiązane kapitałowo z dwoma największymi producentami.
Dzięki swojej rynkowej pozycji Orlen i Lotos mogą narzucać ceny paliw na wszystkich polskich stacjach benzynowych, łącznie z tymi należącymi do zachodnich koncernów.
Dzieje się tak również dlatego, że PKN Orlen jest największym hurtowym sprzedawcą paliwa w naszym kraju (60 proc.).
- Niestety, ze względu na tajemnicę handlową nie mogę podać, jaki procent paliwa sprzedawanego na polskich stacjach pochodzi od naszego koncernu. W tej chwili paliwo od nas kupują Shell i BP - mówi Beata Karpińska z centrum prasowego PKN Orlen.
Z kolei Marcin Zachowicz, rzecznik prasowy Grupy Lotos, potwierdza, że jego koncern sprzedaje paliwo dla Sta-toil, Esso, Neste, a także niewielkie ilości dla British Petroleum (BP).
Jak więc widać, znakomita część stacji benzynowych w Polsce, niezależnie od swojej nazwy, tak czy siak serwuje kierowcom paliwo pochodzące od dwóch największych polskich producentów.
Dziś w Polsce funkcjonuje około 6,5 tyś. stacji benzynowych. Najwięcej posiada PKN Orlen - 1309 własnych, 530 patronackich i 90 stacji franczyzowych. W ramach Grupy Lotos funkcjonuje ok. 340 stacji paliw. Sieć BP po połączeniu z niemieckim Aralem dysponuje 284 stacjami. Ponad 200 stacji benzynowych mają też Shell i Statoil.
Dodatkowym elementem wpływającym na cenę polskiej benzyny jest monstrualny podatek akcyzowy. Obecnie stawka akcyzy na benzynę wynosi 1464 zł na 1000 litrów, na olej napędowy 1014 zł na 1000 litrów i na olej opałowy 197 zł na 1000 litrów. Do tego dochodzą jeszcze opłaty paliwowe - odpowiednio 79, 28 zł (benzyna) i 88,73 (olej napędowy). Opłata paliwowa nie obowiązuje jedynie na olej opałowy. Jeżeli dołożymy do tego podatek VAT na paliwo, to okazuje się, że polski kierowca przy każdym tankowaniu zmuszony jest płacić gigantyczny haracz na rzecz państwa. I choć w krajach Unii Europejskiej wysokość akcyzy jest zbliżona do stawki polskiej, to i tak - biorąc pod uwagę średnią zarobków w naszym kraju - polski obywatel odczuwa to daleko bardziej niż jego unijny sąsiad.
Zdaniem Polskiej Izby Paliw Płynnych, opłaty akcyzowe w Polsce są zdecydowanie za wysokie.
- Podatki stanowią 55-60 proc. ceny paliwa, w tym sama akcyza to ponad 1,5 zł na litrze benzyny bezołowiowej. Z definicji akcyza jest podatkiem od luksusu. A ja się pytam, czy paliwo to jakiś luksus? - mówi Aurelia Kuran-Puszkarska, prezes Polskiej Izby Paliw Płynnych.
Dlatego jeżeli nic się nie zmieni w polityce fiskalnej państwa, PIPP zamierza w najbliższym czasie rozpocząć akcję zbierania podpisów pod ustawą zmniejszającą akcyzę na benzynę i oleje.
- Jeśli Ministerstwo Finansów zmniejszy akcyzę, kierowcy będą tankować więcej, spadnie inflacja, a w konsekwencji podniesie się stopa życiowa. Skoro zwiększy się popyt i obroty, to per saldo państwo nic na tym nie straci. Jednak nie leży to w interesie fiskusa, ponieważ im droższa baryłka ropy, tym zyskuje on więcej, bo pobiera wyższą akcyzę. To nie jest moralne, żeby aparat fiskalny zarabiał na światowych podwyżkach - przekonuje prezes Kuran-Puszkarska.
Ministerstwo Finansów i producenci paliwa bronią się, twierdząc, że podwyżki cen są wynikiem czynników międzynarodowych. To wszystko prawda. Tyle tylko, że gdyby nasi monopoliści byli choć trochę mniej bezwzględni w wykorzystywaniu swojej uprzywilejowanej pozycji do kształtowania cen benzyny, a Ministerstwo Finansów zdecydowało się wreszcie na obniżkę akcyzy, polski kierowca natychmiast odczułby ulgę na swojej kieszeni.
Trudno jednak o optymizm. Nic nie wskazuje na to, by ceny światowej ropy miały gwałtownie spaść, nasi monopoliści też nie zamierzają rezygnować z dyktatu cenowego i eliminowania konkurencji, a polityka fiskalna rządu zmierza do jeszcze większego łupienia polskich kierowców. Już dziś bowiem wiceminister finansów Wiesław Czyżowicz zapowiada, że w przyszłym roku Ministerstwo Finansów przewiduje kolejną 4-5-groszową podwyżkę akcyzy na litrze benzyny i gazu. Jeżeli jeszcze Unia Europejska - zgodnie ze swoimi standardami -narzuci na Polskę obowiązek utworzenia rezerw paliwowych równych 90-dniowe-mu zapotrzebowaniu kraju (co spowoduje wzrost kosztów składowania), to może się okazać, że już niedługo cena litra benzyny przekroczy mityczne 4 zł. Czy tak się rzeczywiście stanie, tego dzisiaj nie potrafi przewidzieć chyba nikt.
Wszystko kręci się wokół monopolisty
Rozmowa z Andrzejem Szczęśniakiem, ekspertem paliwowym Centrum im. Adama Smitha.
Co jest powodem nieustających podwyżek cen ropy w ostatnich latach?
- To efekt rynkowej gry popytu i podaży. Ceny ustalają wielkie giełdy paliwowe w Nowym Jorku, Londynie, Rotterdamie i Singapurze, przy czym znaczący udział mają w tym spekulacje giełdowe. Sprzyjają temu zbyt matę moce wydobywcze, choć jednocześnie nie można powiedzieć, że ropy jest za mato.
Ale zwiększył się popyt choćby ze względu na gwałtowną motoryzację Chin czy Indii...
- Popyt się zwiększył, ale musi się on spotkać z podażą. Tymczasem brak nadwyżek produkcyjnych powoduje, że ceny są wyspekulowane.
Przy okazji chciałbym obalić często powtarzany argument, że wysoka cena ropy jest spowodowana zbyt matymi zapasami tego surowca. Tylko że nikt normalny nie kupuje ropy na zapas wtedy, kiedy jej ceny osiągają rekordy. Brak zapasów to skutek, nie powód.
Czy w przyszłym roku czekają nas dalsze podwyżki?
- Wszystkiego możemy się spodziewać. Baryłka ropy może osiągnąć cenę 60-80 dolarów, ale równie dobrze spaść do 30. Sam jestem ciekaw, jak zmienią się ceny po wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Trudno doszukiwać się tutaj jakichś reguł. Kilka miesięcy przed wybuchem pierwszej wojny w Zatoce Perskiej ceny ropy gwałtownie szły do góry, a w dzień wybuchu konfliktu nagle spadły.
Mimo to nie wierzę w skokowy wzrost ceny ropy, bo obecna jest już i tak nazbyt wyspekulowana.
Benzyna w Polsce jest dwukrotnie droższa niż np. w Stanach Zjednoczonych...
- Powodem jest brak konkurencji, wszystko kręci się wokół jednego monopolisty i to on wyznacza ceny dla pozostałych. Do tego dodajmy gigantyczną akcyzę na paliwo, która uderza przede wszystkim w ludzi biednych i bezrobotnych. Jeżeli ktoś musi przez 25 dni w miesiącu dojeżdżać do pracy 40 km w dwie strony, a jego samochód spala średnio 8 litrów na 100 km, to jak tatwo sobie obliczyć, kosztuje go to ok. 650 zł miesięcznie. Czy w tej sytuacji opłaca mu się pracować za 1000 złotych?
Dlaczego na stacjach niektórych koncernów benzyna jest tańsza niż w punktach PKN Orlen, mimo że kupują ją od tego największego polskiego monopolisty?
- Ceny benzyny są zróżnicowane w zależności od regionu naszego kraju, a często decyduje o nich oferta najbliższego konkurenta. Sieć małych tanich stacji potrafi swoją ofertą zmusić do obniżenia ceny nawet duże zachodnie koncerny.
Rozmawiał Ł.K.
opr. mg/mg