Wielki Post - czas diety duchowej
Chleb posypany popiołem — zdaniem ks. Jacka Stryczka — jest doskonały na początek Wielkiego Postu. Autor zdjęcia: Henryk Przondziono
Środa Popielcowa, samo południe w Krakowie. Na Grodzkiej, przed „Kebabem”, ks. Jacek Stryczek z balonikiem przywiązanym do kołnierza kurtki rozdaje chleb posypany popiołem. W sam raz na początek Wielkiego Postu.
Kto to widział, chleb z popiołem? — dziwi się starsza pani, ale kiedy para studentów próbuje go, dziękując za przypomnienie o poście, sama po niego sięga. Każdy częstujący się dostaje od księdza i towarzyszących mu studentów balonik z postanowieniami: „Będę się modlił”, „Będę się dobrze odżywiał”, „Porzucę toksyczne znajomości”. — Post daje lekkość nie tylko w sensie obniżenia wagi ciała — wyjaśnia ks. Jacek. — Przyjemności w nadmiarze zamieniają się w ciężar. Trzeba dobrowolnie przyjmować ograniczenia, czerpiąc z tego wysiłku radość. O potrzebie pracy nad sobą przypominał też na kazaniu, które w kościele św. Józefa na Podgórskim Rynku zaczął od ćwiczeń na rowerze eliptycznym. Wyznaje zasadę, że każda homilia musi być inna, tak jak każdy happening czy performance. Bo to jego sposób wyrażania siebie, pasja, rodzaj sztuki. W żadnym wypadku wygłup albo udawanie. W Adwencie przed pasażem handlowym Galerii Krakowskiej usiadł w konfesjonale, żeby przypomnieć kupującym, że istnieje inny świat. A w któryś piątek ze studentami nosił krzyże, zaznaczając, że to dzień Męki Pańskiej. Te prezentacje miały wielomilionową widownię, pokazało je kilka kanałów telewizji. A księdzu chodzi o to, żeby ewangelizować za pomocą mediów. Wśród wielu ofert reklamowych pokazać, co innego proponuje Kościół.
Popiół i post
Najlepiej czuje się na ulicy. — A właściwie na krawężniku — śmieje się. Wtedy może porozmawiać z ludźmi, zobaczyć życie z żabiej perspektywy. To łatwe, kiedy zakłada się zerwany łańcuch od roweru. A ks. Jacka nazywają najsłynniejszym księdzem rowerzystą w Krakowie. Codziennie jeździ na rowerze z Podgórza na Starowiślną. Na początku uczył się rozmawiać z żebrakami, bezdomnymi, życiowymi nieudacznikami. Przydało mu się to, kiedy założył Stowarzyszenie „Wiosna”, zachęcające do pomocy potrzebującym. Teraz ksiądz często zmienia podopiecznym życie, bo wierzy, że każdy może stać się kimś. — Szkolny osioł, któremu pomagamy w nauce, stanie się orłem — mówi. — Przypomina, że szukanie Boga jest związane z pracą nad sobą — dodaje Agnieszka z historii sztuki. (Na początku prowadził duszpasterstwo akademickie u św. Anny, potem w Collegium Medicum, teraz u św. Józefa). — Setka moich studentów jest zdeterminowana do wysiłku, rozwoju — opowiada. — Jemy chleb z popiołem, śpimy na podłodze, pościmy — wylicza. — To, o czym inni opowiadają, my robimy naprawdę — podkreśla. Na koniec postu, w nocy z piątku na sobotę, chce wyruszyć na ekstremalną Drogę Krzyżową — 30 km pieszo, 5 km na godzinę, nocą do Kalwarii Zebrzydowskiej. — Nie wiem, ilu pójdzie, ale ja — tak.
Odkrycie przed kapliczką
Uważa, że ludzie nie lubią się wysilać. Także psychicznie, żeby odbić się od totalnego dna i zobaczyć wszystko z lepszej perspektywy. On to praktykuje, a po drodze znajduje — „radość doskonałą” rodem ze św. Franciszka. Kiedyś wyczynowo grał w siatkówkę, po operacji zerwanych wiązadeł musiał przestać. — Mimo że coś najważniejszego zostało mi odebrane, umiałem zobaczyć, że życie jest piękne — opowiada. Mówią, że ile by mu nie zrobić przykrości, to zawsze się odrodzi i znajdzie radość. Jako 16-latek w rodzinnym Libiążu postanowił szukać szczęścia, ale też prawdy. Sprawdził, że szczęście bywa krótkotrwałe i nie prowadzi do prawdy. Tuż przed maturą w nocy zatrzymał się przed kapliczką z Jezusem i same przyszły mu do głowy słowa: „Niczego nie znajdę bez Ciebie”. Na pierwszym roku AGH narzucił sobie reżym. — Nic nie jadłem i nie piłem od 24.00 w czwartek do 24.00 w piątek, spałem na podłodze, czuwałem, modląc się — przyznaje, że zwierza się z tego pierwszy raz. — To była radykalna asceza. Potem zerwał z nałogiem kupowania książek. Czytał tylko pożyczone podręczniki do egzaminów i Biblię. Sporo jej fragmentów nauczył się na pamięć. — Zaobserwowałem, że aby się całkowicie zmienić, człowiek potrzebuje dwóch lat — mówi. Właśnie po dwóch latach oczyszczenia stanął przed wyborem, czy założyć rodzinę, czy zostać księdzem. — Byłem samotnikiem, choć pomagałem innym — opisuje siebie.
Kazania z Internetu
Nie tylko ze względu na Środę Popielcową rozmawiamy o diecie. — Teraz jem inaczej, np. same ziemniaki czy kapustę, potrafię czuć ich smak — opowiada. To odnosi się też do „diety duchowej”. — Zrzucenie kilkunastu kilogramów kosztuje, chrześcijaństwo brane na serio też oznacza ból, ogołocenie, czyli koszta — tłumaczy. Walczy ze stereotypami wiary. — Niektórzy tak kochają Boga, że zaniedbują bliskich, przesiadując w kościele — mówi. Kiedy przyszedł duszpasterzować do św. Anny, zobaczył ogłoszenie zachęcające młodzież do pójścia na dyskotekę czy koncerty. — Duszpasterstwo było dla nich tylko jedną z propozycji spędzania czasu — opowiada. Zaczął głosić niekonwencjonalne kazania, także z laptopem, wychodzić na ulicę z happeningami i powoli to zmieniał. Został też duszpasterzem biznesmenów. — Kapłani lubią mówić z góry, a biznesmeni sami kierują innymi, to by ich nie interesowało — wyjaśnia. Dlatego wstrzela im się z Dobrą Nowiną w chwilach wolnych, z atrakcyjnymi rekolekcjami, dniami skupienia. — To jedna z ofert na rynku, chcę, żeby ją wybrali — uzasadnia. W duszpasterstwie akademickim jego słuchacze wymienili się w 100 procentach. — Przyszli ci, którzy nie przystępowali do Komunii św., chcieli przestać chodzić do kościoła. Uważa, że sztuka głoszenia kazań polega na tym, żeby w słuchających coś się zmieniło, ale żeby efekty tego poczuł też głoszący je kapłan. Jego kazania dostępne są też w Internecie. W czasie Wielkiego Postu planuje nagranie rekolekcji w plikach do ściągania. Żeby dotrzeć także do tych, którzy nie wybierali się do kościoła.
opr. mg/mg