Kościół nie jest panem, ani sługą państwa, ale raczej jego sumieniem. Winien być przewodnikiem i krytykiem państwa, ale nigdy jego narzędziem - M.L. King
Od miesięcy sprawą oczywistą wydawało się, że kampania wyborcza do parlamentu będzie w tym roku wyjątkowo brutalna. Że zostaną podjęte próby zastraszania i skłócania Polaków, poruszone i nagłośnione będą sprawy światopoglądowe jako sprawdzony pewnik w generowaniu emocji o najwyższym natężeniu. Groza miesza się z lękiem, straszenie, „co będzie, jak wygra PiS”, przerosły wyobrażenia nawet najwytrawniejszych kabareciarzy. Kościół obrywa najwięcej.
Nie ma dnia, aby nie było jadowitego komentarza dotyczącego powyższych kwestii. Przeszkadza religijność prezydenta Andrzeja Dudy, jego udział w Mszach św., obecność kapelana w Pałacu Namiestnikowskim. „Prezydent ma być Prezydentem dla wszystkich Polaków, stąd też nie powinien angażować się w Msze i podobne imprezy, a swój pierwszy dzień na tym stanowisku spędzić w sposób świecki” - pouczał Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej” w studiu TVN w dniu zaprzysiężenia A. Dudy na najwyższy urząd w państwie. Kościół nawołuje do nienawiści! - alarmują z Czerskiej. Bloger zombie (copyright Krzysztofa Feusette'a) Jacek Pałasiński wyzywał kilka dni temu PiS od „bolszewii” i nacjonalistycznej hucpy, przypisując mu najgorsze cechy. To i tak nic w zestawieniu z furią redaktora Jacka Żakowskiego! Swego czasu ubolewał (przed Bożym Narodzeniem - wpis na blogu), iż „w torturowaniu słuchaczy świąteczną atmosferą przodują media państwowe, niesłusznie zwane publicznymi. Z okazji Wielkanocy i Bożego Narodzenia do «świątecznej playlisty» dokładają one równie intensywną i nie mniej wkurzającą inwazję «czarnych ludzików» w koloratkach oraz osób księżopodobnych i tematów okołoksiężowskich”. Żeby było mało, dodał, iż „inwazja katolickości trwa w mediach publicznych dwanaście miesięcy”. Zgroza! „Coś z tym trzeba zrobić!” - zakrzyknął. Może reaktywować wydział IV MSW? Chłopcy od Kiszczaka potrafili załatwiać temat „czarnych ludzików” radykalnie i bardzo skutecznie...
Trudno zliczyć czy zacytować ilość bzdur, które codziennie pompowane są w umysły słuchaczy, widzów największych mediów. Towarzyszą im obelgi kierowane w stronę biskupów i publiczne rozstrzelania za każdą wypowiedź, która w sposób jednoznaczny wyraża naukę Kościoła na temat życia, rodziny, kwestii moralnych czy obrony życia. Według red. J. Żakowskiego (vide: bluzgi po wypowiedzi abp. Marka Jędraszewskiego pokazującego niestosowność obecności prezydenta Bronisława Komorowskiego autoryzującego działania nazisty Clausa von Stauffenberga) polscy hierarchowie to „ekstrema, podłość i cicha schizma”, na które lud patrzy ze zgrozą. Kościół to neopogańska sekta - „z zastrzeżeniem, że im wyżej, tym gorzej”. Cyngle z Czerskiej długo nie mogli też otrząsnąć się po słowach abp. Wacława Depy wypowiedzianych 15 sierpnia na Jasnej Górze, że „nie zagraża nam państwo wyznaniowe, ale kłamstwo udające prawdę i grzech udający dobro”, zaś - jak często przypominał kard. Stefan Wyszyński - „próba rozłączenia tego, co należy do Kościoła, narodu i państwa jest „niewłaściwa i sztuczna”. Nawiązując do słów Jana Pawła II na temat wolności, przypomniał, iż „nie wolno stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie zniewala i znieprawia”. Furii lewactwa nie było końca, a groźby, że „coś z tym trzeba zrobić”, padały co rusz.
Co nam grozi - zdaniem „autorytetów” - gdy prezydentem Polski jest tak zatwardziały „katol” jak A. Duda i gdy parlamentarną większość zdobędzie prawica? Mnóstwo rzeczy. Iranizacja kraju (prof. Ryszard Markowski), państwo wyznaniowe (groźby tak powszechne w mainstreamie, że trudno wyliczyć, jak często padają), ustawowy nakaz chodzenia do kościoła (red. Jarosław Kuźniar), prezydent będzie wikarym episkopatu, pokornie wykonującym wszystkie polecenia (Kazimierz Kutz), rozdział Kościoła od państwa stanie się fikcją (Tomasz Lis). W Polsce zniknie społeczeństwo obywatelskie i rozpocznie się katolicka cenzura. Kościół nie umie odnaleźć się w demokratycznym porządku, ponieważ nie akceptuje związków partnerskich (Magdalena Środa). Dominika Wielowieyska przestrzega na łamach GW, że „ostentacja nowego prezydenta w uczestniczeniu w uroczystościach religijnych, przywiązaniu do tego, co mówią biskupi, jest wyraźna”, zaś wg Ewy Siedleckiej „Kościół pozwala sobie na zbyt wiele, bo nie jest hamowany przez polityków”. „Wielokrotnie nawołuje do nienawiści i nie ma żadnej reakcji państwa”, a poza tym „język duchownych jest zbyt nauczający i dyskryminujący”. Nic dziwnego, że prof. Jan Woleński w „Polityce” stawia radykalną tezę: „Pora utemperować polskich duchownych!”.
Na szczególną uwagę zasługuje przypadek kolegi D. Wielowieyskiej z „Gazety Wyborczej”. Jego poglądy, kwintesencja intelektualnej obstrukcji i lęku odbierającego zdolność do krytycznej samooceny. Tomasz Piątek, bo o nim mowa, zlewając pomyjkami kazanie abp. M. Jędraszewskiego, wygłoszone w 71 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego (podczas którego hierarcha zacytował m.in. powstańczy wiersz pt. „Czerwona zaraza” Józefa Szczepańskiego, piętnujący cynizm wojsk radzieckich czekających na wykrwawienie się Warszawy), jedzie już całkiem po bandzie: katolicyzm w Polsce kojarzy mu się z krwią na ulicach! „W Polsce XXI w. katolicyzm stał się przede wszystkim: inspiracją dla nienawiści, która przywołuje sznur i kulę, a czasem nawet komorę gazową. Boję się, że będą bić. Zaczynam się bać, że będą zabijać”. I dodaje: „To nie jest tak, że katolicyzm słabo chroni umysły katolików przed nienawiścią. Katolicyzm w katolickich umysłach tę nienawiść nieustannie zaszczepia - i to coraz bardziej zawzięcie” („Arcybiskup co pachnie krwią”, GW z 2 sierpnia). I wreszcie tonem - zasłyszanym zapewne u któregoś guru z łamów - rozpaczliwie pyta otwartych katolików: „Czemu nie wystąpicie z polskiego Kościoła katolickiego, który coraz mniej godny jest miana Kościoła?” - nie zauważając, jak śmiesznie wygląda, stawiając się w roli Kasandry.
Nie wątpię, że znalazła się niemała grupa czytelników, którzy red. T. Piątkowi uwierzyła. I będą się chować po domach, gdy katole wyjdą ze świątyń, „nienawistnie milcząc”, i rozglądając się, kto nie był na Mszy, żeby go złapać i powiesić na wieży kościoła - na różańcu!
Zgroza! Tu już nie ma czasu na sentymenty, proszę państwa! Trzeba działać!
Kto jest temu winny? Dzięki komu Polska pogrąży się wkrótce w odmętach średniowiecza? Na tak istotne pytania odpowiedział kilka dni temu - a jakże! - sam emerytowany „prezydent wszystkich Polaków” wypłakujący się Adamowi Michnikowi. To wina „nienawistnej” części tych, którzy na niego nie zagłosowali! I Kościoła, który wypycha Polskę ku średniowieczu. Proste? Jak drut.
Wystarczy tego brudu.
Z brudem jest tak, że nawet jeśli człowiek bardzo uważa, zawsze coś się przyklei. I na to liczą lewackie hufce, spłoszone wizją odnowy moralnej państwa. Wyjątkowo obłudne jest motywowanie „dobrych rad” troską o pełne świątynie i straszenie, że jeśli Kościół nie pójdzie z duchem czasu (czytaj: nie będzie się godził bezkrytycznie na wszystko, co czerwoni i różowi ideologowie proponują), przyjmując rolę strażnika tradycji i troszcząc się o dobre samopoczucie obywateli, nie przypominając im o prawie Bożym i sumieniu, to zniknie z areny dziejów. Bardzo podobał mi się tekst zamieszczony na blogu Tomasza Adamskiego (www.stacja7.pl ). Pisze: „[Kościół] nie jest ani pastelowym stowarzyszeniem miłośników Jezusa, ani jego utopijną polityczną partią rybackich proletariuszy, ani też fundacją na rzecz zbawienia, aby musieć takim romantycznie życzeniowym myśleniem zaprzątać sobie głowę. Kościół jest Kościołem - instytucją jedyną w swoim rodzaju z zasadami jedynymi w swoim rodzaju. Sensem jego istnienia nie jest wiecznie spóźnione zabieganie za duchem czasu, gdyż - zgodnie z przegenialną diagnozą Chestertona - duch czasu zmierza donikąd. Sensem istnienia Kościoła jest zasada definiująca ostatni przepis w Kodeksie Prawa Kanonicznego: jest nią zbawienie. I jeśli karykaturalne ubóstwienie postępu na kształt okołomarksistowskich agitek, w których Kościół zawsze był jego hamulcowym, miałoby w tym zbawieniu komukolwiek przeszkodzić, Kościół nie chce i nie ma prawa podążać za jego zmiennymi zachciankami. Kropka”.
Martin Luther King mówił: „Kościół nie jest panem, ani sługą państwa, ale raczej jego sumieniem. Winien być przewodnikiem i krytykiem państwa, ale nigdy jego narzędziem”. Stąd nie da się go uciszyć, spacyfikować. Nikt też nie może zabronić mu poruszania głosu sumień. Były, są i będą pokusy przekupstwa, uciszenia w zamian za życzliwe milczenie, pochwały. Ważne, żeby im nie ulec. Zachować ducha męstwa. Być wolnym w wyrażaniu opinii, konsekwentnym w strzeżeniu doktryny i nie dać się komukolwiek podporządkować. Być jasnym i wyrazistym, a zarazem pokornym i otwartym na każdego. Budzić sumienia oraz strzec prawdy i godności człowieka.
KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 34/2015
opr. ab/ab