"Myślisz, że się poddam?"

O Francji, która protestuje wielkim głosem przeciwko legalizacji związków osób tej samej

Tytuł tego artykułu pochodzi z jednego z transparentów, który niesiony był 26 maja w czasie ponadmilionowej manifestacji w stolicy Francji - Paryżu. Manifestacji przeciwko wprowadzonemu nad Sekwaną prawu do zawierania przed urzędnikiem państwowym związków osób tej samej płci.

Ów transparent zawierał właściwie następującą frazę: „12 raz wychodzę na ulice, by bronić małżeństwa. Myślisz, że się poddam?” Można zadać całkiem sensowne pytanie: o co właściwie chodzi? Przecież nikt nikogo nie zmusza do zawierania takiego związku, co więcej - powyższe prawo zdaje się szanować odrębność różnorakich wspólnot wyznaniowych i nie nakłada na nie obowiązku asystowania przy tychże ceremoniach. Dlaczego więc taki sprzeciw, który dodatkowo zakończył się atakiem służb porządkowych na manifestantów i użyciem przez nie gazów łzawiących oraz środków przymusu bezpośredniego? Czy jest to błaha sprawa, która rozwieje się z czasem, czy może jednak dotyczy czegoś ważnego? Otóż nie uznaję protestów przeciw tzw. „homomałżeństwom” za sprawę nieistotną i nieważną z punktu widzenia społeczeństwa i samego człowieka. Kwestia nie dotyczy tylko spraw majątkowych, opieki medycznej czy też „prawa do samorealizacji”. W przypadku formalnych związków par homoseksualnych dotykamy newralgicznych dla każdej społeczności jej elementów: prawdy i dobra wspólnego.

 źródło: echokatolickie.pl

A zaczęło się od pubu w nowojorskiej dzielnicy...

Już kiedyś pisałem o wydarzeniach z 1969 r., do jakich doszło w związku z nalotem sił porządkowych na nielegalnie działający pub „Stonewall” w nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village. Nie chcąc zajmować miejsca, przypomnę tylko, że doszło tam do zamieszek, w wyniku których poturbowani zostali przez tłum homoseksualistów i ich zwolenników policjanci, którzy przybyli, by sprawdzić legalność działania tegoż lokalu (chodziło o koncesję na sprzedaż alkoholu). Wydarzenia ze „Stonewall” są w całej sprawie dość symptomatyczne, a dodatkowo - uznawane przez całe środowisko homoseksualistów za początek ruchu „wyzwoleńczego” osób o tej „orientacji seksualnej”. Otóż mieliśmy wówczas do czynienia z grupą osób, która siłą chciała wywrzeć presję na policjantach, by ci odstąpili od egzekwowania prawa. Owo prawo stanowiło, że kto chce handlować alkoholem, musi posiadać odpowiednią koncesję, czyli zezwolenie władz miasta. Mówiąc krótko: siłą chciano usankcjonować samowolkę. Jeśli przyjąć, iż owo prawo miało za zadanie chronić mieszkańców miasta, szczególnie nieletnich, przed zgubnymi skutkami alkoholizmu, wówczas zamieszki w Greenwich Village pokazują grupę ludzi, którzy swoimi działaniami oświadczają, że mają za nic prawo i to, co ono chroni, a dodatkowo za pomocą bezprawnych środków chcą urzeczywistnić swoje pragnienia. To właśnie jest symptomatyczne dla tzw. homozwiązków.

Podstępne i największe zagrożenie dla obecnego świata

Słowa śródtytułu są cytatem z wystąpienia papieża Benedykta XVI w czasie jego pielgrzymki do Fatimy w 2010 r. Dlaczego reakcja następcy św. Piotra była aż tak dramatyczna i silna? Czy przypadkiem papież nie przesadził? Otóż nie! W przypadku tzw. homozwiązków mamy do czynienia z próbą nadania nazwy „małżeństwo” czemuś, co małżeństwem nie jest. Dla przykładu: ludzie łączą się ze sobą w różny sposób, dla różnych celów i na różny okres czasu. Zakonnik składając śluby wieczyste włącza się w życie zakonu aż do swojej śmierci. Można powiedzieć, że realizuje wierność dozgonną. Czy nazwiemy to małżeństwem? Być może poetycko tak, ale nie powiemy, że należy to zrównać z małżeństwami zawieranymi w kościołach czy urzędach stanu cywilnego. Podobnie jest z prawem wyłączności. Gdy zawieram umowę z moim kontrahentem, a ten postanawia zawrzeć klauzulę o wyłączności, to wówczas nikt nie mówi o małżeństwie ani nawet nie podejmuje działań ukierunkowanych na legalizację takiego procederu w ramach uroczystości ślubnych. W małżeństwie nie chodzi zatem tylko o sprawę związku wiernego i wyłącznego pomiędzy dowolnymi ludźmi. Co więcej, nawet sprawa pożycia seksualnego nie jest wystarczającym powodem do nazywania związku dwojga ludzi małżeństwem. Przecież w obiegowym słownictwie mówi się o konkubinatach, że są to ludzie żyjący ze sobą „na sposób małżeński”. Czyli udają małżeństwo, ale nim nie są. Legalizowanie więc homozwiązków jako małżeństw jest próbą wprowadzenia w przestrzeń publiczną zwykłego udawania, a więc fałszu. Podstępność, o której mówił papież Benedykt XVI, polega na usankcjonowaniu kłamstwa w przestrzeni publicznej, a dodatkowo powołując się na argument potrzeby samorealizacji człowieka. Tylko czy człowiek realizuje siebie wówczas, gdy żyje w kłamstwie? Doświadczaliśmy tego w czasie zniewolenia komunistycznego. Nikt nie może zabronić człowiekowi kształtowania życia, jak chce. Nie można jednak pozwolić na zabijanie prawdy w społeczeństwie.

Jawny lub ukryty totalitaryzm

Drugą sprawą jest ochrona dobra wspólnego. Państwo to społeczność ludzi, którzy łączą się ze sobą dla realizacji owego dobra. Ale czym ono jest? Nie stanowi go tylko suma pragnień i marzeń jednostek, bo te mogą być i różne, i rozbieżne, ale i ze sobą sprzeczne. Dobrem wspólnym jest stworzenie takich możliwości, aby człowiek osiągał właściwe dla siebie dobro, zgodne z jego człowieczeństwem. A to oznacza, że podstawę państwa stanowi prawda o człowieku. Dlatego społeczność może się bronić przed fałszem w jego strukturach. Odruch społeczeństwa francuskiego na prawne zafałszowanie w opinii społecznej prawdy o ludzkiej naturze (nie w znaczeniu przyrodniczym) i ludzkim małżeństwie jest jak najbardziej zdrową reakcją. I nie chodzi tylko o możliwość niszczenia młodych ludzkich istot przez akty pedofilskie, ale o fakt poznawania prawdy i trwania przy prawdzie. We wspomnianej na początku manifestacji niesiony był jeszcze jeden transparent: „Dość z gender w szkołach! Przestańcie gwałcić nasze dzieci!”. Może zbyt dosadnie, ale prawdziwie.

Ruszamy z posad bryłę świata...

Przeformatowanie mentalności ludzi jest o tyle niebezpieczne, że wpływa na ich postrzeganie świata na wieki. Przykład stanowi chociażby twierdzenie, że z kosmosu widać na Ziemi Wielki Mur Chiński. Chociaż nauka dawno zweryfikowała negatywnie tę tezę, tkwi ona w umysłach ludzi bardzo mocno. Zaś utrwalenie mitu doskonałości ludzkiej w ramach tzw. demokratyzmu powoduje fatalne skutki chociażby w polskim szkolnictwie. Dlatego, chociaż może trzeba będzie wyjść na ulicę dużo więcej niż 12 razy, to warto. By bronić prawdy i dobra. Nawet jeśli uznani zostaniemy za wariatów lub potraktowani gazami łzawiącymi.

KS. JACEK WŁ. ŚWIĄTEK
Echo Katolickie 23/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama