KGB na wolnym rynku

Za co Władimirowi Putinowi należy się doktorat honoris causa?

Niemieckie media doniosły, że na początku września prezydent Rosji Władimir Putin otrzyma doktorat honoris causa uniwersytetu w Hamburgu. Kiedy grupa profesorów uczelni zaprotestowała przeciw uhonorowaniu dyktatora łamiącego prawa człowieka, władze placówki oświadczyły, że chcą nagrodzić Putina za to, że na początku lat dziewięćdziesiątych wprowadzał gospodarkę rynkową w Sankt Petersburgu.

Warto - w związku z tym uzasadnieniem - przyjrzeć się temu, co przyszły prezydent Rosji robił rzeczywiście we wspomnianym okresie w swym rodzinnym mieście.

Pośrednik z KGB

Putin wrócił do Petersburga z Drezna w stopniu pułkownika po latach służby w sowieckim wywiadzie. Mieszkając na terytorium NRD, codziennie spotykał się z oficerami Stasi, którzy przekonywali go, że system komunistyczny ma się jak najlepiej i trwać będzie wiecznie. Tymczasem upadł mur berliński, znikła z map Niemiecka Republika Demokratyczna i zawalił się Związek Sowiecki.

W Petersburgu, dokąd trafił Putin, służby specjalne nie były w takiej rozsypce jak w Moskwie, gdzie w 1991 roku zdemontowano nawet stojący przed siedzibą KGB na Łubiance posąg Feliksa Dzierżyńskiego. Merem miasta mianowano, co prawda, jednego z demokratycznych liderów - Anatolija Sobczaka, ale w pojedynkę, bez zaplecza politycznego i organizacyjnego niewiele mógł zdziałać.

Były generał KGB Oleg Kaługin wspomina, że podczas jednego ze spotkań Sobczak oświadczył mu: „Czuję się osamotniony. Potrzebuję człowieka, który utrzymywałby kontakty między mną a KGB, kontrolującym miasto."

Czy słowa mera nie były przesadzone? Otóż petersburski KGB sprawował kontrolę nad wszystkimi liczącymi się strukturami w mieście: administracją, gospodarką, polityką, finansami, a nawet światem przestępczym. Żeby hamować apetyty mafii, powstrzymywać korupcję prokuratury, bronić się przed naciskami Kremla i zabezpieczyć wpływy do miejskiej kasy - potrzeba było skutecznych instrumentów. A te w kraju ogarniętym kryzysem i rozpadem miała tylko jedna instytucja.

Putin wspomina, że kiedy pierwszy raz spotkał Sobczaka, ten powiedział mu: „Potrzebuję pomocnika. Tak naprawdę to nawet boję się wychodzić z gabinetu. Nie wiem, kim są ci wszyscy ludzie." W ten sposób młody pułkownik został prawą ręką Sobczaka i jego pełnomocnikiem do kontaktów z KGB. Oficjalnie sprawował funkcję przewodniczącego Komitetu ds. Związków z Zagranicą Administracji Mera Sankt Petersburga.

KGB - mafia - biznes

Były to lata tworzenia się nowych stosunków własnościowych w byłym Związku Sowieckim i służby specjalne odegrały w tych przemianach rolę znaczącą. Włoski politolog Marco Giaconi wyjaśniał mechanizm ich uwikłania w procesy gospodarcze następująco: etap pierwszy - do firmy przychodzą reketerzy i żądają haraczu, w przeciwnym razie grożą właścicielom pobiciem, podpaleniem lub zabiciem; etap drugi - w firmie zjawiają się funkcjonariusze służb specjalnych, którzy proponują ochronę przed złoczyńcami; etap trzeci -w firmie pojawiają się trudności z otrzymaniem pozwoleń, licencji, kredytów, dręczą ją częste kontrole i inspekcje, w oczy zagląda widmo bankructwa; etap czwarty - funkcjonariusze ponownie proponują pomoc, tym razem w zamian za część zysków i miejsca we władzach firmy; etap piąty - firma dostaje wysokie kredyty, zezwolenia na handel surowcami strategicznymi, następuje jej błyskawiczny rozwój, ale jednocześnie uzależnia się całkowicie od ludzi z KGB.

Władimir Putin brał wówczas udział w procesie - jak określiły to władze hamburskiego uniwersytetu - „wprowadzania gospodarki rynkowej".

Do 7 maja 2000 roku, a więc do dnia zaprzysiężenia na prezydenta, Putin pozostawał doradcą kompanii „Sankt Petersburg Immobilien und Beteilungen Aktiengeselschaft". Była to spółka joint ventures, której jednym z udziałowców pozostawał urząd mera rosyjskiego miasta. Firma była przez niemieckie służby i prokuraturę w Lichtensteinie podejrzewana o pranie brudnych pieniędzy, a jej szef - mecenas Ritter (nota bene przyjaciel Putina) został pod tym zarzutem aresztowany w Vaduzie. Po nim na czele spółki stanął zaufany człowiek Putina, Władimir Smirnow - razem pracowali oni jeszcze w innej firmie o nazwie „Spag". W tej ostatniej Putin był również konsultantem do dnia objęcia prezydentury.

Dziś Smirnow nadal należy do kręgu najbliższych osób prezydenta w jego administracji. Powszechnie znane są jego zażyłe kontakty z szefem tzw. mafii tambowskiej w Petersburgu Władimirem Kumarinem-Barsukowem. Ten ostatni wielki majątek zgromadził w latach dziewięćdziesiątych podczas prywatyzacji, którą nadzorował w mieście właśnie Putin. Kumarin był jednym z szefów utworzonej przez „Spag" fundacji „Znamienskaja", której Putin wydzielił w środku miasta dużą działkę na budowę wielkiego centrum handlowego.

W 1995 roku to właśnie Putin uczynił monopolistą w handlu paliwami na terenie Petersburga firmę „PTK". Szefem tej spółki był wspomniany Smirnow, a jednym z członków władz również wspomniany już Kumarin.

Reporterzy włoskiej gazety „La Republica", Carlo Bonini i Giuseppe d'Avanzo, którzy opisywali w 2001 roku petersburski okres działalności Putina, doszli do wniosku, że w latach dziewięćdziesiątych miastem rządził triumwirat trzech Władimirów, z których jeden (Putin) reprezentował KGB, drugi (Kumarin) mafię, trzeci zaś (Smirnow) biznes.

Afera barterowa

Najbardziej udokumentowana afera, w którą był zamieszany wówczas Putin, to tzw. skandal barterowy, na którym państwo w latach 1991-92 straciło 124 miliony dolarów. Rosja przeżywała wówczas zapaść ekonomiczną i istniała realna groźba, że mieszkańcom Petersburga zajrzy w oczy głód. W tej sytuacji postanowiono działać w sposób nadzwyczajny. W grudniu 1991 roku Putin wystąpił z propozycją do ministra gospodarki Piotra Awena, by wydać niektórym firmom zezwolenie na sprzedaż za granicę cennych surowców (m.in. ropy naftowej, drewna, miedzi, aluminium. amoniaku itp.), które można będzie wymienić w innych krajach na żywność dla petersburskiej ludności.

Zanim przyszła odpowiedź z Moskwy, Putin samowolnie wydał takie licencje spółkom, które nigdy nie zajmowały się międzynarodowym handlem surowcami, ale którymi kierowali zaufani ludzie, np. „Międzynarodowemu Centrum Komercyjnemu", którym kierował były pracownik KGB Grigorij Mirosznik czy przedsiębiorstwu „Newski Dom", którego współwłaścicielem był znany nam już Władimir Smirnow. Niektóre z obdarowanych zezwoleniami firm zarejestrowane były w egzotycznych krajach, będących tzw. rajami podatkowymi.

Dziwny był ten handel barterowy „żywność za surowce". Wartość eksportowanych metali była w dokumentach zaniżana 10, 20 a nawet 2000 (!) razy. Najwięcej na interesie zarabiali pośrednicy, którzy narzucali prowizję w wysokości 25, a nawet 50 procent wartości kontraktu. Oczywiście, nie trzeba dodawać, że spodziewana żywność nie pojawiła się w mieście.

Sam Putin przyznawał, że cała akcja barterowa rzeczywiście nie przyniosła spodziewanych efektów, ale „nie doszło przecież do popełnienia żadnego przestępstwa". Innego zdania była ówczesna deputowana do Rady Miejskiej Sankt Petersburga, Marina Salije, która prowadziła dochodzenie w tej sprawie i doszła do wniosku, że „kryminalny charakter podpisanych przez komitet Putina kontraktów nie ulega żadnej wątpliwości". Podobnie uważał szef wydziału kontroli administracji prezydenta Jurij Bołdyriew, który po ujawnieniu skandalu napisał rekomendację, by nie awansować Putina na jakiekolwiek odpowiedzialne stanowisko w strukturach państwa.

Pomimo to kariera pułkownika KGB potoczyła się tak błyskawicznie, że po ośmiu latach został nawet prezydentem Rosji. Dzisiaj uznanie przychodzi także z Zachodu. Doceniony zostaje jego wielki pionierski wkład w budowę wolnego rynku.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama