Problem imigracji, z jakim mierzy się Europa, przypomina pole minowe. Łatwo na nim wylecieć w powietrze.
Problem imigracji, z jakim mierzy się Europa, przypomina pole minowe. Łatwo na nim wylecieć w powietrze.
Wystarczy odrobina wątpliwości w odniesieniu do polityki otwartych granic, by narazić się na sporą dawkę krytyki. Na marginesie warto zaznaczyć, że brak otwartości jest jednym z najcięższych grzechów współczesności. Bo trzeba wiedzieć, że nie tylko Kościół mówi o grzechach, jak by się mogło wydawać. A Kościół zbiera cięgi za to, że potrafi wyłącznie zakazywać. Nowoczesna kultura bardzo wyraźnie mówi, co wolno, a czego pod żadnym pozorem robić nie wolno. Tworzy tym samym własne przykazania, które z Bożymi mają niewiele wspólnego, jednak bezwzględnie powinny być przestrzegane. I tak na przykład pod karą grzechu ciężkiego nie wolno nawet stawiać pytania o kształt imigracji.
Tymczasem spokojna rozmowa na ten temat jest nie tylko możliwa, ale i potrzebna. Żeby sobie jasno powiedzieć, z jakim zjawiskiem mamy do czynienia. Kim jest imigrant, a kim uchodźca? I kiedy ten ostatni przestaje być uchodźcą, a staje się imigrantem? Bo taka sytuacja jest możliwa. Czy moralne zobowiązanie wobec uchodźcy różni się od zobowiązania wobec imigranta? Czym jest islamizacja i czy rzeczywiście zagraża Europie? Wreszcie, czy są jakieś szacunki dotyczące liczby osób gotowych przenieść się na Stary Kontynent? Czy jest ich milion, a może 100 milionów? I co by się stało, gdyby zmaterializowała się ta druga liczba?
Na te i podobne pytania w rozmowie z „Gościem” spokojnie i precyzyjnie odpowiada ks. prof. Piotr Mazurkiewicz (ss. 23–25). Jego odpowiedzi są o tyle cenne, że formułowane z punktu widzenia katolickiej nauki społecznej.
KS. MAREK GANCARCZYK - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac