Młodość i starość w jednym stały domu

Są takie miejsca na świecie, w których człowiek nigdy nie przestaje być potrzebny. Nawet wtedy, kiedy ma sto lat. Bo są to miejsca, w których żyje się dłużej.

Są takie miejsca na świecie, w których człowiek nigdy nie przestaje być potrzebny. Nawet wtedy, kiedy ma sto lat. Bo są to miejsca, w których żyje się dłużej.

Właśnie dlatego, że (pomijając szereg innych czynników, takich między innymi jak tradycyjne więzi społeczne czy zdrowy tryb życia, praca fizyczna i dieta) nawet w starości nie popada się w bezczynność. Nazywa się takie miejsca niebieskimi strefami. W językach tam obowiązujących nie ma odpowiedniego określenia na słowo „emerytura”. Nawet stulatkowie mają zawsze co robić, każdy z nich ma powód, dla którego wstaje codziennie z łóżka, nadający sens jego życiu.

Wielopokoleniowe rodziny żyjące w dość surowych warunkach nie pozostawiają pradziadków bezużytecznymi. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tych strefach, nauczycielka angielskiego tłumaczyła mi, że nawet kiedy ktoś jest już bardzo słaby i stary, ale ma siłę choćby na to, żeby pokołysać prawnuka, robi to. W ten sposób nigdy nie zostanie wystawiony za drzwi aktywnie funkcjonujących członków społeczności, a jego wysiłek będzie doceniony. Ta idea bardzo mi się spodobała. Bo już teraz przychodzi mi do głowy, że jak będę stary, to pewnie najtrudniejsze będzie poczucie, że jestem niepotrzebny nikomu. A dotyczy to zapewne zarówno ludzi, którzy zakładali rodziny, jak i tych żyjących samotnie, w tym księży. Domy księży emerytów, choć istnieją i są potrzebne, nie sprawiają bynajmniej, że ksiądz, którego lata siły i zdrowia przeminęły, nie ma pragnienia przydania się do duszpasterskiej pomocy w jakiejś parafii. Sam wspominam bardzo wiekowego już kapłana, księdza Leona Szkatułę, który w mojej rodzinnej parafii, z której również pochodził, spędzał swoje sędziwe lata, każdego dnia drepcząc do konfesjonału i przesiadując w nim godzinami. Przypominam sobie również wszystkich starszych ludzi, którzy zakończyli okres intensywnej pracy, zostali sami w domach i w trakcie rozmów wzdychają, że starość się Bogu nie udała. – Bóle w kolanach i krzyżu? – pytam. – Ale skąd, księże, kolana i krzyż to drobiazg w porównaniu z tym, że człowiek staje się już nikomu niepotrzebny.

Anna Leszczyńska-Rożek w bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego” promuje ideę międzypokoleniowych relacji jako swoistą szansę. Przywołuje przy tym dokument przyjęty w 2018 r. przez Radę Ministrów, zatytułowany „Polityka społeczna wobec osób starszych 2030. Bezpieczeństwo – Uczestnictwo – Solidarność”. Zaplanowano w nim działania związane z aktywizacją społeczną osób starszych, co dotyczy głównie możliwości uczestnictwa w życiu kulturalnym, obywatelskim, społecznym, artystycznym, sportowym i religijnym, jak również stworzenia odpowiednich warunków, które pozwolą wykorzystać potencjał seniorów na rynku pracy. Dokument mówi również o zmianie negatywnego postrzegania starości oraz o solidarności i integracji międzypokoleniowej. Czy te plany mogą się powieść? Nie wiem. Nie mam jednak wątpliwości, że kolejno dojrzewające pokolenia potrzebują tych, które powoli przemijają. A starość... Bogu udała się znakomicie.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama