Rozmowa z Władimirem Bukowskim, jednym z najsłynniejszych rosyjskich dysydentów
W 1976 roku udało się Panu opuścić ZSRR i znaleźć schronienie na Zachodzie. Jednak szybko rozczarował się Pan zachodnim modelem demokracji. Dlaczego więc nie chce Pan wrócić do współczesnej Rosji?
- Ponieważ Rosja cofa się w przeszłość. Na początku lat 90-tych były próby wprowadzenia demokracji. Nieudane, ale przynajmniej istniała wola ze strony ówczesnych przywódców. Później władza wróciła w ręce KGB. Media, biznes i niemal każda gałąź przemysłu w Rosji są zależne od KGB. Niedawno obliczono, że 20 proc. ścisłego kierownictwa państwowego to byli funkcjonariusze KGB z samym Putinem na czele. Podobnie rzecz się ma na innych poziomach władzy.
Jaki jest Pański stosunek do problemu czeczeńskiego? Wielu rosyjskich intelektualistów, np. Nikita Michałkow czy Aleksander Sołżenicyn, poparło Kreml i opowiedziało się za wojną przeciwko CzeczeniiÉ
- Sołżenicyn przez dłuższy czas potępiał tę agresję, dopiero niedawno zaczął coś mówić o czeczeńskich terrorystach, natomiast MichałkowÉ, no cóż, on zawsze bezwarunkowo popierał każdą władzę. Mieliśmy tak naprawdę dwie wojny w Czeczenii. Ta pierwsza była spadkiem po imperialnych ambicjach Związku Radzieckiego. Kiedy okazało się, że nie udało się pokonać Czeczenów, Jelcyn stwierdził, że należy ich zostawić w spokoju, niech sobie radzą sami. I pokój został podpisany momentalnie. Druga wojna była prowokacją z przyczyn politycznych, dzięki której KGB udało się pogłębić swoją władzę. Stworzono w kraju nastrój anarchii i wywołano pragnienie, by ktoś silny doprowadził wszystko do porządku. W ten sam sposób sprowokowano konflikt z Dagestanem na początku wojny. Istnieją niezaprzeczalne dowody - a jest ich mnóstwo - że zamachy bombowe w Rosji były inspirowane przez KGB.
Na tej wojnie ludzie KGB doszli do władzy, tyle że teraz nie za bardzo wiedzą, jak się wycofać z problemu czeczeńskiego. Nie chcą prowadzić negocjacji, bo tym samym przyznaliby, że wojna była niepotrzebna. Ponoszą spektakularne porażki, a w samej Rosji wzrasta potępienie dla tej wojny. Obecnie aż 60 proc. Rosjan jest jej przeciwnych. Ja oczywiście uważam, że Czeczenia powinna być w pełni niepodległym państwem.
Obecnie obserwujemy próbę zmontowania osi politycznej na linii Paryż - Berlin - Moskwa. Jak Pan to ocenia?
- Rosja jest tu jedynie dodatkiem do europejskich rozgrywek. Tak naprawdę istnieje wyłącznie socjaldemokratyczny sojusz między Francją i Niemcami. Istnienie takiego bloku jest faktem. Natomiast Moskwa próbuje jedynie wykorzystać koniunkturę polityczną związaną z wojną iracką i w niegłupi sposób wyjść z międzynarodowej izolacji. Ale to sytuacja chwilowa. Takie porozumienie tak naprawdę nie zaistnieje, a jeżeli nawet, to będzie bardzo krótkotrwałe. Rozbieżność globalnych interesów tych państw jest po prostu zbyt duża.
Po upadku ZSRR skończył się również dwubiegunowy podział świata. Teraz na arenie międzynarodowej funkcjonuje jedno supermocarstwo - Stany Zjednoczone - właściwie niezagrożone w swojej światowej supremacji.
- Po pierwsze, taki stan nie będzie trwał długo i nie będzie monopolu jednej siły, weźmy przykład Chin, które stają się powoli coraz większym zagrożeniem dla amerykańskiej dominacji. Po drugie, Amerykanie nie są społeczeństwem o mentalności imperialistycznej i nie dążą do dominacji za wszelką cenę. Mieszkałem w Stanach przez kilka lat, jeżdżę tam regularnie, znam wielu przywódców i ważnych osobistości, tak więc mogę powiedzieć, że tworzenie imperium nie jest ich zamysłem. Amerykanie nie znają świata i nie interesują się nim. W szkołach nie ma lekcji geografii. Wiedzą, co to Meksyk, ale gdyby zapytać ich, gdzie leży Polska, byliby zmieszani. Bez terrorystycznego ataku na Nowy Jork nie byłoby wojen z Irakiem i Afganistanem. To była jedynie samoobrona i chęć odwetu.
Porównuje Pan Unię Europejską do Związku Sowieckiego...
- Herbert Marcuse stwierdził kiedyś, że Marks się pomylił. Klasą rewolucyjną nie jest proletariat, a tzw. klasy niższe - imigranci, homoseksualiści, feministki itp. Te grupy są trampoliną do władzy we Wspólnocie Europejskiej. Rzekomo uciskane szybko znajdują samozwańczych obrońców, którzy błyskawicznie docierają do szczytów europejskiej władzy.
Tzw. wyzyskiwane grupy są ogromnym elektoratem wyborczym. W Unii dominuje polityczna poprawność i powszechne zrównanie w prawach. Nieważne, jak bardzo jest to niekiedy absurdalne. Jeśli feministki chcą równych praw, to przyjmuje się je np. do armii. A skoro gorzej rzucają granatami, to obniża się wymaganą odległość rzutu. To oczywiście nie może sprzyjać obronności. Podobnie wygląda sprawa z niepełnosprawnymi. W Wielkiej Brytanii rząd wydał ogromną sumę 40 miliardów funtów na likwidację barier architektonicznych. Teraz mówi się o projekcie, zgodnie z którym każda prywatna posesja powinna spełniać te standardy. To są ogromne sumy i dla wielu obywateli będzie to oznaczało bankructwo. Oczywiście należy pomagać niepełnosprawnym, ale ten sposób nie jest dobry, ponieważ odbywa się kosztem innych grup, a to prowadzi raczej do niechęci, niż zacierania barier międzyludzkich. Porównanie ZSRR z Unią pokazuje wiele analogii między tymi tworami. Mówię to z czystym sumieniem, jako człowiek, który na własnej skórze doświadczył obu tych ustrojów.
Jest Pan zatem przeciwnikiem Unii Europejskiej?
- Tak, podobnie jak większość jej obywateli, np. 70 proc. Brytyjczyków chciałoby, aby Wielka Brytania opuściła struktury europejskie. Nie jest to jednak możliwe. Od kilku lat próbuje się doprowadzić do ponownego referendum w niektórych krajach członkowskich. Unijne władze zbywają te prośby milczeniem. Zapytałem kiedyś kolegę - delegata do Parlamentu Europejskiego - czym się zajmuje. Powiedział mi, że od czterech lat uczestniczy w posiedzeniach komisji rolnictwa i od czterech lat dyskutuje o problemie procentowego udziału tłuszczu w mleku. Jak na razie bezowocnie.
Unia jest przeżarta przez korupcję. Komisarze europejscy zarabiają rocznie ponad dwieście tysięcy euro i nie podlegają praktycznie żadnej kontroli. Są dożywotnio zwolnieni z jurysdykcji prawnej. Szefowa unijnej komisji kontrolnej zwołała niedawno konferencję, na której oświadczyła, że nie widzi sposobu na przeprowadzenie jakiejkolwiek kontroli. Szybko została zdymisjonowana. Dlatego nie liczcie na to, że wejście do Unii jest sposobem na walkę z korupcją i nieuczciwością w polityce. To jest raj dla skorumpowanych elit politycznych. Nie dziwię się, że politycy dążą do integracji. Dla nich oznacza to bowiem same korzyści. Nie rozumiem tylko polskiego społeczeństwa. Po wejściu do Unii czeka was wzrost cen i bezrobocia. Tak było w przypadku innych państw członkowskich. Wspólnota polityczna zniszczy wasze rolnictwo, rolnicy zostaną bez środków do życia i zaczną uciekać do miast. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w Wielkiej Brytanii. Unia preferuje duże ponadnarodowe kompanie i koncerny. Prowadzona jest dziwna polityka imigracyjna. Promuje się imigrantów z krajów Trzeciego Świata. Każde państwo będące członkiem Wspólnoty jest zobowiązane przyjąć określoną liczbę ludzi z określonych krajów. Pomimo tego, że Unia promuje tolerancję jako wartość nadrzędną, w krajach członkowskich wzrastają napięcia etniczne.
Tworzy się policję europejską Europol, której kompetencje w przyszłości będą wręcz nieograniczone - m.in. prawo do deportacji obywatela do dowolnego kraju członkowskiego, w razie popełnienia jednego ze stu kilkudziesięciu przestępstw. Na liście występków znajdują się czyny, które do tej pory nie figurowały w żadnym kodeksie karnym, np. ksenofobia.
W Polsce wielu ludzi mówi wprost: odrodziła się wiedźma Rossija. Czy powinniśmy - biorąc pod uwagę uwarunkowania historyczne - bać się imperializmu rosyjskiego?
- Rosja podlega ciągłym przeobrażeniom i moim zdaniem będzie następowała dalsza jej fragmentaryzacja. W Rosji jest nadal zbyt wiele problemów i zbyt wiele narodowości. Siedemdziesiąt lat komunizmu doprowadziło kraj do anarchii. Ludzie są skłóceni i mają serca przepełnione nienawiścią. Do tego dochodzą problemy z gospodarką. A jak wiadomo, bez silnej gospodarki nie można myśleć o ekspansji imperialnej. Tak więc Rosja będzie zajęta swoimi wewnętrznymi problemami jeszcze przez wiele lat. Wy możecie czuć się bezpiecznie. Znajdujecie się w strukturach NATO, a to jest najlepsza ochrona militarna. Największym waszym zagrożeniem jest ekonomiczna ekspansja Niemiec i tego powinniście się obawiać. Polska jest krajem osłabionym przez pięćdziesiąt lat komunizmu i nie wytrzyma konkurencji z zachodnim sąsiadem. Zresztą wpływ całej Unii Europejskiej na wasze państwo będzie rujnujący.
Rozmawiał: Łukasz Kaźmierczak
opr. mg/mg