Dlaczego do mnie przyjeżdżacie? Macie świętego kapłana. W trudnych sprawach idźcie do niego! - mówił Ojciec Pio do pielgrzymów z Neapolu. Z jakiego powodu odsyłał ich do zapomnianego dziś ks. Dolindo Ruotolo?
„Dlaczego do mnie przyjeżdżacie? Macie świętego kapłana. W trudnych sprawach idźcie do niego!” — mówił Ojciec Pio do pielgrzymów z Neapolu. Z jakiego powodu odsyłał ich do zapomnianego dziś ks. Dolindo Ruotolo?
San Giovanni Rotondo, 16 października 1953 roku. Ojciec Pio od wczesnych godzin porannych spowiada w kościele. Przed wejściem jak zawsze długa kolejka. Ksiądz Dolindo w towarzystwie abp. Giuseppe Maria Palatucciego, ówczesnego metropolity regionu Kampania, przekracza próg klasztoru kapucynów.
Arcybiskup, zapraszając ks. Dolindo, by towarzyszył mu w podróży z Neapolu na Półwysep Gargano, nieświadomie spełnia jego ciche pragnienie: „Pragnąłem poznać Ojca Pio osobiście, nie z próżnej ciekawości, ale by móc uchwycić od niego choć jeden promień tego światła, które rozświetlało jego duszę” — napisze ks. Dolindo. Tego samego dnia musi wrócić do Neapolu, gdzie głosi kazania, dlatego wraz z arcybiskupem ruszają spod Wezuwiusza tuż przed czwartą rano.
Neapolitańczycy z trudem przeciskają się do furty przez tłum penitentów. Gwardian, który otwiera im drzwi, zapytany, o której godzinie Ojciec Pio wyjdzie z konfesjonału, wzrusza tylko ramionami. Kapłani, pełni nadziei, że to kwestia niedługiego czasu, odprawiają mszę, a zaraz po niej kapucyn, który ich powitał, zaprasza duchownych na kawę.
— Gdzie zwykle siedzi Ojciec Pio? — pyta ks. Dolindo, kiedy tylko wchodzą do niewielkiego refektarza kapucynów. To jedno z niewielu miejsc w klasztorze, gdzie jest trochę spokoju i ciszy, z dala od napierającego tu od wielu już lat tłumu.
— Padre? Tutaj — wskazuje miejsce przy samym oknie, na końcu jednego ze stołów, po lewej stronie od wejścia.
Obaj podchodzą do wskazanej ławy. Ksiądz Dolindo pochyla się i całuje stół, nad którym unosi się — jak powie potem — „woń pokuty” Ojca Pio, zapach, który prawdopodobnie czuje tylko neapolitańczyk. Gwardian widząc to, wyciąga z szufladki pod ławą stygmatyka małe tarallini, słone kruche ciasteczka w kształcie precelków, popularną na południu Włoch przekąskę, i wręcza je ks. Ruotolo.
— Chciałbym, by pobłogosławił je Ojciec Pio. Zawiozę je dla kilku chorych do Neapolu — wyciąga rękę ks. Dolindo.
— O ile uda wam się spotkać... — kapucyn szybko gasi entuzjazm gości.
Ojciec Pio ciągle spowiada. Arcybiskup Palatucci decyduje więc, że obaj z ks. Dolindo odwiedzą oddalone o 25 kilometrów sanktuarium św. Michała Archanioła na Monte Sant'Angelo i wrócą do San Giovanni Rotondo w południe. Ale i o tej porze współbracia Ojca Pio nie dopuszczają gości do świętego kapucyna.
— Przed obiadem Pio przebywa w pokoju, trudno będzie się z nim zobaczyć — uprzedza zakonnik. — Ja w każdym razie po niego nie pójdę...
Ksiądz Dolindo sam podejmuje się tego zadania. „Zapukałem do jego pokoju i poprosiłem, by nas przyjął. Ze względu na obecność biskupa Ojciec Pio poprosił go do pokoju na chwilę rozmowy, ja czekałem przed drzwiami”.
Po dłuższej chwili kapucyn wychodzi ze swojej celi:
— Dolindo! Posiwiałeś, czyżby ci śnieg głowę sprószył?! — Ojciec Pio rozpościera ramiona i wita się z neapolitańczykiem jak ze starym znajomym. Jednak nigdy wcześniej się nie widzieli. „Zrobił tak, ponieważ znał mnie duchowo, znał moją duszę i zaraz też dorzucił: Ale twoja dusza jest ciągle młoda!” — wspomina ks. Dolindo. Od razu prosi kapucyna o spowiedź. Stygmatyk poklepuje go po ramieniu: — Spowiedź? Tobie jej nie potrzeba! Jesteś cały błogosławiony!
Ksiądz Dolindo Ruotolo, dziś sługa Boży, to postać wciąż mało znana w Polsce. Właśnie jemu Jezus przekazał potężną modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij”. 6 października 1940 roku powiedział, że „tysiąc modlitw nie jest tyle wartych, co ten jeden akt oddania”. Do tego właśnie kapłana z Neapolu Ojciec Pio odsyłał pielgrzymów.
Jak wynika z relacji, które świadkowie złożyli podczas procesu beatyfikacyjnego ks. Dolindo Ruotolo, stygmatyk z San Giovanni Rotondo i mistyk z Neapolu spotykali się często w czasie bilokacji, które obaj przeżywali. Obaj mieli wgląd w ludzkie dusze, dar proroctwa (obaj przewidzieli np. pontyfikat Karola Wojtyły). Byli niemal rówieśnikami. Dolindo ma niecałe pięć lat, kiedy dokładnie 62 kilometry na północ od Neapolu, w Pietrelcinie, rodzi się Francesco Forgione. Obaj odejdą w odstępie dwóch lat, Ojciec Pio w 1968 roku, ks. Dolindo w 1970 roku. W tym samym czasie będą przesłuchiwani przez Święte Oficjum. Kiedy ks. Dolindo przyjeżdża do Rzymu na początku 1921 roku, już toczy się śledztwo w sprawie Ojca Pio. Kapucyn od dwóch i pół roku nosi stygmaty. Przez kolejne dekady obaj są na celowniku byłej Inkwizycji. Jak pisze Francesco Castelli w swoich badaniach na temat procesu Ojca Pio, sprawa stygmatyka trafia przed Święte Oficjum m.in. z powodu donosów, które pisali często anonimowi ludzie czy zazdrośni księża. Mimo że procedury i prawo wyraźnie zakazywały opierania się na donosach, to praktyka była inna. I tak też zaczął się proces ks. Ruotolo.
Obaj mistycy słyszą podobne zarzuty: udawanie świętości, gromadzenie wokół siebie „czcicieli”, a szczególnie kobiet. Ksiądz Dolindo, oczyszczony z zarzutów po roku procesu, usłyszy w Świętym Oficjum dodatkowo: „wprowadza ksiądz nowość do Kościoła”. Nowości te — komunię w Wielki Piątek, możliwość odprawiania dwóch mszy przez kapłana w ciągu dnia, obecność Pisma Świętego w domach, zaangażowanie świeckich w ewangelizację — po pięćdziesięciu latach wprowadził Sobór Watykański II. Zaś myśli ks. Dolindo o roli kobiet w Kościele (przekazane mu przez Maryję) znalazły swoje niemal lustrzane odbicie w liście do kobiet św. Jana Pawła II. Niestety przez te „nowości” Rzym w 1921 rok podtrzymał zawieszenie a divinis (suspensę zabraniającą sprawowania obowiązków kapłańskich) ks. Dolindo. Przez ponad szesnaście kolejnych lat neapolitańczyk nie będzie mógł sprawować Eucharystii ani spowiadać. Pokornie, w sutannie, każdego dnia jako ostatni z wiernych przystępuje do Komunii. Kardynał Alessio Ascalesi, metropolita Neapolu, mimo to powierzy mu głoszenie kazań, ale i najtrudniejsze przypadki, głównie dotyczące odejść kapłanów z Kościoła.
Jaka jest jednak relacja tych dwóch gigantów Kościoła, Ojca Pio i ks. Dolindo Ruotolo? Spotykają się w 1953 roku w San Giovanni Rotondo. Szczegóły tego wydarzenia opisuje ks. Dolindo w liście do o. Mariana ze wspólnoty Ojca Pio, wysłanym na prośbę kapucynów jako pośmiertne wspomnienie stygmatyka w 1968 roku. Pisze w nim o Ojcu Pio z wielkim nabożeństwem jako o „wielkim świętym, jednym z największych”.
Jest pewne, że także stygmatyk z San Giovanni Rotondo nie tylko szanował, ale i chciał poznać osobiście ks. Dolindo. I — jak notuje neapolitańczyk — „wyraził to pragnienie kilkakrotnie”. „Ale dlaczego?” — zastanawia się ks. Ruotolo. „Może dlatego, że wiedział o burzy, jaką przeżywam i chciał mnie pocieszyć? (...) Jestem tak marny, że przecież nie mógłbym wzniecić w nim pragnienia poznania mnie (...)”.
Kiedy ks. Dolindo przyjeżdża do San Giovanni Rotondo, jest już dawno zrehabilitowany i przywrócony do czynności kapłańskich, a mimo to od trzynastu lat wszystkie jego dzieła ciągle znajdują się na Indeksie Ksiąg Zakazanych. Neapolitańczyk potrzebuje więc spotkania z Ojcem Pio, jego światła w tej sprawie. Już wtedy ks. Ruotolo jest autorem trzydziestu trzech tomów komentarzy do Pisma Świętego (każdy liczy od półtora do dwóch tysięcy stron), innych książek o życiu Chrystusa oraz głośnej Dottrina Cattolica. W czasie tzw. lokucji — ks. Dolindo przeżywa je tak jak św. Jan od Krzyża — spisuje tysiące stron przesłania Jezusa i Matki Bożej, z którą się spotyka od 1917 roku do śmierci. Zapiski te, skierowane głównie do kapłanów, trafiają na biurko trzech kolejnych papieży: Piusa X, Benedykta XV i Piusa XI. Wszyscy są pod ich ogromnym wrażeniem.
„Na moje kolejne pytanie, które chciałem zadać Ojcu Pio w sprawie moich problemów i bolesnej drogi, jaką sprowokowali moderniści (nawiązanie do długiej batalii, którą toczyli z ks. Dolindo zwolennicy historycznej metody interpretacji Biblii), Ojciec Pio odpowiedział, czytając w moich myślach: — Czego się spodziewałeś, synu? I z wymownym gestem dłoni dorzucił w dialekcie: chille tenene chella capa (ci to mają w głowach...)” — notuje ks. Ruotolo. Dla prześladowanego księdza było to zatem kluczowe wydarzenie.
Goście z Neapolu opuszczają klasztor kapucynów po południu. Ksiądz Dolindo myśli jeszcze o tym, by Ojciec Pio pobłogosławił dzieło, które realizuje w apostolaturze, oraz jego duszpasterstwo. Nie zdąży jednak powiedzieć słowa, kiedy stygmatyk dodaje: „Dolindo, jesteś łasy na błogosławieństwa, ciągle nienasycony”.
Ojciec Pio, z reguły oschły i zdystansowany w kontaktach z ludźmi, rozpościera szeroko ramiona, przytulając ks. Dolindo mocno do serca. Trwają tak kilka minut. Dolindo nie przytacza dokładnie słów stygmatyka, ale uchyla rąbka tajemnicy. Pio mówi o jego przeszłości, utwierdza go w przekonaniu, że wszystko dzieje się zgodnie z planem Bożym. Wskazuje, że także jego przyszłość jest w rękach Boga, a trudne chwile, jakie jeszcze go czekają, przetrwa. To zapowiedź fizycznych cierpień i diabolicznych ataków, których ten kapłan doświadczy tuż przed śmiercią, pisząc największe swoje dzieło, książkę o życiu Maryi. Dolindo notuje: „A więc moja droga była drogą Boga ku zbawieniu. W sercu jedynie się korzyłem, choć widzę w sobie tylko nicość i marność”.
Spotkanie tych dwóch mistyków kończy się wymownym gestem. Ojciec Pio patrzy w oczy księdza z Neapolu. — W twojej duszy jest Raj. Zawsze tam był, jest i będzie na wieki! — mówi. Po czym całuje ks. Dolindo. Stygmatyk jest raczej oszczędny w tego typu wyroczniach, a słowa wypowiedziane do nikomu nieznanego w tych okolicach ks. Dolindo robią spore wrażenie na świadkach tej sceny. Grono kapucynów najpierw zastyga w zdumieniu, a potem kilku z nich rusza za oddalającym się z klasztoru kapłanem.
— Zaczekaj! Bracie, czy zrozumiałeś to, co do ciebie powiedział Ojciec Pio? Do niewielu się tak zwraca... Co chciał przez to dać ci do zrozumienia?
Czy w całym procesie beatyfikacyjnym sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo nie wystarczyłoby tylko to jedno zdanie, które Ojciec Pio powiedział kapłanowi przy świadkach?
Do końca nie wiadomo, czy spotkanie w 1953 roku w San Giovani Rotondo było jedyne. Ojciec Pio odwiedził później Neapol przynajmniej raz — pojawił się w katedrze św. Januarego. Natomiast na pewno między Neapolem a San Giovanni Rotondo trwała wymiana listów. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych, kiedy ks. Dolindo kończy dzieło swojego życia, wspomnianą książkę o Niepokalanej, jedna z jego córek duchowych, Elena Montella, zwraca się listownie do Ojca Pio z prośbą o pomoc. Zachowała się jedynie odpowiedź o. Pellegrino, kapucyna z klasztoru w San Giovanni Rotondo. Jej treść potwierdza dwa fakty: ks. Dolindo z powodu tej i innych książek jest nękany przez diabła, a także pozostaje w ciągłym ogniu krytyki ze strony Kościoła. Tymczasem o. Pellegrino w imieniu mocno chorego już stygmatyka pisze:
„Szanowna Pani, Ojciec Pio mówi, że nic, co wyszło spod pióra ks. Dolindo, nie może zostać zaprzepaszczone. Dołóżcie więc wszelkich starań, by cały niewydrukowany materiał oddać w ręce osób inteligentnych, uczciwych i pełnych dobrej woli, uważając, na ile to od was zależy, by „nie dawać psom tego, co święte, i nie rzucać swych pereł przed świnie (Mt 7,6)”.
Ojciec Pio doskonale wiedział, co pisze kapłan z Neapolu. W cytowanym liście prosi, by ks. Dolindo wszystko, co napisze, pokazał arcybiskupowi Neapolu. Ponieważ sprawy, które poruszyła w swoim liście z 13 marca 1967 roku jedna z najbliższych córek duchowych ks. Dolindo — także mu znana i również przez niego ukochana — Elena Montella, dotyczą książki o Matce Bożej, Ojciec Pio dodaje, prosząc jednocześnie o to, by te słowa zapisać wielkimi literami: „Nie jest prawdą, jakoby ks. Dolindo był niezdolny do ukończenia ostatnich rozdziałów dzieła o Madonnie. W rzeczywistości nosi on je w swoim umęczonym, ukrzyżowanym ciele pod okiem Matki Bolesnej. Pobożna współpracownica trwa z nim w jego cierpieniach i w powolnym męczeństwie świętego apostoła z Neapolu tak, jakby uczestniczył w Kalwarii z Maryją u stóp Jezusa”.
Co ciekawe, przypadkiem księdza Dolindo niemal w równym stopniu, jak historią Ojca Pio interesuje się kard. Alfredo Ottaviani, a także o. Agostino Gemelli oraz jego przyjaciel o. Alberto Vaccaria, jezuita, propagator nowej szkoły interpretacji biblijnej. Ten ostatni szaleje wręcz z nienawiści do ks. Dolindo. Czy z tego powodu kapłan, mimo zniesienia Indeksu, nie doczeka przywrócenia swoich książek do druku (wszystkie uprzednio ukazywały się z imprimatur Kościoła)? Dopiero po czterech latach od jego śmierci, dzięki silnemu poparciu większości Kolegium Kardynalskiego, sytuacja ulega zmianie. Niestety książki ks. Ruotolo pozostają do dzisiaj w archiwach zgromadzenia Franciszkanów i Franciszkanek Niepokalanej w Neapolu, które teraz zajmują się założoną przez ks. Ruotolo Apostolato Stampa. Część książek została wydana, ale nie trafiła do obiegu komercyjnego. Tymczasem mistyk wyraźnie chciał, żeby przede wszystkim komentarze do Pisma Świętego zostały przetłumaczone na języki obce i przekroczyły granice Włoch (napisał o tym m.in. w liście do pewnej polskiej zakonnicy).
Co ciekawe, tak jak stygmatyk z San Giovanni Rotondo, ks. Dolindo otrzymał od Jezusa niecierpiącą zwłoki misję. Już w 1908 roku Jezus prosi go, by złożył uroczysty akt rezygnacji z zapłaty za msze święte jako ekspiację za świętokradztwa, które zdarzają się podczas odprawiania mszy przy ołtarzu (ks. Dolindo nigdy nie przyjął takiej jałmużny). Potem na dwóch tysiącach stron dyktuje kapłanowi przesłanie do kapłanów. Prosi o ofiarowanie cierpienia za ich grzechy. Zachodzi tutaj intrygująca zbieżność z misją Ojca Pio. Odtajnione za pontyfikatu Benedykta XVI archiwa Watykanu ujawniły, że przed stygmatyzacją w kwietniu 1913 roku oraz w czasie rozmowy we wrześniu 1918 roku, kiedy święty kapucyn otrzymał znaki Męki Chrystusa, Jezus pokazując mu rzeszę kapłanów, płakał i mówił: „Z powodu ludzi obdarowanych przeze Mnie najbardziej będę konał aż do końca świata”. A kiedy pięć lat później Ukrzyżowany prosił Ojca Pio: „weź udział w Mojej Męce”, dodał, że chodzi głównie o ofiarę za „braci, szczególnie tych, którzy Mu się poświęcili i przez Niego bardziej są umiłowani”.
Ksiądz Dolindo otrzymał podobną misję. To jedna z najbardziej zaskakujących kwestii: kapłan na wiele lat odsunięty od sprawowania sakramentów, ale mimo to niezmiennie kochający Kościół i darzący go szacunkiem, staje się narzędziem, przez które Jezus mówi właśnie do kapłanów.
Historia życia neapolitańskiego mistyka to przejmująca opowieść o ludzkich losach. Od kołyski po ostatnie dni życie nie oszczędziło ks. Dolindo Ruotolo niczego: sponiewierania, przemocy ojca i przełożonych, głodu, samotności, odrzucenia, zdrady najbliższych przyjaciół, oszczerstw, prześladowań, całkowitego niezrozumienia, a na koniec cierpienia fizycznego do granic możliwości. Przyjmował to, był wdzięczny Bogu. Dał świadectwo herosa pokory i miłości do Kościoła. Podobnie jak kochający go Ojciec Pio.
Joanna Bątkiewicz-Brożek — dziennikarka, publicystka, tłumacz. Jest autorką pierwszej biografii ks. Dolindo Ruotolo. Obecnie współpracuje z włoskim portalem watykanistów Vatican Insider oraz polskim portalem Aleteia.
„Głos Ojca Pio” [106/4/2017]
www.glosojcapio.pl
opr. mg/mg