Czy da się uczciwie prowadzić firmę? O moralnych dylematach polskich przedsiębiorców
Kilka dni temu miałem trudną rozmowę ze znajomą. Prowadzi z mężem firmę, zatrudniają kilkanaście osób. Obciążenia są tak wielkie, że dłużej już chyba nie uda się im jej utrzymać. Wykańczają podatki, ZUS, absurdalne przepisy. Jako ludzie wierzący nie godzą się na szwindle, dwuznaczności, łapówki. Ania rozżalona pytała mnie: czy w Polsce da się prowadzić (z powodzeniem) firmę bez zatrudniania na czarno, tzw. kreatywnej księgowości, umów śmieciowych, dawania łapówek, rozliczania się pod stołem... i nie zbankrutować?
Czy możliwe jest, aby płacąc godziwe wynagrodzenia, odprowadzając regularnie składki ZUS i podatki, nie wystawiając lewych faktur, wyjść na swoje - i nie stracić przed Bogiem?
Wielu z Państwa - prowadzących takowe przedsięwzięcia i znających rodzime realia - czytając powyższe słowa, zapewne pokręci przecząco głową. Nie da się! A jeśli już ktoś próbuje to robić, nader często jest to równoznaczne ze skazaniem się na balansowanie na krawędzi opłacalności. Powtarza to wielu moich znajomych: ludzi głęboko wierzących, aktywnie obecnych w Kościele, przekonanych, że na nieuczciwości, korupcji czy biznesowej „kreatywności” nie można zbudować bogactwa. W swoim środowisku (co by nie mówić, jednak w Polsce tworzonym, przynajmniej nominalnie, w większości przez ludzi wierzących) niejednokrotnie uważani są za dziwaków, nawiedzonych, nieco podejrzanych...
Znam takich, którzy długo walczyli. Rezygnowali z kontraktów, gdy ktoś domagał się „procentu” z transakcji. Płacili pełne składki, unikali zatrudniania w tzw. szarej strefie. Ale gdy zajrzało im w oczy widmo bankructwa, został zagrożony byt rodziny, rozgoryczeni rozdętym bez miary fiskalizmem, absurdalnymi zapisami prawa, bezkarnością korupcji - odpuścili. Przeżywają gehennę za każdym razem, gdy klękają u kratek konfesjonału. Mówiąc o tym, iż nie do końca uczciwie prowadzą interes, zarazem mają świadomość, że przecież dalej będą robić to samo - bo zmusza ich do tego sytuacja! - gdy tymczasem w sakramencie pokuty zapisane jest postanowienie poprawy. Paniczny, kosmaty lęk łapie za gardło. Świadomość dwuznaczności działania i zarazem widok lekkości, z jaką innym przychodzi kombinowanie i dorabianie się na ludzkiej krzywdzie, w końcu stawia przed pytaniem: może to ja jestem nienormalny? Nie nadaję się do tego fachu, skoro nie potrafię się znaleźć w pokręconej polskiej rzeczywistości A może jestem frajerem, skoro dla mnie prawda, uczciwość mają konsystencję kamienia, a nie plasteliny?
Czyli co: nie chodzić do spowiedzi? Wtedy będzie jeszcze gorzej. A może zostawić firmę, porzucić coś, czemu poświęciło się kawał życia, zdusić własną kreatywność i szukać zwykłego etatu? Można i tak. Ale też nie o to chodzi. To są tylko przykłady dylematów, których rozstrzyganie boli - jak życie, gdy trzeba codziennie zmagać się o jego kształt. Jak troska, aby nie rozmienić go na fałszywe monety...
Talent (jak czasem się mówi: „smykałka”) przedsiębiorczości jest tak samo dobry jak inne. I tak samo ewangeliczny. Bogactwo to nie grzech - ważne jest, co się z nim zrobi i w którą stronę człowieka poprowadzi. To narzędzie do zbawienia. Ani lepsze, ani gorsze od innych, choć to tylko droga do celu, a nie cel sam w sobie. Prowadzenie biznesu nie stoi w sprzeczności ze świętością, do której wezwany jest każdy ochrzczony człowiek. Dawanie zaś ludziom pracy, troska o ich byt to cenna służba. I droga do nieba.
Nie prowadziłem nigdy firmy. Powyższe rozterki znam z rozmów - tych prywatnych i tych odbytych w konfesjonale. Biorę na klatę potencjalne miano amatora i laika. OK. Ale zawsze będę powtarzał moim przyjaciołom - przedsiębiorcom, że warto być prawym, szlachetnym człowiekiem, że nie można się zeszmacić, sprzedać. I że pieniądze nieuczciwie zdobyte szczęścia nie dają. Wreszcie, że Pan Bóg może dać więcej, niż możemy to sobie wyobrazić. Trzeba Mu tylko zaufać.
Dobrze, że uczciwość w życiu całkiem sporej rzeszy ludzi nie stała się elementem retro. Cenne jest też to, iż coraz częściej słychać o inicjatywach jednoczenia się katolickich biznesmenów w stowarzyszenia, organizacje, konfederacje. Nie chodzi o szumne spotkanie, np. raz do roku, aby napawać się snobistycznym przekonaniem, iż jest się panem świata! Raczej o stałą formację, zmianę myślenia, przewartościowanie celów. W ramach tych grup przedsiębiorcy wspierają się w działaniu, wymieniają pomysły, polecają nawzajem kontrahentów, dla których pieczęć uczciwości, dana przez znanego już sobie biznesowego partnera, jest bezcenna. Wiedzą, że mogą liczyć na siebie, deklarują, iż nie będą prowadzić nieuczciwej konkurencji. Pomagają rozwikłać niejasności przepisów, odnaleźć się w fiskalnym gąszczu. Tworzą swoistą God's Network - ewangeliczną sieć wsparcia, pomocy. Studiują katolicką naukę społeczną, spotykają się z uznawanymi w swoim środowisku autorytetami, poznają zasady solidarności społecznej. O ile na początku postrzegani byli w swoich środowiskach jak oderwani od rzeczywistości dziwacy, dziś już inni zaczynają się z nimi liczyć. Owoce współpracy są bardzo wymierne. Przedsiębiorcy kontaktują się z podobnymi chrześcijańskimi organizacjami i fundacjami skupiającymi biznesmenów w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Francji. Nabierają doświadczeń i poszerzają horyzonty.
Ciekawa rzecz: to, co ogólnospołecznej dyskusji wydaje się być patem - mam na myśli m.in. kwestię zakazania czy ograniczenia handlu niedziele i święta (co jest normą np. w Austrii, we Włoszech - kto nie wierzy, niech spróbuje w te dni kupić cokolwiek - jakoś gospodarka w tych krajach nie padła), w środowisku przedsiębiorców identyfikujących się z ewangelicznym systemem wartości przybiera bardzo konkretny kształty. Postrzegana jest jako ważny problem społeczny, ekonomiczny, a przede wszystkim moralny - tak się dzieje np. w poznańskiej Fundacji Dzieła Chrześcijańskiego Biznesu czy wrocławskiej Konfederacji Katolickich Przedsiębiorców. Głos przedsiębiorców jest słyszalny - bardziej niż głosy rozproszone czy tylko konsumenckie. To jeden z wielu przykładów duchowej wiosny, jaka zaczyna rozkwitać. To też Kościół. Piękny, życionośny. I ewangelizacja - nie gorsza od tej na Woodstocku.
Zapewne wskazane wyżej przykłady to jedyna z wielu ścieżek. Może łatwiej ją znaleźć w dużych środowiskach, w aglomeracjach miejskich - trudniej w małych miastach i miejscowościach. Ale warto szukać innych.
Brakuje duszpasterstw ludzi zajmujących się na co dzień biznesem. Jako „prywaciarze” (termin ukuty w PRL) są w oczach wielu ludzi potencjalnie podejrzani, niesprawiedliwie nakłada się na wszystkich jednako miano „wyzyskiwacza”, cwaniaka czy krwiopijcy. Ci ludzie naprawdę potrzebują wsparcia, wzmocnienia ducha! Dochodzą do tego zazdrość innych, zawiść, połączone z nieświadomością, ile trzeba czasu, zdrowia, kreatywności, aby zbudować od podstaw firmę. No i wreszcie negatywny przykład (niestety, wcale niemałej rzeszy) ludzi, przekonanych, że „pierwszy milion trzeba ukraść”, a przynajmniej skombinować albo zdobyć dzięki układom. Żyjących tak, jakby pieniądze miały zapewnić im co najmniej nieśmiertelność.
Biznes nie musi być dżunglą. Pieniądze można zarabiać, inspirując się Jezusem. Na pewno prowadzenie biznesu w Polsce przez ludzi z zasadami nie jest łatwe. Ale nie niemożliwe. Osoba mająca dobrze uformowane sumienie poradzi sobie w każdej sytuacji. I nie musi być frajerem! Zyskać można coś znaczne więcej niż tylko saldo na koncie.
KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Światło w chwilach pokus i zwątpienia
„Dziękuję, że moim powołaniem i drogą do świętości stała się praca z innymi i dla innych. Wiem, że biorę na siebie trudną odpowiedzialność za ich los. Chcę ją podjąć z ufnością i nadzieją, aby okazać się dobrym gospodarzem w Twojej winnicy. Podejmuję tę odpowiedzialność także dlatego, bo ufam, że to jest Twoją wolą, mój Boże.
Udziel mi Twego Ducha Świętego, od którego płynie wszelka moc, mądrość, roztropność i męstwo. Niech On będzie światłem i siłą w chwilach pokus i zwątpienia! Niech jego miłość tak napełnia moje serce, by nie zakorzeniły się w nim chciwość, chęć oszustwa, pokusa osiągnięcia niegodziwego zysku! Niech nie pozwoli mi nigdy obciążyć się ludzką krzywdą! Niech napełni mnie mądrością, aby umiejętność oszczędzania nie stała się skąpstwem, rozumna przezorność nie stała się wyrachowaniem, a inicjatywa i przedsiębiorczość nie stały się dążeniem do sukcesu za wszelką cenę.
Tobie, mój Ojcze i Boże, zawdzięczam wszystko i Tobie też oddaję wszystkie moje talenty. Tobie oddaję dzieło, którym żyję, którym się uświęcam i którym pragnę przyczyniać się do rozwoju powierzonego nam świata”.
Autor: ks. Grzegorz Piątek SCJ
Echo Katolickie 36/2015
opr. ab/ab