Po co Dziewicy Oblubieniec?

Relacja małżeńska Maryi i Józefa nie była jakimś przypadkiem, ale elementem Bożego planu zbawienia

Siedzący w fotelu i popijający kawkę, jakiej Józef nigdy nie pijał (anioł przychodzi do niego we śnie), i pogryzający ciasteczko, jakiego Maryja odmawiała sobie i Synowi (ascetyczne ćwiczonko — wstęp, bez którego nie byłaby możliwa późniejsza kenoza na krzyżu i pod krzyżem), może mieć rzeczywiście problem z odpowiedzią na tytułowe pytanie. Po co Dziewicy mąż — myśli sobie taki on lub ona planując nocne tęte-à-tęte z mężem/żoną, i w przekonaniu, że na każde pytanie istnieje bezproblematyczna odpowiedź, nie wymagająca wysiłku ze strony przyzwyczajonego do status quo pytającego. A gdy takowej nie uzyska — wzrusza jedynie ramionami uznając sprawę za nieistotną lub kręci nosem w przekonaniu, że jeśli „coś tu nie gra”, to z pewnością lepiej to odrzucić jako nieprawdopodobne.

Inaczej postąpił Józef, któremu też coś nie zagrało na wieść o cudownej brzemienności Maryi, ale na tej pierwszej reakcji nie poprzestał. Nie wiedział, jak się zachować i „szukał zapewne odpowiedzi na to dręczące go pytanie, ale nade wszystko szukał wyjścia z tej trudnej dla siebie sytuacji” (Jan Paweł II, Redemptoris custos [dalej: RC], 3): czy i jak być mężem tak szczególnie wybranej Kobiety? Jak powiedział pewien lewicowy polityk, „prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy”, a ten prawdziwy mężczyzna wypowiada w końcu (czynem) swoje fiat, kiedy zostaje przekonany przez Boga do tego, co siedzącym w fotelu wydaje się nie do przyjęcia. Sprawy boskie wymagają — wyciągnijmy wniosek — zmagania się z Bogiem, medytowania na kolanach, szacunku dla tajemnicy.

W takim razie nie warto krytykantom tego po ludzku paradoksalnego połączenia dziewictwa i małżeństwa podawać gotowych odpowiedzi, których zresztą nie da się sformułować w postaci przekonujących argumentów, bowiem pewność co do mądrości Bożej różnej od ludzkiej zdobywa się środkami duchowymi: przez modlitwę, rozważanie Słowa i doświadczenie życia z Bogiem. „Słowa Boże wzrastają z tym, kto je czyta” (św. Grzegorz Wielki) — skoro Maryja jako wewnętrznie mocująca się ze Słowem i Józef w zwarciu z Bogiem (nawet we śnie) potrzebowali dorastać do Słowa, tym bardziej fotelowym szaraczkom nie wolno redukować Boskich zamiarów do ciasnych jak emileśtam, w których pomieszkują, ludzkich wyobrażeń. Można za to pokazać kilka rozumnych argumentów nie tyle dowodzących, co uniesprzeczniających otwartość Dziewicy na małżeństwo.

W tych wszystkich rozumowych dociekaniach i teologicznych wyrachowaniach spróbujmy jednak nie tracić z oczu miłości, która przecież musiała zaiskrzyć między Maryją a Józefem. Odczytanie Ewangelii bez uprzedzeń ukazuje czytelnikowi, że „Mąż sprawiedliwy z Nazaretu posiada nade wszystko wyraźne rysy oblubieńca” (RC 18), i to zarówno przed tym, jak przemówił do niego anioł, jak i w samym „zwiastowaniu”, które stanowi potwierdzenie tej więzi oblubieńczej, jaka istniała już wcześniej. Jan Paweł II sugeruje nawet, że kiedy Oblubieniec usłyszał od anioła, że jego Oblubienica poczęła z Ducha Świętego, „także i owa męska miłość Józefa do Maryi poczęła się wówczas na nowo z Ducha Świętego” (RC 19), tak że odtąd Oboje będą uczestniczyć w pierwszym odkupionym przez Chrystusa małżeństwie z — jednak — miłością, tyle że właściwą „nowemu stworzeniu”.

W perspektywie Boskiego pomysłu na zbawienie człowieka konieczna była ciągłość z rodzajem ludzkim — jak przez małżonków Adama i Ewę grzech wszedł na świat, tak teraz w małżeństwie Nowej Ewy i Józefa w Synu Bożym wejdzie na świat łaska. „Przez Józefa Bóg doprowadził »starą łaskę« i okazał swą wierność człowiekowi, przez Maryję zaś Bóg wylał »nową łaskę« i okazał »nową miłość« twórczą, przelewającą się ponad całe stworzenie” (Cz.S. Bartnik, Matka Boża, Lublin 2012, s. 113). Z kolei jak tamta Ewa kierowała swoje pragnienia ku mężowi (por. Rdz 3,16), tak Ta oddaje się cała Bogu — a w Nim dopiero mężowi. Jeśli każde małżeństwo domaga się wspólnoty dóbr, w przypadku tego świętego związku oznaczać to będzie, że Józef konsekwentnie staje się współuczestnikiem Jej godności — nie biernym narzędziem realizacji Bożego planu, ale tym, któremu dane jest przeżywać dziejącą się historię przyjścia Boga na świat. „W słowach nocnego »zwiastowania« Józef odczytuje nie tylko Bożą prawdę o niewypowiedzianym wręcz powołaniu swej Oblubienicy. Odczytuje zarazem na nowo prawdę o swoim własnym powołaniu” (RC 19).

Co wcielony Bóg złączył, człowiek, szczególnie ten siedzący w fotelu i popijający kawkę, niech nie rozdziela lekkomyślnym posądzeniem o to, że Józef niejako „na siłę” zostaje doczepiony do Niej. Niech lepiej logicznie rozważy, że Święta Rodzina, która uczestniczy w tajemnicy Wcielenia, sama jest również tajemnicą, która może zostać zrozumiana tylko w tajemnicy Wcielenia. Bóg staje się człowiekiem, a co za tym idzie, przyjmuje wszystko, co ludzkie, w tym również rodzinę jako pierwszy wymiar swojego bytowania na ziemi. Powiedzmy to wszystko bardziej „po ludzku”: młody Jeszua wychowuje się w rodzinie złożonej z Matki i przybranego ojca. Ponieważ Bóg stał się człowiekiem podobnym nam we wszystkim prócz grzechu; przyjąwszy ludzką naturę przeżywa wszystko to, co my; oczywiście z wyjątkiem grzeszności — w tym podobny jest Maryi. Z kolei gdyby nie relacja z ziemskim opiekunem Józefem, Jezus nie nauczyłby się wołać do Boga słowami „Abba, Ojcze”. Bóg i Maryja wiedzieli, kogo sobie wybrać!

Małżeństwo nigdy nie jest li tylko prywatną sprawą; nocne tęte-à-tęte z mężem/żoną może zakończyć się poczęciem dziecka, z kolei rodzina przez swoje kontakty z innymi czy mniejszy lub większy wkład w społeczeństwo nie pozostaje bez wpływu na historię. Tym bardziej „małżeństwo Maryi z Józefem stanowiło misterium niepowtarzalne. Splatała się w nim płaszczyzna osobista, ogólnoludzka i historiozbawcza” (Bartnik, s. 113). W centrum tego małżeństwa już od chwili poczęcia znajduje się Dziecko, któremu oddani przysłużą się Józef i Maryja sprawie zbawienia wszystkich, również i nas. Odtąd nawet popijanie kawki czy pogryzanie ciasteczka nie jest nigdy zajęciem obojętnym duchowo, tym bardziej nie trzeba być o. Ksawerym Knotzem, żeby dostrzec w zjednoczeniu małżeńskim akt nie tylko cielesny.

A skoro już jesteśmy przy „tych sprawach”, warto zauważyć, że być może podświadomie boimy się, że to dziewicze małżeństwo obniża wartość małżeństwa, czy też mówiąc wprost: Maryja odbiera sens i przyjemność naszemu małżeńskiemu współżyciu? Nie trzeba się jednak bać, „małżeństwo Maryi i Józefa właśnie dlatego, że pozwala nam oglądać w stanie czystym to całkowite wzniesienie się ponad siebie, jest wzorem wszystkich małżeństw i rodzin ludzkich. Wielkie rzeczy bowiem opromieniają podobne im rzeczy małe” (J. Guitton, Maryja, Warszawa 1956, s. 193). Ich małżeństwo wskazuje na Ducha, który związek mężczyzny i kobiety ustanowił, i w tym sensie pozwala również niedziewiczym małżonkom oprzeć relację nie na genitalnych doznaniach, ale na tym, co najważniejsze — na miłości.

Jeśli wszystkie małżeństwa są ikoną relacji Chrystus-Kościół, to w przypadku Józefa i Maryi staje się to jeszcze wyraźniejsze. Małżeństwo i dziewictwo to dwa sposoby przeżywania tajemnicy związku Boga z człowiekiem, przy czym w Maryi jako ikonie Kościoła następuje połączenie obu powołań. „To, co u ogółu ludzi nie da się ze sobą pogodzić — u Niej jest zespolone” (tamże, s. 192). Nawet jeśli wydaje nam się to paradoksalne, nie staje się przez to irracjonalne — a tym samym można założyć, że jest prawdopodobne. Możemy uznać, że Boski Artysta przesadził i zbytnio zapętlił akcję Bosko-ludzkiego dramatu, możemy dziwić się, że niepotrzebnie tak chciał mieć wszystko — i małżeństwo, i dziewictwo — w jednym czy raczej w Jednej, ale możemy również w dni wstrzemięźliwości seksualnej uklęknąć wraz z mężem/żoną i kontemplować przekraczające nasze zrozumienie i doświadczenie tajemnice.

Tekst ukazał się w „Rycerzu Niepokalanej” (2013) nr 4. Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama