Kochać - jak to łatwo powiedzieć...

Bez miłości nie sposób żyć - i choć wszyscy jej pragną, tylko nieliczni znajdują w najczystszej postaci.

Nie kocha się za coś. Kocha się mimo wszystko. Kochać może tylko człowiek wolny. Bez miłości nie sposób żyć - i choć wszyscy jej pragną, tylko nieliczni znajdują w najczystszej postaci. Wielkim nieporozumieniem, z którym współcześnie mamy do czynienia, jest sprowadzenie jej do roli towaru, którym można obracać: kupować, sprzedawać, targować się i do woli wybrzydzać.

O miłość dziś już mało kto walczy. Gdy się „zepsuje”, po prostu wymienia się ją na nowszy „model”. Może dlatego nie brak opinii, że wyraz „kocham” to jedno z najbardziej zakłamanych słów na świecie. Nieustannie wypaczane, fałszowane, kamuflujące ludzkie egoizmy i żądze, przypisywane sytuacjom, które z prawdziwą miłością nie mają nic wspólnego. Współczesna kinematografia, prasa kolorowa, koleje życia tzw. autorytetów i zwykłych ludzi są na to dowodem. Ów proces wpisuje się w konwencję współczesności. A w niej wierność, uczciwość, gotowość do służby drugiemu nie są w cenie. Zapomnieliśmy, że ktoś, kto kocha, powinien być jak dojrzały kłos zboża, który im jest pełniejszy, tym bardziej się zgina...

Panujący współcześnie system kliencki sprawia, że zaczynamy myśleć jak konsumenci, o uwagę których nieustannie się zabiega, kupuje przychylność, mami obietnicami. Dotyczy to także sfery duchowości. Wielu ludzi mówiąc: „kocham cię!”, tak naprawdę myśli o korzyściach, jakich mu tak zdefiniowana relacja może przysporzyć. Chce być należycie „obsłużonym”, usatysfakcjonowanym, spełnionym. Jak najwięcej wycisnąć z „miłości”, jak najmniej przy tym dając z siebie. Nieważne, jakim ma to się dokonać kosztem.

Kochać - jak to łatwo powiedzieć...

Żyjemy w czasach, gdzie pełno jest jednorazówek i podróbek. I mnóstwo rzeczy wyrzuca się na śmietnik. Zamawia się dzieci u surogatek, produkuje się ludzi „na szkle” , a wadliwy „towar” po prostu utylizuje. Nie dba się o jakość, a zewnętrzny blichtr, atrakcyjność wydają się być ważniejsze niż to, co jest wewnątrz. Miłość także.

Wydaje się, że w świecie, w którym tyle spraw się pogmatwało, zatarł się również wewnętrzny ład, który w sposób naturalny powinien być wpisany w miłość. Pierwszą ofiarą jego braku jest rodzina, która na autentycznej miłości winna być wsparta. Żartobliwie - choć do bólu prawdziwie - opowiedział o tym kiedyś na scenie jeden ze znanych kabareciarzy. - Jak było kiedyś? - pytał Grzegorz Halama. - Ludzie, czując się samotni, odkrywali siebie. Potem brali ślub. Wspólnie zamieszkiwali. Mieli dzieci. A jak jest dziś? Najpierw mają dziecko - potem zamieszkują ze sobą - biorą ślub - poznają siebie, a na koniec odkrywają, że są samotni.

Taka jest prawda. Jeśli miłość zostanie wykluczona z Bożego porządku, stanie się tylko grą zmysłów, zawsze jej finałem będzie ból samotności.

„Kochać - jak to łatwo powiedzieć” - śpiewał przed laty Piotr Szczepanik. Tysiąc razy trzeba się zastanowić, zanim to słowo komuś się ofiaruje. Dlaczego? Aby nie okazało się kłamstwem, fałszywym drogowskazem. Zbitką głosek, która nic nie znaczy. Nawet w tak wyjątkowym dniu, jak walentynki. Bo tu chodzi o najważniejsze słowo na świecie. O słowo, dzięki któremu zachowuje on sens swojego istnienia.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI

OKIEM DUSZPASTERZA

Biskup zakochanych, czyli o historii walentynek

Walentynki, święto zakochanych obchodzone 14 lutego, niekiedy bywa stawiane w jednym rzędzie z Halloween, jako kolejny importowany produkt kultury anglosaskiej. Dla osłabionych poświąteczną stagnacją sieci handlowych jest to znakomita okazja do podreperowania budżetów. Szkoda, że tego dnia pierwsze skrzypce odgrywa wszechobecny kicz i pustosłowie. A wcale tak być nie musi.

Kochać - jak to łatwo powiedzieć...

Wspominany tego dnia w kalendarzu liturgicznym św. Walenty, od którego imienia pochodzi nazwa święta, został ogłoszony patronem zakochanych już w 1496 r. przez papieża Aleksandra VI. Jednak początków walentynek szukać trzeba nie w chrześcijaństwie, lecz w pogańskim Rzymie. W połowie lutego ptaki gnieżdżące się w Wiecznym Mieście zaczynały miłosne zaloty i łączyły się w pary. Uważano to za symboliczne przebudzenie się natury zwiastujące rychłe nadejście wiosny. Z tej racji Rzymianie na 15 lutego wyznaczyli datę świętowania luperkaliów - festynu ku czci boga płodności Faunusa Lupercusa. Gdy w IV w. chrześcijaństwo stało się religią panującą w cesarstwie rzymskim, pogańskie obchody stopniowo zaczęto zastępować świętami chrześcijańskimi. Luperkalia formalnie zniósł w 496 r. papież Gelazy I, zastępując je najbliższym w kalendarzu liturgicznym wspomnieniem świętego męczennika Walentego.

Jeden, dwóch czy trzech Walentych?

Problem ze św. Walentym jest jednak dużo bardziej skomplikowany. Otóż okazuje się, że walentynkowa tradycja ma kilka źródeł. Za panowania cesarza Klaudiusza Gockiego (268 do 270 r. po Chr.) Rzym był uwikłany w krwawe i niepopularne wojny do tego stopnia, że mężczyźni nie chcieli wstępować do wojska. Cesarz uznał, że powodem była niechęć do opuszczania swoich narzeczonych i żon. Dlatego odwołał wszystkie planowane zaręczyny i śluby. Młodzi zaczęli się pobierać potajemnie - pomagał im w tym rzymski kapłan o imieniu Walenty. Ktoś go jednak wydał. Aresztowano go i skazano na śmierć. Stało się to, wedle tradycji, 14 lutego 269 lub 270 r. - w dniu, w którym urządzano miłosne loterie. Legenda głosi, że zanim ścięto Walentego, w więzieniu zaprzyjaźnił się on z córką strażnika, która go odwiedzała i podnosiła na duchu. Aby się odwdzięczyć, zostawił jej na pożegnanie liść w formie serca, na którym napisał: „Od twojego Walentego”. Nad grobem męczennika przy Via Flaminia zbudowano bazylikę. Kilka wieków później papież Paschalis I (817-824) przeniósł relikwie do kościoła św. Praksedy.

Z czasem wspomnienie dzielnego kapłana Walentego zmieszało się z historią innego świętego męczennika, noszącego to samo imię. W 197 r. został biskupem miasta Terni leżącego w Umbrii. Znany był z tego, że jako pierwszy pobłogosławił związek małżeński między poganinem i chrześcijanką. Wysyłał też do swych wiernych listy mówiące o miłości do Chrystusa. Poniósł męczeńską śmierć w Rzymie w 273 r. za to, że nie chciał zaprzestać nawracania pogan. Dziś do jego grobu w katedrze w Terni ściągają pielgrzymi z całego świata. Na srebrnym relikwiarzu kryjącym szczątki biskupa wyryto napis: „Święty Walenty, patron miłości”.

Jest i trzecia tradycja związana z imieniem Walentego. Żył w V w. w Recji (na dzisiejszym pograniczu niemiecko-austriacko-szwajcarskim) - przypisywano mu zdolność uzdrawiania z epilepsji, stąd mówi się dziś o nim jako o patronie epileptyków.

Otwórz moje serce

Dzień św. Walentego stał się świętem zakochanych dopiero w średniowieczu, kiedy to pasjonowano się żywotami świętych i tłumnie pielgrzymowano do ich grobów, aby uczcić relikwie. Przypomniano więc sobie także dzieje św. Walentego. Święto najbardziej rozpowszechniło się w Anglii i Francji. Nadal, jak w antycznym Rzymie, losowano imiona, choć teraz także dziewczęta wyciągały imiona chłopców. Młodzież nosiła potem przez tydzień wylosowane kartki przypięte do rękawa. W Walii tego dnia ofiarowywano sobie drewniane łyżki z wyrzeźbionymi na nich sercami, kluczami i dziurkami od klucza. Podarunek zastępował wyrażoną słowami prośbę: „Otwórz moje serce”. Od XVI w. w dniu św. Walentego zaczęto obdarowywać kobiety kwiatami. Wszystko zaczęło się od święta zorganizowanego przez jedną z córek króla Francji Henryka IV. Każda z obecnych dziewczyn otrzymała wówczas bukiet kwiatów od swego kawalera.

Zwyczaj wysyłania czułych liścików (tzw. walentynek) zadomowił się najpierw na dworze królewskim w Paryżu. Walentynki dekorowano sercami i kupidynami, wypisywano na nich wiersze. W XIX w. uważano je za najbardziej romantyczny sposób wyznania miłości. W 1800 r. Amerykanka Esther Howland zapoczątkowała tradycję wysyłania gotowych kart walentynkowych. Często były anonimowe, dlatego kończyły się pytaniem: „Zgadnij, kto?”. Najbardziej uroczyście obchodzi się ten dzień w ojczyźnie św. Walentego. Co roku 14 lutego w katedrze w Terni odbywa się Święto Zaręczyn. Zgromadzone przy grobie św. Walentego setki par narzeczeńskich, przybyłych nieraz z różnych stron świata, przyrzekają sobie miłość i wierność na czas do dnia ślubu. W 1997 r. krótki list do zgromadzonych w Terni narzeczonych napisał św. Jan Paweł II. Jego treść została wyryta na płycie wmurowanej w pobliżu grobu św. Walentego.

Modlitwa do św. Walentego
	
Święty Walenty, opiekunie tych, którzy się kochają,
Ty, który z narażeniem życia urzeczywistniłeś i głosiłeś ewangeliczne przesłanie pokoju,
Ty, który - dzięki męczeństwu przyjętemu z miłości - zwyciężyłeś wszystkie siły obojętności,
nienawiści i śmierci, wysłuchaj naszą modlitwę: 
W obliczu rozdarć i podziałów w świecie
daj nam zawsze kochać miłością pozbawioną egoizmu,
abyśmy byli pośród ludzi wiernymi świadkami miłości Boga.
Niech ożywiają nas miłość i zaufanie,
które pozwolą nam przezwyciężać życiowe przeszkody. 

Prosimy Cię, wstawiaj się za nami 
do Boga, który jest źródłem wszelkiej miłości
i wszelkiego piękna, i który żyje i króluje na wieki wieków. 
Amen.

(treść modlitwy pochodzi ze strony
internetowej francuskiej miejscowości Saint-Valentin)

Echo Katolickie 6/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama