Uczynki miłosierdzia to praktyczny test naszej wiary. Nie można jednak zapominać, że dotyczą nie tylko ciała, ale i duszy
Benedykt XVI w encyklice Bóg jest miłością (p. 22) tak napisał:
Z upływem lat, wraz ze stopniowym rozprzestrzenianiem się Kościoła, działalność charytatywna utwierdziła się jako jeden z istotnych jego sektorów, obok udzielania Sakramentów i głoszenia Słowa; praktyka miłości wobec wdów i sierot, wobec więźniów, chorych i wszystkich potrzebujących należy do jego istoty, w równej mierze jak posługa Sakramentów i głoszenie Ewangelii. Kościół nie może zaniedbać posługi miłości, tak jak nie może zaniedbać Sakramentów i Słowa.
Słowa te nie tylko wyrażają autentyczną naukę Kościoła, ale także ugruntowują miłosierdzie w miejscu, jakie od początków istnienia Kościoła zajmowało ono wśród chrześcijan. Także dzisiaj wobec znieczulicy rozwijającej się zarówno w przestrzeni indywidualnej, jak i społecznej, a nawet w skali całych narodów i państw, Kościół robi wszystko, by coraz powszechniejsze na całym świecie nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia miało przełożenie na miłosierdzie względem ludzi — Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40).
Stąd biorą swój początek niezliczone akcje mające na celu wspieranie potrzebujących w kraju i za granicą. Stąd stałe przypominanie wyznawcom Chrystusa, że wartość wiary mierzy się dobrymi uczynkami, bez nich miłość do Boga jest niepełna.
Tym, którzy miłosierdzia nie okazują, trzeba przemawiać do sumień. A papież wzywa do przypomnienia sobie czternastu chrześcijańskich uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała i praktykowania ich z większą niż dotąd gorliwością.
Chciałbym zwrócić uwagę na jeden z tych uczynków, i to względem duszy: „Modlić się za żywych i umarłych”. Jest on wprawdzie na ostatnim miejscu, ale nie można nie zauważyć, jak wielkie ma on znaczenie. Bo jeśli prawdą jest, że „głoszenie Słowa i posługa Sakramentów”, a także praktyki pobożne — bez miłosierdzia — nie wyczerpują istoty naszej religii, to trzeba też powiedzieć, że wszelkie uczynki miłosierdzia powinny być spełniane także przez wzgląd na Pana Boga. Inaczej grozi im, że sprowadzą się do tego, co w ramach pomocy społecznej robią rozmaite organizacje pozarządowe.
Zarzuca się Kościołowi katolickiemu, że się miesza do polityki. A dlaczego miałby tego nie robić? Jeśli politykę traktujemy jako rozumną troskę o dobro wspólne, to obowiązkiem każdego jest w niej uczestniczyć wedle swoich własnych zdolności i kompetencji. Pisał o tym także św. Jan Paweł II w adhortacji Christifideles laici (Wierni świeccy). Spróbujmy więc teraz nieco pogłębić ten problem.
Jeśli ktoś oglądał film o różańcu I w godzinę śmierci, mógł się przekonać, jak modlitwa wpływa także na politykę. Spektakularnym owocem jednoczesnej modlitwy różańcowej setek tysięcy wiernych było między innymi niespotykane dotąd w historii pokojowe wycofanie się wojsk rosyjskich ze strefy okupacyjnej w Austrii czy też uniknięcie rozlewu krwi i wojny domowej na Filipinach, w Manili.
Pamiętamy z filmu, jak pewien afrykański biskup ze wstydem, po dłuższym ociąganiu się, wyznał, że objawił mu się sam Jezus, który od ołtarza szedł do niego z mieczem. Gdy mu wreszcie miecz wręczył, broń zamieniła się w różaniec. Oto wskazany wyraźnie kierunek polityki Kościoła.
Dlatego też popularne wezwanie „Módl się i pracuj” — w nawiązaniu do tematu można zaktualizować na „Módl się i działaj” — powinno dzisiaj wyraźnie podkreślać znaczenie słów „módl się”. Tak więc należy się stale modlić i nigdy w modlitwie nie ustawać.
Oczywiście, wezwanie to może być opacznie rozumiane jako zachęta do dewocyjnego klepania paciorków, ale tu chodzi o coś innego — Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie (1 Kor 10,31). Chodzi zatem o przywrócenie Bogu należnego Mu miejsca w naszym życiu. O chodzenie w obecności Bożej — jak mówili starożytni ojcowie chrześcijaństwa.
I takie bycie wobec Boga, o którym wiem, że mnie kocha i czuwa nade mną jak najbardziej troskliwy ojciec, nie tylko będzie ubogacać owoce moich dobrych uczynków, ale i ułatwiać zwrócenie się do Niego w modlitwie przy każdej nadarzającej się sposobności. Wciąż jestem na Niego otwarty i kiedy tylko mogę, zwracam się do Niego wprost albo poprzez medytację nad Jego Miłością Miłosierną.
O Ty Przedwieczny, co już lat tysiące,
Co dzień i gasisz i zapalasz słońce,
Boże! o Tobie jak ja myśleć lubię,
— śpiewamy w pieśni kościelnej, do której słowa napisał dziewiętnastowieczny poeta, powstaniec listopadowy Antoni Gorecki.
Oczywiście, takie myślenie wolno odrzucić. Człowiek jest wolny. Ale — powtórzę za św. Janem Pawłem II — czy można i w imię czego można? W imię czego można powiedzieć NIE?
Fragment książki „I przemija, i trwa”
Leon Knabit OSB — ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
opr. mg/mg