Czy słowa i gesty Franciszka wpisywały się w to, do czego przywykliśmy w sferze naszej religijnej wrażliwości?
Nie wiem, czy papież wiedział cokolwiek o sporach wokół form upamiętnienia rzezi wołyńskiej czy katastrofy smoleńskiej, ale znakomicie zdiagnozował ujawnione przy tych okazjach schorzenia polskiej pamięci.
Papież Franciszek przyjechał do Polski, ale to nie Polacy byli głównymi adresatami jego słów i gestów. Najistotniejsze treści papieskiego przekazu były kierowane do młodych ludzi pochodzących z wszystkich zakątków świata, reprezentujących rozmaite kultury, języki i rodzaje religijnej wrażliwości. Były one oczywiście przeznaczone także dla nas, ale raczej jako członków uniwersalnej, chrześcijańskiej, ponadnarodowej wspólnoty. To dla nas nowość. Jan Paweł II i Benedykt XVI przybywali do naszego kraju, aby spotkać się z Polakami. To my, jako członkowie naszej narodowej i państwowej wspólnoty, byliśmy w centrum ich uwagi. Światowe Dni Młodzieży odbywały się jednak w konkretnym kraju, papież odwiedzał ważne dla jego historii i teraźniejszości miejsca, nietrudno zatem odnaleźć to, co powinniśmy odnieść do nas samych. Słów tych nie było wiele, dlatego trzeba wczytać się w nie dokładnie, bowiem Ojciec Święty z pewnością pragnął powiedzieć nam tylko to, co uznawał za najważniejsze. Dlatego powinniśmy zwrócić uwagę nie tylko na to, co zostało wypowiedziane, ale również na to, co Franciszek pominął, i wreszcie na formę, jaką nadał swoim słowom i język, którego używał.
Polacy są narodem zwróconym ku historii. Dziś może już nie jest to widoczne aż tak bardzo jak 30 lat temu, ale pamięć o przeszłości zdaje się wciąż żywa, a spory wokół niej ciągle są bardzo gorące. Dowodem tego jest choćby problem polityki historycznej zajmujący uwagę polityków, dziennikarzy, naukowców i nauczycieli, czyli tych, których praca wpływa na poglądy i wybory społeczeństwa. Kościół w Polsce również przywiązuje wielką wagę do historii, jego nauczanie jest głęboko zanurzone w przestrzeni minionych faktów i zjawisk. Słowa biskupów i księży, dokumenty kościelne pełne są historycznych odniesień. Świętujemy z pietyzmem rozmaite rocznice, nasza religijno-kościelna wyobraźnia zaludniona jest przez historyczne postaci, a język, którego używamy w naszych świątyniach, wypełniają figury: „jasnogórskich hetmanek” i „rycerskich hufców Niepokalanej”. „Niepamięć bywa przedpolem klęski”, napisali biskupi polscy w jednym ze swych listów pasterskich. Naprawdę Kościół w Polsce jest instytucją ponadprzeciętnie wyczuloną na historię i doceniającą jej znaczenie dla współczesnych i przyszłych pokoleń.
Czy słowa i gesty Franciszka wpisywały się w to, do czego przywykliśmy w sferze naszej religijnej wrażliwości? Już na Wawelu podczas powitalnego wystąpienia papież powiedział: „Cechą charakterystyczną narodu polskiego jest pamięć. […] Świadomość tożsamości, wolna od manii wyższości, jest niezbędna dla zorganizowania wspólnoty narodowej na podstawie jej dziedzictwa humanistycznego, społecznego, politycznego, ekonomicznego i religijnego, aby inspirować społeczeństwo i kulturę, zachowując je wiernymi wobec tradycji, a jednocześnie otwartymi na odnowienie i na przyszłość”. W tym samym miejscu wypowiedział również słowa, które od razu odbiły się szerokim echem: „W codziennym życiu każdej osoby, podobnie jak każdego społeczeństwa, istnieją jednak dwa rodzaje pamięci: dobra i zła, pozytywna i negatywna. Dobrą pamięcią jest ta, którą Biblia ukazuje nam w Magnificat, kantyku Maryi uwielbiającej Pana i Jego zbawcze dzieło. Pamięcią negatywną jest natomiast ta, która spojrzenie umysłu i serca obsesyjnie koncentruje na złu, zwłaszcza popełnionym przez innych”. Odwołał się do dwu konkretnych przykładów owej „pozytywnej pamięci”, wspominając list biskupów polskich do niemieckich z 1965 r. oraz niedawną deklarację wspólną między Kościołem katolickim w Polsce a Kościołem prawosławnym Patriarchatu Moskiewskiego.
W następnych wystąpieniach Franciszek nie nawiązywał już w tak bezpośredni sposób do naszej przeszłości, z postaci historycznych wymieniał tylko św. Jana Pawła II i św. Faustynę Kowalską, i to raczej w uniwersalnym kontekście kultu Miłosierdzia Bożego, a nie w perspektywie polskiej historii. Nawet na Jasnej Górze zabrakło wyraźnych odniesień historycznych, Ojciec Święty poświęcił swą homilię prostocie, małości i konkretności, jako istocie przesłania ewangelicznego. Zabrakło Maryi – królowej Polski, ks. Kordeckiego, wiktorii wiedeńskiej, cudu nad Wisłą, a więc tych wszystkich figur, do których przywykliśmy w języku naszej narodowo-kościelnej wspólnoty. Zabrakło nawet wspomnienia Prymasa Tysiąclecia. Nieobecna była cała sarmacko-endecka tradycja „wielkiej Polski”, niestety kultywowana wciąż na peryferiach naszego Kościoła. Było natomiast miejsce na wyróżnienie: „ludzi prostych, a jednak niezwykłych, którzy potrafili świadczyć o umiłowaniu Boga pośród wielkich prób; o łagodnych a zdecydowanych głosicielach Miłosierdzia”. Mit historycznie uwarunkowanej symbiozy polskości i katolicyzmu, jako fundamentu tożsamości Polaków, nie znalazł potwierdzenia w słowach papieża. Zdaje się, że Franciszek nie pragnął, aby w nas wzmacniać ten właśnie, narodowy, aspekt religijności, teologia narodu i jego historii zabrzmiała innymi tonami niż te, do których byliśmy przyzwyczajeni.
Papież dostrzega jednak, jak istotna jest w kształtowaniu naszej tożsamości przeszłość i jak ważnym jej fundamentem jest pamięć przekazywana ponad granicami pokoleń. Postrzega ją jako wielką, godną podtrzymywania, wartość. Gdy rozstawał się z Polską, na spotkaniu z wolontariuszami, powiedział wprost: „Młody człowiek pozbawiony pamięci nie jest nadzieją przyszłości”. Bez zakorzenienia we własnej kulturze, historii, obyczaju, tradycji młodzi ludzie nie będą w stanie odpowiedzialnie tworzyć ani swego własnego życia, ani społeczności, której są członkami. Nie można papieskiego podkreślania pozytywnych elementów wielokulturowości widzieć bez tego fundamentu zakorzenienia. Niektórzy uznali, że Franciszek jest piewcą tzw. idei multikulti, mocno niegdyś promowanej przez środowiska lewicowe na Zachodzie, tymczasem jego postawa szacunku i otwarcia na Innych ma raczej podłoże konserwatywne, zakładające potrzebę wiedzy najpierw o własnych korzeniach.
Pamięć nie jest jednak wartością wyłącznie pozytywną. Ojciec Święty mówi o negatywnej pamięci, która ma obsesję zła, koncentruje się na własnych krzywdach wyrządzonych przez obcych. Nie jest kwestią przypadku, że kieruje te uwagi do nas. Czyż bowiem pamięć Polaków nie jest często zanieczyszczona takim właśnie upartym, masochistycznym, rozpamiętywaniem historycznych krzywd? Franciszek wyraźnie nam powiedział, że podstawowym doświadczeniem historycznym Polaków jest to, iż: „po burzach i ciemnościach naród wasz, odzyskawszy swą godność, mógł śpiewać podobnie jak Żydzi powracający z Babilonu: «Wydawało się nam, że śnimy. Usta nasze były pełne śmiechu, a język śpiewał z radości» (Ps 126, 1–2)”. Winniśmy pamiętać, ale nie dla samego pamiętania. Pamięć ma nas formować jako ludzi i jako chrześcijan, zdolnych do bezwarunkowego wybaczania. Nie wiem, czy Franciszek wiedział cokolwiek o naszych ostatnich sporach dotyczących rozmaitych form upamiętnienia, np. rzezi wołyńskiej czy katastrofy smoleńskiej, ale znakomicie zdiagnozował ujawnione przy tych okazjach schorzenia polskiej pamięci. Na Jasnej Górze, tam, gdzie papież mówił przede wszystkim do Polaków, wypowiedziane zostały słowa o „pragnieniu władzy, wielkości i sławy”, które jest: „rzeczą tragicznie ludzką” oraz o dawaniu siebie innym, prostocie i małości, rzeczach: „subtelnie boskich”. I tu jest kolejny klucz do Franciszkowej wizji pamięci. Ma być ona kształtowana w bliskim kontakcie z ludźmi nam najbliższymi, nie pierwszy raz mówi papież o dziadkach i ich dojrzałej mądrości. Jakże to aktualna, nie tylko dla młodych Polaków, rada, która może nadać naszej pamięci bardziej ludzki, mniej upolityczniony, mniej podatny na rozmaite formy manipulacji kształt.
opr. ac/ac