Za, a nawet przeciw

Co to znaczy być pro-life?

„Aborcja w obronie życia! Pod tym hasłem poszła tegoroczna, XVII już warszawska Manifa. Poprzez ten przekaz przywracamy racjonalność debacie o przerywaniu ciąży. Wskazujemy, kto rzeczywiście broni życia, a kto czyni innym krzywdę” - napisały feministki. Nie wiadomo: śmiać się czy płakać?

Za, a nawet przeciw

Zanim jednak będzie o Manifie, najpierw kilka uwag natury ogólnej. Wszelkie diagnozy, prowadzone na różnych etapach edukacyjnych w szkołach, nieodmiennie prowadzą do następujących wniosków: młodzi Polacy mają problemy z czytaniem ze zrozumieniem oraz z logiką w myśleniu. Co jest tego przyczyną? Wadliwa edukacja, nadmiar informacji, które każdego dnia bombardują umysł i powodują włączanie się mechanizmu obronnego w postaci wewnętrznej blokady? A może wyręczanie w myśleniu poprzez dostarczanie przetrawionej (często też zmanipulowanej) informacyjnej papki i wdrukowanie wizji świata wykreowanej w alternatywnej rzeczywistości studiów filmowych? Powodów zapewne jest wiele. Ich skatalogowanie to zadanie dla socjologów i kulturoznawców. Faktem jest, że wyżej przedstawiony problem staje się coraz bardzie bolący również w „dorosłym” świecie. Wiadomo, „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Mamy to, co mamy. Przybywa ludzi, którzy poza bezmyślnym powtarzaniem haseł niewiele mają do powiedzenia. Przykłady? Polecam krótkie filmiki z manifestacji KOD-u, których niezliczona ilość krąży w internecie, zawierających zarejestrowane wypowiedzi uczestników marszów, relacje z dyskusji polityków i wszechobecny hejt. Ręce opadają.

Symptomatyczny w tym kontekście może wydawać się fakt, iż np. demonstranci KOD-u, kilka dni temu gremialnie broniący TW Bolka i narzekający, że w Polsce nie ma wolności i demokracji (gdy w tym samym czasie nikt im nie zabrania demonstrowania, obrażania legalnie wybranych władz RP, wyzywania prezesa największej partii od kurduplów i fakowania wszystkich, którzy ośmielają się mieć inne zdanie), to ludzie zasadniczo przeżywający swoją drugą i trzecią młodość. Ale w tym przypadku odporność na logikę w myśleniu zaszczepił w nich poprzedni system, zbudowany na dialektyczności opisującej rozwój rzeczywistości w postaci procesu ścierania się i jednoczenia przeciwieństw - samej w sobie stanowiącej obrazę dla rozumu. Nie powinno więc dziwić stwierdzenie Andrzeja Celińskiego, iż „prawda jest trucizną”. Nie brakuje ludzi, którzy w to święcie wierzą. Skutki nietrudno przewidzieć: chaos i wszechogarniające kłamstwo.

Tyle tytułem wstępu. Wróćmy do naszych feministek.

Rozum na zakręcie

Miałem dylemat, czy jest sens w ogóle pisać o XVII Manifie, która 8 marca przejdzie ulicami Warszawy. Skala absurdu, która objawiła się w jej tegorocznym haśle: „Aborcja w obronie życia!”, podbiła i tak już wyśrubowane rekordy nonsensu, permanentnie obecnego w retoryce środowisk „pro-choice” i w ogólne w wyrosłych z marksizmu lewackich ruchach społecznych. „Poprzez ten przekaz przywracamy racjonalność debacie o przerywaniu ciąży. Wskazujemy, kto rzeczywiście broni życia, a kto czyni innym krzywdę” - napisały organizatorski marszu na swojej stronie internetowej. Przyznam, że to stwierdzenie może zszokować: być za, a nawet przeciw! Znamy skądinąd tę postawę, przyzwyczailiśmy się do kolejnych tyrad autora owego błyskotliwego stwierdzenia, ale w tym kontekście jest ona absolutną nowością!

W dalszej części zaproszenia feministek jest już tylko gorzej. „Hasło może wydawać się absurdalne, ale jego uzasadnienie jest bardzo proste: to właśnie prawo do aborcji chroni życie - życie kobiet i dzieci. Brak legalnej aborcji to aborcje w podziemiu, niebezpieczne i drogie. Odmawiając kobietom prawa do aborcji, stawia się je pod ścianą”. Których kobiet i których dzieci - tego już autorki odezwy nie precyzują. Dalej jest klasyczna proaborcyjna nowomowa, dobrze nam znana z telewizyjnych pogadanek Magdaleny Środy czy Wandy Nowickiej. „Kobiety przerywają ciążę bez ochrony lekarskiej, ryzykując życie i narażając swoje dzieci na sieroctwo. Rocznie 5 milionów kobiet jest hospitalizowanych z powodu komplikacji po niebezpiecznej aborcji. Około 220 tysięcy dzieci traci z tego powodu matki” (źródło: www.manifa.org). Czyli trzeba zabijać w sterylnych warunkach (dobrze przy tym zarabiając), tzn. bronić życia. Ot, i cała filozofia Manify.

Nudny monotematyzm

Rzecz w tym, że w żaden sposób nie da się w powyższej argumentacji dopatrzyć racjonalności - jest nie do obrony dla logicznie myślącego człowieka. Ale, jak ustaliliśmy wcześniej, logika w pewnych środowiskach nie jest mile widziana. „Żądanie tych praw to prawdziwa obrona życia” - piszą w swoim komunikacie feministki, sugerując, że ruchy pro-life nie są „prawdziwymi” obrońcami życia, że domagając się jego obrony od poczęcia do naturalnej śmierci, w istocie życiu szkodzą. Skąd się biorą tak absurdalne poglądy? W poszukiwaniu źródeł pokrętnej argumentacji sensowny wydaje się tylko jeden trop: zabijanie w obronie własnej. Idąc tokiem rozważań organizatorek Manify, niechciane dziecko jest agresorem zagrażającym życiu i zdrowiu matki, zaś dwie kreski na teście ciążowym są wyrokiem porównywanym z wyrokiem długoletniego więzienia. Trzeba się zatem bronić! A ponieważ (indoktrynowane katolickim zabobonem) społeczeństwo nie jest wystarczająco światłe, trzeba je nieustannie oświecać! Iluminacja dotyczy zasadniczo tylko jednej kwestii: „Manifa żąda dostępu do aborcji i antykoncepcji, edukacji seksualnej, godnych porodów i poronień, faktycznego wsparcia dla osób wychowujących dzieci. Żądanie tych praw to prawdziwa obrona życia. Prawo do decydowania o swojej płodności jest prawem człowieka!” Cóż za monotematyzm...

Czas na pointę. Trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z jakimś demonicznym poplątaniem dobra i zła. Prawo do życia jest reglamentowane w zależności od widzimisię matki, zaś śmierć nazywana jest dobrodziejstwem i obroną życia. Nie ma tu logiki. Albo inaczej: jest, ale jest to logika przewrotna, diabelska, a przez to niosąca w sobie potworne zniszczenie.

W demokratycznym państwie nikt nikomu nie zabrania demonstracji. XVII Manifa przedefiluje ulicami stolicy, głosząc, iż aborcja jest najlepszym sposobem na obronę życia. Czy znajdą się ludzie, którzy wezmą jej hasło za dobrą monetę? Zapewne tak. Ważne jest jednak, abyśmy - jako społeczeństwo, wspólnota Kościoła - nie stracili właściwego oglądu rzeczywistości. Nie dali się mamić obłędem, nie zatruli logiki absurdem.

Co to znaczy być pro-life?

W powszechnym odbiorze zajmować postawę „pro-life”, to być przeciwko eksterminacji ludzkiego życia podczas tzw. aborcji czy eutanazji. To tylko cząstka prawdy.

Kościół podkreśla konieczność obrony życia nienarodzonych czy zapobiegania eutanazji. W centrum jego nauczania stoją słowa: „chroń życie od poczęcia do naturalnej śmierci”. To oczywiste. Pomiędzy jednym a drugim brzegiem rozciąga się jednak ogromna przestrzeń, która pozostaje niejako w pewnym oddaleniu do naszej uwagi. Troska o życie, które w inny sposób może być zagrożone, maleje. Rodzi to pytania, na które warto sobie przy tej okazji odpowiedzieć.

Czy wspieramy matki po tym, gdy urodzą swoje dziecko? Stosunkowo łatwo jest pobiec z gratulacjami, obdarować dziecięcymi ciuszkami. A gdy zaczyna dorastać? Gdy pojawiają się różnej natury problemy wychowawcze, materialne? Gdzie wtedy jesteśmy? Gdzie są rodzice chrzestni?...

Według różnych szacunków każdego roku około 20 milionów osób na świecie próbuje popełnić samobójstwo. Co robimy, aby im zapobiegać? Czy naprawdę ludzie chcący odebrać sobie życie nie dają wcześniej sygnałów? Dają. Problem w tym, że często nie potrafimy albo nie chcemy ich dostrzec.

Jaki jest nasz stosunek do ludzi niepełnosprawnych, wykluczonych społecznie? Czy bronimy ich prawa do bycia takimi samymi jak my? A może w pokrętniej egoistycznej ludzkiej filozofii są mniej wartościowi? Być pro-life, to również dostrzec w nich piękno życia.

A więźniowie? Ich życie, choć zagmatwane i skażone winą, też podlega ochronie. Katechizmowe „uczynki miłosierne” nakazują odwiedzać ich. Może to być trudne - ale modlitwa za nich... Czemu nie? Jak najbardziej wpisuje się w koncepcję bycia „za życiem”.

Wreszcie problem starości, naszego spychania na margines ludzi „nieproduktywnych”, może nie nadążających za rozpędzonym technologicznie światem, schorowanych. Czy mamy dla nich czas? Potrafimy im okazać swoją wdzięczność? Pokazać, że ich życie jest ważne, liczy się, niczego nie straciło ze swojej wartości, jest wspaniałe!

Po przeczytaniu powyższych pytań odpowiedz sobie na pytanie, czy jesteś „pro-life”? Czy rzeczywiście możesz nosić miano obrońcy życia? Nie da się „być za, a nawet przeciw”.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 9/2016

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama