Walczmy o pamięć

Pytane w sondach ulicznych nastolatki nie wiedzą, z czym się kojarzy data 11 listopada. Jeśli nie będziemy walczyć o pamięć historyczną, staniemy się nijakim społeczeństwem konsumpcyjnym, podatnym na każdą manipulację

„Listopad dla Polaków niebezpieczna pora” — czytamy w dramacie Stanisława Wyspiańskiego. Jednak dzisiejsza polska młodzież coraz mniej wie o Wyspiańskim, o listopadowych rocznicach i o patriotyzmie. A dramatów Wyspiańskiego już prawie się nie wystawia. Niebawem nie będzie ich dla kogo grać. I to nie tylko ze względów finansowych. Również dlatego, że młodzież szkolna ma poznawać lektury tylko we fragmentach.

Pytane w sondach ulicznych przypadkowo wybrane nastolatki nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, z czym im się kojarzy data 11 listopada. Wzruszają ramionami na hasło „niepodległość” czy „patriotyzm”. To nie ich bajka. Zafascynowane nowymi typami telefonów komórkowych i internetem, wolą siedzieć na Facebooku i czytać plotki o znajomych, niż tkwić w realnej rzeczywistości, rozumieć ją i zgłębiać. Czy tak jest wszędzie? Na szczęście nie. Nie dla wszystkich są to wypłowiałe idee, zamienione na świecidełka taniej konsumpcji. Wiele zależy od domu, rodziny, szkoły i środowiska, w którym się dorasta, dokonuje wyborów.

Gdzie jest Polska?

Od ponad 20 lat mamy dwie Polski. Jedna ogląda się za siebie i obchodzą ją losy minionych pokoleń. Druga patrzy przed siebie i interesuje się wyłącznie „michą” — jak to określił publicysta Rafał Ziemkiewicz.

Jedna ustami ministra Radosława Sikorskiego mówi 1 sierpnia, plując w oczy żyjącym żołnierzom AK, że powstanie warszawskie „było narodową katastrofą”. Druga składa na kopcu Powstania biało-czerwony wieniec i z okrzykiem: „Chwała Bohaterom!” maszeruje ulicami Warszawy pod pomnik Polegli-Niepokonani, gdzie spoczywa 12 ton prochów spalonej ludności, wymordowanej w pierwszych dniach powstania, podczas rzezi Woli. Ciekawe, że ów marsz na Woli organizują nie urzędnicy warszawskiego magistratu, zarządzanego twardą ręką przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, lecz... kibole, tak tępieni za wybryki na stadionach przez rząd Donalda Tuska. Proponuję, aby autorzy „Diagnozy społecznej” przeanalizowali ten fenomen. Bo przecież grupy patriotów manifestują z okrzykiem: „Tu jest Polska!”, podczas gdy euroentuzjaści i kosmopolici jakże często mówią o uczestnikach patriotycznych demonstracji „faszyści”. Zatem może warto zapytać: gdzie jest Polska? Tu z prywatną diagnozą przychodzi poeta Jarosław Marek Rymkiewicz, który oświadcza w wywiadzie, że jego zdaniem takie dwie Polski istniały zawsze. Jedna czerpała korzyści ze stania przy carskim tronie i hołdowania władcom, inna rwała się na powstańcze barykady, usiłując własną krwią i ofiarą złożoną z życia wywalczyć niepodległość.

„Rozumni szałem”

Owi „rozumni szałem” to przeważnie młodzi, pełno ich mogił na cmentarzach, wielu ich było na katordze na Syberii. Bo dla nich — jak uczył Cyprian Kamil Norwid — „Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”.

Jakże to dziś niemodne. Jak się nie umie tej ojczyzny cenić. Przyszła za łatwo po 1989 roku? W wyniku okrągłostołowej „targowicy”? To zależy od oceny tamtego wydarzenia, opinie Polaków różnią się od siebie diametralnie.

I jeszcze jeden moment — wymarsz „kadrówki” z krakowskich Oleandrów pod wodzą Piłsudskiego drogą ku wolności. Wyboista była to droga. Gdy 11 listopada znów zacznie rozbrzmiewać pieśń „My pierwsza brygada”, mało kto dośpiewa jej dalsze zwrotki. A tam są słowa pełne żalu związanego z obojętnością ówczesnego społeczeństwa: „Mówili, żeśmy stumanieni/ Nie wierząc w to, że chcieć to móc”. I dalej: „Już skończył się czas kołatania/ do waszych serc, do waszych kies!”. I jednak ci „stumanieni” mieli rację, choć była to mała grupa „rozumnych szałem”. Dali patriotyczny przykład, że nie tylko „micha” się liczy, że można, że trzeba, że warto poświęcić życie dla ojczyzny.

11 listopada to nasze narodowe święto i hołd, bo dzięki „rozumnym szałem” po 123 latach niewoli i krwawych zrywów odzyskaliśmy wolność. Jakże umieliśmy to wówczas docenić, skoro już w 1920 r. podczas wojny z bolszewikami niebywałym zrywem, nie patrząc „na rachunki krzywd”, krwią i ofiarnością zahamowaliśmy czerwoną pożogę, która „przez trupa Polski” chciała komunizmem zawojować całą Europę. Czy Europa o tym pamięta? Czy chociaż wie, że bitwa warszawska uznana została przez historyków za 18. na liście przełomowych bitew w dziejach świata? Skądże. Mimo prezydencji Polski w ramach UE ten rząd nie przypomniał o tym współczesnym zarządcom Wspólnoty, mimo że wiele z posiedzeń zorganizowano właśnie w Warszawie. Ze strachu przed Rosją? Przecież z faktami się nie dyskutuje.

Bitwa warszawska doczekała się wreszcie, po ponad 20 latach wolnej Polski, filmu, ale jej bohaterowie nie mają dotąd monumentu w Warszawie, o co od lat zabiega komitet jego budowy, traktując to zadanie jako testament tamtych bohaterów. Za to polegli pod Radzyminem najeźdźcy z 1920 r. mają wśród swoich grobów w Ossowie pomnik, odsłonięty przez prezydenta Komorowskiego, co okoliczna ludność uznała za skandal. Od kiedy to najpierw najeźdźcom stawia się pomniki? — pytają Polacy. Takiej kolejności wolna Polska dotąd nie znała.

Bitwa o pamięć

Od przyszłego roku szkolnego ma się zmienić podstawa programowa m.in. nauczania historii, którą uczniowie jako wspólny kanon skończą zgłębiać w I klasie liceum. Grozi to zerwaniem swego rodzaju kodu. Pod listem protestacyjnym skierowanym do Ministerstwa Edukacji Narodowej podpisało się stu wybitnych naukowców. „Ratujmy historię, ratujmy polski kanon!” — napisali w apelu. Cisza.

Jeden z internautów napisał: „»Historia jest nauczycielką życia «, to być może z tego powodu autorzy tej fatalnej reformy zdecydowali się na redukcję godzin nauczania tak ważnego przedmiotu. Ludźmi niedouczonymi łatwo jest rządzić i manipulować, dlatego obecna władza, która zbudowała swój wizerunek na sztuczkach PR-owców, a nie pracy, będzie uzależniona od socjotechniki, by legitymizować swoje uprawnienia do władzy. Cóż, historii Polski uczyć trzeba będzie wyłącznie w podziemiu, w grupie ludzi zaufanych”. Aż cisną się na usta słowa Norwida: „Narody, tracąc pamięć, tracą życie”. Nadzieję budzi widok coraz liczniej wywieszanych w oknach narodowych flag. Coraz liczniejsze grupy rekonstrukcji bitew historycznych. Harcerze uparcie porządkujący mogiły i stojący na straży pamięci poległych. To — mimo upiornego wyniku ostatnich wyborów — znak, że Polska się powoli budzi. Oby nie obudziła się za późno...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama