Nieprzyjaciółka skrypturystycznych herezji

Historyczno-krytyczna metoda interpretacji Biblii, choć zasadniczo słuszna, może prowadzić do skrajnie błędnych wniosków, rugujących to co nadprzyrodzone z dziejów ludzkich. Lekarstwem może być tu mariologia powiązana z chrystologią

Chętnie stosowanej w naukowej egzegezie Biblii metodzie historyczno-krytycznej towarzyszy założenie o jednorodności działających w historii przyczyn. Przekonanie to, generalnie słuszne, staje się jednak szkodliwe i niebezpieczne wówczas, gdy przemienia się w bezwzględne wykluczenie tego, co „całkowicie inne” — Boga; wykluczenie tego, co przekracza nasze zwykłe doświadczenia. Ale taka właśnie jest nasza sytuacja. Nasze rozumienie naukowości zabrania Bogu dostępu do świata [1]. Tak więc egzegeza historyczno-krytyczna ruguje czynnik Boski z ludzkich dziejów, a więc siłą rzeczy także z procesu powstawania ksiąg biblijnych; autorzy natchnieni mieliby jedynie interpretować „po Bosku” to, co wydarzyło się „po ludzku”. W tym kontekście warto przypomnieć słowa Benedykta XVI wskazujące na konieczność stosowania „hermeneutyki wiary”, której pomijanie musi prowadzić do „hermeneutyki podejrzeń”: Brak hermeneutyki wiary w odniesieniu do Pisma Świętego nie oznacza wyłącznie jej niestosowania; jej miejsce nieuchronnie zajmuje inna hermeneutyka, hermeneutyka zlaicyzowana, pozytywistyczna, której podstawą jest przekonanie, że pierwiastek Boży nie występuje w ludzkich dziejach. Zgodnie z tą hermeneutyką, kiedy zdaje się, że element Boski istnieje, trzeba go wyjaśnić w inny sposób i sprowadzić wszystko do elementu ludzkiego. W konsekwencji powstają interpretacje negujące historyczność elementów Boskich [2].

Z kolei uwzględnienie możliwych do przyjęcia wniosków, do jakich doszła metoda historyczno-krytyczna, a przede wszystkim dowartościowanie przez nią czynnika ludzkiego, wzywa do nowego spojrzenia na natchnienie. Wydaje się, że w perspektywie postulowanej przez papieża syntezy hermeneutyki wiary i hermeneutyki historycznej jesteśmy dziś w stanie lepiej uchwycić (choć nie całkowicie opisać) nie tylko rolę Boga, ale i wagę udziału człowieka w procesie tworzenia Pisma, a co za tym idzie, zobaczyć natchnienie jako proces Bosko-ludzki, dokonujący się we współpracy człowieka i Boga. W niniejszym artykule chciałbym pójść tropem wskazanym przez Benedykta XVI i ukazać natchnienie w perspektywie maryjnej. Jak Dziewica na mocy unii hipostatycznej staje się Matką Boga (Theotokos), chociaż wprost jest tylko Matką Syna Bożego w Jego ludzkiej naturze, tak również z łona Kościoła jako matki rodzi się Biblia, która jest jednocześnie i w całości prawdziwym słowem Bożym i prawdziwym słowem ludzkim [3].

Warto przypomnieć, że dogmaty maryjne miały zawsze na celu ochronę ortodoksyjnej wiary, przede wszystkim chrystologii. Te dogmaty — zauważył Ratzinger w rozmowie z włoskim dziennikarzem — chronią również tak dzisiaj zagrożoną wiarę w Boga Stworzyciela (jest to jedna z bardziej niezrozumianych dzisiaj prawd o wiecznym dziewictwie Maryi), swobodnie i dowolnie wnikającego w materię [4]. Maryja jawi się jako ostoja możliwości ingerencji Boga w ludzką historię, której to prerogatywy nie chce Mu przyznać metoda historyczno-krytyczna. W tym sensie „nieprzyjaciółka wszelkich herezji”, by użyć starej formuły, według Benedykta XVI aktualnej również w naszych czasach [5], staje się również nieprzyjaciółką „herezji biblijnych”.

2. Pismo Święte z punktu widzenia misterium Wcielenia: Słowo Boże staje się ciałem, a słowo Boga staje się księgą

Bóg przemawia do człowieka na różne sposoby, ale ostatecznie wypowiada się w swoim Słowie (por. Hbr 1,1n). Zmysł wiary i logika podpowiadają istnienie analogii między Wcieleniem, czyli tym, że Słowo Boże stało się ciałem, a „wcieleniem” słowa Bożego w ludzką mowę. Tak o tym pisał Pius XII w encyklice dotyczącej studiów biblijnych: Jak współistotne Słowo Boże stało się podobne ludziom we wszystkim prócz grzechu, tak i słowa Boże wyrażone ludzkim językiem upodobniły się do słów ludzkich we wszystkim z wyjątkiem błędu [6]. Tę analogię podchwycili ojcowie Soboru Watykańskiego II: Boże słowa, wyrażone ludzkimi językami, upodobniły się do ludzkiej mowy, podobnie jak niegdyś Słowo Wiekuistego Ojca, przyjąwszy słabe ludzkie ciało, upodobniło się do ludzi [7].

Tak więc również w przypadku ksiąg natchnionych mamy do czynienia ze swoistą „kenozą” Boga, z jego „zniżeniem się” (por. DV 13) [8] do człowieka, co zresztą nie powinno nas dziwić — wszak jeśli człowiek ma doświadczać czy słyszeć Boga, może to się odbywać tylko dzięki temu, że Bóg objawia się „po ludzku”. Jest to możliwe oczywiście tylko w Chrystusie, a więc w Bogu i człowieku w jednej Osobie, w którym cały świat został uczyniony i na którego obraz zostaliśmy stworzeni jako ludzie (por. Kol 1,16nn). Właśnie ci ludzie, stworzeni na podobieństwo Autora Biblii, czyli Boga, są również jej współautorami, skoro Bóg wykorzystał ich własne umiejętności i siły (por. DV 11). Wskazanie na ten Bosko-ludzki charakter Pisma Świętego na początku i w końcu rozdziału III Dei verbum, zatytułowanego O Boskim natchnieniu Pisma Świętego i jego interpretacji, stanowi swego rodzaju ramy czy może fundament, który jest w stanie utrzymać treść, jaka z tej przesłanki wynika.

W związku z tym podwójnym wymiarem Pisma autorzy dokumentu soborowego formułują sposoby interpretacji, które mają uwzględnić Bosko-ludzką naturę biblijnych tekstów. Wymiarowi ludzkiemu służyć mają zasady naukowe (konstytucja dowartościowuje metodę historyczno-krytyczną, którą posoborowa egzegeza, niestety, przeakcentuje), a zasady teologiczne uznaje się za konieczne (dokument wymienia je na drugim miejscu, ale egzegeci szybko o nich zapomną), by interpretacja Pisma objęła Boski wymiar Biblii (por. DV 12). Niestety, konstytucja nie podpowiada wprost, w jaki sposób i czy w ogóle należy dokonać syntezy obu metod, czy też można stosować je rozdzielnie, jedna obok czy za drugą. To zaniechanie miało negatywny skutek w posoborowym zachwianiu równowagi egzegetycznej kosztem zasad teologicznych. W związku z tym Ratzinger wypowie mocne słowa: Sobór Watykański II wprawdzie nie stworzył tej sytuacji, nie zdołał jednak jej zapobiec [9].

3. Dwie natury Chrystusa a dwa wymiary interpretacji Biblii

O posoborowym skoncentrowaniu się niemal wyłącznie na metodzie historyczno-krytycznej wypowiedział się Benedykt XVI dosadnie w czasie synodu poświęconego słowu Bożemu w życiu i misji Kościoła [10] i nieco bardziej dyplomatycznie w adhortacji posynodalnej: Podczas gdy egzegeza akademicka, również katolicka, jest obecnie prowadzona na wysokim poziomie w zakresie metodologii historyczno-krytycznej, również dzięki najnowszym przyczynkom, konieczne jest wymaganie analogicznego studium wymiaru teologicznego tekstów biblijnych, aby miało miejsce pogłębienie zgodnie z trzema elementami wskazanymi w Konstytucji dogmatycznej „Dei verbum” (VD 34).

Ratzinger sugerował, że sobór zestawił obok siebie współczesne metody egzegetyczne z zasadami teologicznymi, tak jakby miały istnieć niezależnie od siebie, a potrzeba ich współistnienia i syntezy przy jednoczesnym zachowaniu wzajemnej autonomii. Osobiście jestem wprawdzie przekonany, że uważna lektura całego tekstu „Dei verbum” pozwala znaleźć istotne elementy syntezy metody historycznej i „hermeneutyki teologicznej”, jednak ich powiązanie nie jest uchwytne bezpośrednio [11]. O taką syntezę będzie toczył batalię Ratzinger jako teolog i papież, apelując z jednej strony o „hermeneutykę wiary”, a z drugiej o wykonanie przez metodę historyczno-krytyczną nowego kroku metodologicznego. Ojciec święty podpowiedział, że taka synteza powinna by się dokonywać „chrystologicznie”, w analogii do dwóch natur Chrystusa zjednoczonych w jednej Osobie, które — według sformułowania dogmatycznego — nie tracą swoich właściwości, istnieją bez zmieszania czy zmiany oraz bez podzielenia czy rozłączenia [12]. Podobnie należy patrzeć na syntezę metody naukowej i teologicznej w interpretacji Pisma Świętego. Rozróżnianie dwóch poziomów badania Biblii nie ma na celu ich rozdzielania ani przeciwstawiania, ani po prostu zestawiania. Występują one jedynie we wzajemnym powiązaniu (VD 35). Należy więc oczekiwać, że będą one wykorzystywane w egzegezie z uwzględnieniem ich autonomii oraz bez rozdzielenia, to znaczy że już na etapie metody historyczno-krytycznej nie wolno jej widzieć jako wyabstrahowanej z wiary; musi ona dokonać metodologicznie nowego kroku i uznać się ponownie za dyscyplinę teologiczną, nie rezygnując przy tym ze swego charakteru historycznego [13]. Innymi słowy, wiara powinna się „uniżyć”, aby przyjąć również ludzkie metody tłumaczenia Pisma.

Dzięki tak rozumianej syntezie unikamy „herezji biblijnych”, które można widzieć jako uderzającą analogię do herezji chrystologicznych: z jednej strony „monofizytyzmu biblijnego”, który polega na zmieszaniu dwóch „natur” Pisma, z drugiej strony „nestorianizmu biblijnego”, z którym mielibyśmy do czynienia, gdyby „natury” Pisma zostały tak rozdzielone, iż widziałoby się je jako odrębne, nie powiązane ze sobą [14]. W przypadku takiej jednowymiarowości można by — idąc dalej tropem analogii chrystologicznych — wyróżnić też „doketyzm biblijny” oraz „ebionizm biblijny”. Z pierwszym mielibyśmy do czynienia, gdyby do „ducha” Pisma chciano docierać z pominięciem jego „litery”, a z drugim w sytuacji, gdyby Biblia została sprowadzona do wymiaru jedynie ludzkiego [15].

4. Objawienie zawinięte w pieluszki słów Pisma Świętego

Litera Pisma jest oczywiście ważna, ale stanowi ona niejako — by użyć pięknej średniowiecznej metafory — tylko pieluszki, w które zostało owinięte Objawienie. Pismo powstało bowiem — pisał w swojej rozprawie habilitacyjnej młody bawarski teolog — z mistycznego kontaktu autora natchnionego z Bogiem, którego to kontaktu duchowych owoców nie dało się przekazać w czysto duchowej postaci; dlatego ludzki autor zawija je w „pieluszki słów Pisma”, tak że to, co w nim stanowiło „objawienie” we właściwym sensie, jest wprawdzie dostępne w napisanych przez niego literach, ale w pewnej mierze pozostaje ukryte za nimi i potrzebuje dopiero nowego odsłonięcia [16]. Przy tej okazji Ratzinger podkreślał różnicę między Objawieniem a Pismem Świętym: „Objawienie” [...] oznacza działanie, poprzez które ukazuje się Bóg, a nie obiektywny wynik tego działania. Biorąc to pod uwagę, do pojęcia „objawienie” należy zaliczyć również otrzymujący je podmiot: gdzie bowiem objawienie nie jest przez nikogo przyjęte, tam nie było żadnego objawienia, bo nic tam nie zostało ujawnione, odkryte. Sama idea objawienia zakłada kogoś, kto wejdzie w jego posiadanie. [...] Jeżeli tak jest [...], to objawienie jest uprzednie w stosunku do Pisma Świętego i odzwierciedla się w nim, lecz nie jest jednak z nim identyczne. Oznacza to, że objawienie jest zawsze większe od samego Pisma [17].

Jeśli w przypadku objawiania się Boga człowiekowi mamy do czynienia ze swoistą symfonią stworzenia, w której pojawia się Chrystus jako motyw solowy nadający sens całemu dziełu (por. VD 13), to przecież — podkreślał „Mozart teologii” — działanie zawsze poprzedza mowę, poziom rzeczywistości wydarzenia Objawienia jest głębszy niż poziom rzeczywistości wydarzenia jego proklamacji, czyli dążenia do zinterpretowania działania Boga w ludzkim języku [18] (por. DV 2). Objawienie oznacza więc zbliżenie się Boga do człowieka, i jest ono większe, niż wyrazić mogą to ludzkie słowa, również większe niż słowa Pisma. [...] Pismo jest znaczącym świadectwem o Objawieniu, ale Objawienie to coś żywego, coś większego [19]. Objawieniem we właściwym sensie jest dla Ratzingera Chrystus [20], ponieważ tylko w Nim — w Logosie, który wszystko ogarnia — Bóg wyraża samego siebie. To jedyne Słowo (Logos) zakomunikowało się ludziom w istniejących słowach, za których pomocą przedstawiło nam, kim jest [21]; jednak oczywiście On jest zawsze większy niż słowa, które o Nim mówią.

Jeśli jest prawdą, że mariologia nie jest czymś marginalnym w chrześcijaństwie, ale należy do Jego istoty, a związek między Jezusem i Jego Matką pozostaje nierozerwalny (por. LG 56—59), to możemy oczekiwać, że właśnie pogłębiona refleksja maryjna pomoże nam w odzyskaniu właściwego podejścia do Pisma Świętego. Wracając więc do naszej ilustracji — Ta, która zawijała w pieluszki Słowo wcielone, wskazuje jednocześnie na konieczność rozwinięcia z nich Objawienia, a więc odsłania przed nami Bosko-ludzki wymiar Pisma. Również „natchnienie” jako pojęcie podstawowe, choć trudne do zdefiniowania, może zostać lepiej zrozumiane, gdy uwzględni się perspektywę maryjną.

5. Natchnienie w perspektywie tajemnicy Zwiastowania: Słowo Boże z łona Maryi, Pismo Święte z łona Kościoła

Wróćmy do analogii między wcieleniem Słowa Bożego a słowem Bożym, które przyjmuje formę księgi (por. DV 13). Ojcowie synodu poświęconego słowu Bożemu w życiu i misji Kościoła dokonali ciekawego spostrzeżenia — mianowicie zwrócili uwagę na Credo, które ten paralelizm zawiera: głosimy z jednej strony fakt, że Syn Boży za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy, a z drugiej wyznajemy, że ten Duch mówił przez proroków [22]. Również adhortacja posynodalna podchwytuje ten paralelizm stosowanej przez ojców Kościoła analogii między Słowem Bożym, „które staje się ciałem”, i słowem, które staje się „księgą” (VD 18), i twórczo go rozwija, wskazując na podstawę tej analogii, a jest nią paralelne działanie Ducha Świętego w Maryi i Kościele: Podobnie jak Słowo Boże stało się ciałem za sprawą Ducha Świętego w łonie Dziewicy Maryi, tak również Pismo Święte rodzi się z łona Kościoła za sprawą tegoż Ducha (VD 19).

Ta perspektywa nadaje się znakomicie zarówno do głębszego zrozumienia natury i procesu powstania Pisma, jak i umożliwia lepsze zrozumienie natchnienia, a więc pojęcia absolutnie podstawowego w biblistyce, które wymaga — według Benedykta XVI — przemyślenia adekwatnego do współczesnej wiedzy biblijnej, co jest tym bardziej palące, że utrzymywanie się anachronicznego poglądu na natchnienie (obraz gołąbka gruchającego do ucha hagiografa) nie służy również poprawnej interpretacji Biblii (odgonienie gołąbka sprawia, że pojawia się pokusa patrzenia na Biblię jako na dzieło wyłącznie ludzkie). Ojciec święty Benedykt XVI właśnie w pogłębieniu refleksji nad natchnieniem i prawdą Pisma widzi szansę dla studiów biblijnych oddających sprawiedliwość Bosko-ludzkiej naturze tekstu biblijnego: Dziś konieczne jest odpowiednie pogłębienie tych rzeczywistości, by lepiej spełnić wymogi dotyczące interpretacji świętych tekstów zgodnie z ich naturą (VD 19) [23].

6. Maryja jako ikona dokonującego się Bosko-ludzkiego misterium

Tajemniczy proces natchnienia odsłania się nieco, gdy wnikamy w tajemnicę Wcielenia. Zdajemy sobie sprawę, że nie będziemy w stanie pojąć czysto intelektualnie tego Bosko-ludzkiego wydarzenia, ale jak to w przypadku misteriów wiary, przyjmujemy go i poznajemy (czy przeżywamy) przez wiarę. Na natchnienie można patrzeć jak na proces analogiczny do poczęcia Syna Bożego w łonie Maryi, które nastąpiło z jednej strony za sprawą Ducha Świętego, ale z drugiej za zgodą człowieka. Było wolą Ojca miłosierdzia, aby Wcielenie poprzedziła zgoda Tej, która przeznaczona została na matkę, by w ten sposób, podobnie jak niewiasta przyczyniła się do śmierci, tak również niewiasta przyczyniła się do życia [24]. Tajemnica ta jest większa, niż się powszechnie przyjmuje — zdaje się, że wciąż nie doceniamy wagi tego, że bez zgody Niewiasty Bóg nie stałby się człowiekiem!

Niejeden wierzący, broniąc wszechmocy i łaski Bożej, godzi się na traktowanie Maryi jako swego rodzaju „surogatki”, która posłużyła Bogu jak jakieś narzędzie do zrealizowania Jego planu — urodzenia Jezusa. A przecież Maryja jest osobą, zresztą idealną, a więc w pełni wolną, rozumną, twórczą duchowo i posiadającą możliwość przyjęcia lub odrzucenia inicjatywy Bożej. Została potraktowana przez Boga jako osoba, a nie jako rzecz. Religia w ogóle jest sprawą osób, a nie rzeczy [25]. W każdym razie, jeśli Ona jest bramą, przez którą przeszedł Zbawiciel, to gdzie znajduje się ta brama? — przecież nie przede wszystkim w Jej łonie! Maryja Dziewica — powiedzą ojcowie soborowi — przy zwiastowaniu anielskim przyjęła sercem i ciałem Słowo Boże (LG 53).

Właśnie Zwiastowanie okazuje się dobrym punktem wyjścia dla pogłębienia rozumienia natchnienia, które w tej perspektywie wskazuje na współpracę Boga z człowiekiem, przy czym udział człowieka nie przekreśla roli Boga, ale wskazuje na powszechne prawo działające na linii Bóg - człowiek: chodzi o Bosko-ludzką synergię, możliwą dzięki temu, że Bóg nie czyni niczego sam, że lubi On dzielić się z człowiekiem dosłownie wszystkim, tak że nawet historia zbawienia nie polega na samotnym działaniu Boga, ale na tym, że człowiek zostaje przez Niego zaangażowany w to dzieło. Jednym z przejawów tej powszechnie obowiązującej Bosko-ludzkiej synergii będzie proces powstania ksiąg biblijnych [26].

Ks. Czesław Bartnik ukazuje właściwą perspektywę Zwiastowania, gdy pisze, że personalizm każe widzieć to wydarzenie jako w istocie swej misteryjne, wewnątrzosobowe, dziejące się w świątyni osoby Maryi: „anioł wszedł do Niej” [...], choć zostało to oddane empirycznymi obrazami i literacką kompozycją. Wewnątrzpersonalność wydarzenia zbawczego nie przekreśla jego realności, lecz ją podnosi [27]. Bóg przychodzi do człowieka tylko przez człowieka; nie tylko w tym sensie, że przychodzi do niego przez Chrystusa jako Boga i człowieka, ale również w tym rozumieniu, że „wydarza się”, jest obecny i działa w świecie człowieka i w słowie ludzkim jedynie przez człowieka, a dokładnie przez jego wiarę; a jeszcze dokładniej: przez wiarę Matki Kościoła i Kościoła-Matki. Dlatego Bóg jest obecny i dziś w świecie tylko w Kościele, który jest Jego ciałem i który składa się przecież z ludzi.

7. Natchnienie jako owoc „małych zwiastowań”

Jak Ewangelie przedstawiają Maryję jako Tę, która rozważa w swoim sercu Słowo Boże (spisane, mówiące wydarzeniami, wcielone), tak potrzeba medytować nad Maryją, aby uchwycić to, co istotne, a przecież ukryte. Kontemplowanie udziału Maryi we Wcieleniu umożliwia odsłonięcie również tej tajemnicy, która skrywa się pod pojęciem natchnienia. Na tym tle trzeba by widzieć natchnienie jako ciąg wydarzeń na linii Bóg - wspólnota wierzących i Bóg - autor natchniony, jako swego rodzaju „małe zwiastowania”, które stały u podstaw przyjęcia Objawienia i spisywania go. Podkreślanie ludzkiego udziału w tym procesie nie dezawuuje Boskiego czynnika; wręcz przeciwnie, o czym świadczy samo „wzorcowe” tu Zwiastowanie.

Wróćmy do brzemiennych treścią słów Benedykta XVI: Podobnie jak Słowo Boże stało się ciałem za sprawą Ducha Świętego w łonie Dziewicy Maryi, tak również Pismo Święte rodzi się z łona Kościoła za sprawą tegoż Ducha (VD 19). Można powiedzieć, że jak Słowo nie stałoby się ciałem, gdyby nie przyjęło ludzkiej natury z Ikony czy uosobienia Kościoła (por. LG 53.63), tak Pismo nie mogłoby powstać poza Kościołem. Jeśli powstanie ksiąg świętych jest owocem przyjęcia przez człowieka Ducha Świętego (por. VD 19), to nie wolno izolować pojedynczego autora natchnionego z kręgu wspólnoty, w której łonie zrodziło się Pismo. Dlatego właśnie właściwym miejscem interpretacji Biblii jest życie Kościoła. [...] Biblia jest księgą Kościoła, a z jej immanencji w życiu kościelnym rodzi się również jej prawdziwa hermeneutyka (VD 29) [28].

Na koniec zauważmy, że niezbędność Kościoła w interpretacji Pisma, Kościoła, który umożliwia przyjęcie Ducha i wzniesienie się od litery do ducha tekstu, da się wyprowadzić również z różnicy między Zwiastowaniem a „małymi zwiastowaniami”, a dokładniej: z różnicy między dyspozycją przyjmującej Objawienie Maryi (pełnej łaski, świętej) a nie-pełnym łaski i grzesznym autorem natchnionym, będącym członkiem wspólnoty wierzących złożonych z takich jak on nie uświęconych w pełni ludzi przyjmujących małymi porcjami łaskę po łasce (por. J 1,16) Objawienia. Jeden z dwóch nowotestamentowych tekstów mówiących wprost o natchnieniu Pisma zwraca uwagę na to, że kierowani Duchem Świętym mówili od Boga święci ludzie (2 P 1,21), jednak ich świętość, jakkolwiek duża by była (i trudna do wyobrażenia przez nas, ich marnych naśladowców), nie może się równać świętości doskonałej Maryi. Dlatego Benedykt XVI zwrócił uwagę, że w rzetelnej hermeneutyce nie można stosować w sposób mechaniczny kryterium natchnienia, jak również idei prawdy absolutnej w odniesieniu do wyrwanego z kontekstu pojedynczego zdania bądź wyrażenia. Poziomem, na którym możliwe jest postrzeganie Pisma Świętego jako słowa Bożego, jest [dopiero] jedność dziejów Bożych jako całość, w której poszczególne elementy rzucają na siebie światło i otwierają na zrozumienie [29].

To z kolei kieruje naszą uwagę znów w stronę omawianej wcześniej różnicy między Objawieniem a Pismem Świętym. W takim razie Pismo wymagałoby wnikania w nie dzięki Duchowi Świętemu danemu Kościołowi, tak by móc dotrzeć do Objawienia. Pieluszki co prawda wskazują na Tego, który jest w nie owinięty, jednak koniecznie należy je rozwinąć. Najświętsza Dziewica jawi się wciąż jako „nieprzyjaciółka wszelkich herezji”, także egzegetycznych, które chciałyby przyznać metodzie historyczno-krytycznej możliwość dotarcia do prawdy Objawienia bez odwijania pieluszek ludzkich uwarunkowań.


[1] J. Ratzinger, W drodze do Jezusa Chrystusa, tłum. J. Merecki, Kraków 2004, s. 67.

[2] Benedykt XVI, Posynodalna adhortacja apostolska „Verbum Domini” (O Słowie Bożym w życiu i misji Kościoła) [dalej: VD], Kraków 2010, nr 35.

[3] H. Muszyński, Charyzmat natchnienia biblijnego, w: Wstęp ogólny do Pisma Świętego, red. J. Szlaga, Poznań 2008, s. 55.

[4] J. Ratzinger, V. Messori, Raport o stanie wiary. Z Ks. Kardynałem Josephem Ratzingerem rozmawia Vittorio Messori, tłum. Z. Oryszyn, J. Chrapek, Kraków-Warszawa 1986, s. 90.

[5] Por., tamże, s. 89: „...trudno było mi pojąć znaczenie innej starej formuły (powtarzanej w Kościele od pierwszych wieków jego trwania, kiedy po pamiętnej dyspucie Sobór Efeski w roku 431 ogłosił Marię Theotokos, czyli Matką Boga) określającej Dziewicę nieprzyjaciółką wszelkich herezji. Teraz w tym okresie zamieszania, gdy doprawdy tak wiele herezji usiłuje przeniknąć do autentycznej wiary, teraz dopiero rozumiem, że w określeniu tym nie było nic z pobożnego życzenia, ale czysta prawda, szczególnie doniosła, jeżeli chodzi o nasze czasy”.

[6] Pius XII, Divino Afflante Spiritu, nr 559. Cytuję za: Biblia w dokumentach Kościoła (Aby lepiej słyszeć słowo Pana, 2), teksty do druku przygotował R. Pietkiewicz; komentarze: A. Jankowski, H. Lempa, R. Pietkiewicz, Wrocław 1997.

[7] Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym „Dei verbum” [dalej: DV],  nr 13. (Korzystam z wydania: Sobór Watykański II, Konstytucje, dekrety, deklaracje. Tekst polski. Nowe tłumaczenie, Poznań 2002). Warto jednak zwrócić uwagę, że Ojcowie Soboru inaczej rozumieją bezbłędność Pisma Świętego (teza o braku jakichkolwiek błędów jest oczywiście nie do utrzymania) : „Skoro więc wszystko to, co autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, twierdzą, należy uważać za stwierdzone przez Ducha Świętego, to z całą mocą należy też wyznać, że księgi Pisma w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Boga została zapisana w księgach świętych dla naszego zbawienia” (DV 11). Na temat ujęcia prawdziwości Biblii w konstytucji — zob. również: T. Jelonek, Biblia w nauczaniu Kościoła, Kraków 2011, s. 98-109.

[8] Por. również: Orędzie końcowe Synodu Biskupów do Ludu Bożego: „Słowo Boże w historii” (24.10.2008), „L'Osservatore Romano” (2009) nr 1, s. 26:  „Słowo przyobleczone jest w konkretne słowa, do których się zniża i dostosowuje, aby stać się słyszalne i zrozumiałe dla ludzi (...) Boże natchnienie nie zatarło historycznej tożsamości ani osobowości ludzkich autorów”.

[9] J. Ratzinger, Kontrowersje wokół interpretacji Pisma, w: J. Ratzinger-Benedykt XVI, Słowo Boga. Pismo — Tradycja — Urząd, tłum. W. Szymona, Kraków 2008, s. 94.

[10] Por. Benedykt XVI, Wystąpienie podczas XIV kongregacji generalnej Synodu Biskupów: „Egzegeza nie tylko historyczna, ale i teologiczna” (14.10.2008), „L'Osservatore Romano” (2008) nr 12, s. 34: „Ten drugi nurt, na który składają się trzy elementy teologiczne wskazane przez Dei verbum, jest niemal niewidoczny”.

[11] J. Ratzinger, Kontrowersje wokół interpretacji Pisma, dz. cyt., s. 95-96.

[12] Por. Wyznanie wiary Soboru Chalcedońskiego, 451 r., w: Breviarium fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, red. I. Bokwa, Poznań 2007, nr 89.

[13] J. Ratzinger (Benedykt XVI), Jezus z Nazaretu, cz. 2: Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania, tłum. W. Szymona, Kielce 2011, s. 6.

[14] Por. D. Farkasfalvy, W poszukiwaniu nowej, „postkrytycznej” metody egzegezy biblijnej, w: „Nowa ewangelizacja” (Kolekcja „Communio”, 8), red. L. Balter, Poznań 1993, s. 285.

[15] Zwracał na to uwagę kaznodzieja Domu Papieskiego — zob. R. Cantalamessa, „Litera zabija, Duch ożywia”. Lektura duchowa Biblii, w: Słowo Boże w życiu i misji Kościoła , red. S. Szymik (Analecta Biblica Lublinensia, 4), red. K. Mielcarek, Lublin 2009, s. 275-276.

[16] J. Ratzinger, Świętego Bonawentury teologia historii, tłum. E.I. Zieliński, Lublin 2010, s. 104.

[17] J. Ratzinger, Moje życie, oprac. wersji pol. W. Wiśniowski, Częstochowa 2005, s. 85.

[18] T. Rowland, Wiara Ratzingera. Teologia Benedykta XVI, tłum. A. Gomola, Kraków 2010, s. 90.

[19] J. Ratzinger, Moje życie, dz. cyt., s. 106-107.

[20] Por. G. Bachanek, Sakramentalna struktura Słowa Bożego w teologii kard. J. Ratzingera, „Verbum Vitae” (2005) nr 7, s. 224.

[21] J. Ratzinger (Benedykt XVI), Patrzeć na Chrystusa, tłum. P. Gąsior, Kraków 2007, s. 14.

[22] Por. Orędzie końcowe Synodu Biskupów do Ludu Bożego..., art. cyt., s. 26.

[23] Por. również: Benedykt XVI, Przesłanie z okazji zgromadzenia plenarnego Papieskiej Komisji Biblijnej: „Poprzez swoje Słowo Bóg pragnie przekazać nam prawdę o sobie i o ludzkości” (02.05.2011), „L'Osservatore Romano” (2011) nr 7, s. 20-21. Papież przypomniał w tym przesłaniu, że pojęcie natchnienia wymaga pogłębienia, ponieważ ma kluczowe znaczenie dla poprawnej hermeneutyki Biblii jako słowa Bożego w ludzkich słowach: „W istocie interpretacja Pism świętych, w której pomija się ich natchnienie bądź o nim zapomina, nie uwzględnia ich najważniejszej i cennej cechy — tego, że pochodzą od Boga...”.

[24] Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen Gentium” [dalej: LG],  nr 56. Korzystam z wydania: Sobór Watykański II, Konstytucje, dekrety, deklaracje. Tekst polski. Nowe tłumaczenie, Poznań 2002.

[25] Cz. Bartnik, Matka Boża (Biblioteka Katedry Teologii Historycznej, 1), Lublin 2012, s. 81.

[26] Por. Benedykt XVI, Przemówienie do uczestników zgromadzenia plenarnego Papieskiej Komisji Biblijnej: „Tradycja i Pismo Święte przenikają się nawzajem” (23.04.2009), „L'Osservatore Romano” (2009) nr 6, s. 33: „...Konstytucja Dei verbum, po stwierdzeniu, że Autorem Biblii jest Bóg, przypomina nam, że w Piśmie Świętym Bóg mówi do człowieka ludzkim językiem. Ta bosko-ludzka synergia jest bardzo istotna. Bóg prawdziwie mówi do ludzi ich językiem”.

[27] Cz. Bartnik, Matka Boża, dz. cyt., s. 81.

[28] Dlatego jednym z elementów hermeneutyki wiary jest uwzględnienie żywej Tradycji całego Kościoła (por.: DV 12; VD 34).

[29] Benedykt XVI, Przesłanie z okazji zgromadzenia plenarnego Papieskiej Komisji Biblijnej..., art. cyt., s. 21. Por. również: J. Ratzinger, P. Seewald, Bóg i świat. Wiara i życie w dzisiejszych czasach. Z kardynałem Josephem Ratzingerem Benedyktem XVI rozmawia Peter Seewald, Kraków 2005, s. 139. Kardynał stwierdził wtedy, że Pismo Święte nie jest gotowym systemem wiary, nie stanowi traktatu teologicznego, ale jest pełnym napięcia świadectwem relacji Boga i człowieka — „już z tego wynika, że nie mogę się mechanicznie posługiwać kryterium inspiracji, a także kryterium bezbłędności. Nie można wyciągnąć pojedynczego zdania i powiedzieć: tak, to zdanie znajduje się w wielkim podręczniku Boga, zatem musi być prawdziwe po prostu samo w sobie”.

 

Tekst ukazał się w „Homo Dei” (2013) nr 4

Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama