Czy dobrze się stało, że pędząca, zindywidualizowana cywilizacja zastąpiła stary, czasem zacofany, społeczny porządek?
„Wsi spokojna, wsi wesoła…” – o, nie! W książce Teresy Oleś-Owczarkowej „Mrówki w płonącym ognisku” wieś zdecydowanie nie jest sielankowym i beztroskim miejscem. To przestrzeń wypełniona codziennym trudem, zmaganiami wydającymi przekraczać ludzkie siły. Przestrzeń naznaczona brutalnością i piętnem historycznych wydarzeń. Ale mieszkańcy Blanowic – bo tę właśnie miejscowość opisuje Autorka – nie poddają się zniechęceniu. Są jak tytułowe mrówki w płonącym ognisku, które nigdy nie tracą nadziei. Mało tego – ci ludzie potrafią cieszyć się każdym dniem i każdym prostym darem, który otrzymują. Pielęgnują ludzkie więzi, przebywają razem i są dla siebie nawzajem wsparciem.
W książce sportretowanych jest szereg postaci, żyjących w Blanowicach na przestrzeni lat. Poznajemy ich życie i charakterystyczne cechy, obserwujemy codzienne czynności. A wszystko to wyznacza rytm przyrody. Cykliczność jest tu wyraźnie zaznaczona – przez ukazanie mocy przyrody i powtarzanie niektórych zdań.
Autorka snując opowieść, porównuje minione czasy do czasów obecnych. Wspomnienia przeplata filozoficznymi refleksjami i wieloma pytaniami. To wszystko sprawia, że z powieści o życiu na wsi tworzy się tak naprawdę opowieść o życiu. Dostrzegamy jego zmienność , niepewność i przyspieszające tempo.
Książka motywuje do wielu refleksji, wśród których dominującą wydaje się ta: czy dobrze się stało, że pędząca, zindywidualizowana cywilizacja zastąpiła stary, czasem zacofany, społeczny porządek?
Bezpośredniej odpowiedzi nie znajdziemy w książce. Ale znajdziemy pasjonującą lekturę przeplataną głębokimi myślami, które pozostają na dłużej.
opr. aś/aś