Rozmowa o grzechu i świętości

Wywiad z jednym z egzorcystów archidiecezji przemyskiej

Ojcze jak być wiernym na co dzień Panu Bogu?

Pan Jezus dał instrukcję. [Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości J 15,10]. Być wiernym Panu Bogu na co dzień, to znaczy zachowywać przykazania. Nie musi to być wielkie dzieło, nadzwyczajne. Rozmowa o grzechu i świętości Chodzi o wierność, ale stałą. Przykładem takiej wierności jest Matka Najświętsza. Ta z Nazaretu, ta z Betlejem i ta z Kalwarii, ale przede wszystkim ta z Nazaretu drugi raz, kiedy wrócili z wygnania. Co Matka Najświętsza wykonywała? Codzienne prace. Wstawała pierwsza, przygotowywała posiłek, potem sprzątanie, pomoc w domu — wierność na co dzień. A wszystko ze świadomością, że Bóg jest tu, że to dla Niego. Pan Jezus powiedział: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). Mamy bliźniego koło siebie. Więc róbmy to dla Jezusa w tym bliźnim. A jeżeli jesteśmy sami, róbmy nawet to, co robimy dla siebie, w imię Jezusa; z miłością, dobrocią, żeby przygotować się do tego, co nas czeka, może nawet za chwilę. Takie drobiazgi właśnie świadczą o prawdziwej wierności, o prawdziwej miłości. Wyobraźmy sobie matkę, która kocha dzieci; co roku na urodziny, na imieniny, w czasie świąt, z prezentami i z miłością wielką... ale co między świętami? Wiernymi mamy być w tym, co robimy na co dzień. Zwyczajne rzeczy, tylko w imię Jezusa, z miłością.

Czym jest grzech?

To przeciwstawienie się temu, o czym mówiliśmy poprzednio. Wierność pozostawia jeszcze miejsce pozornie neutralne. To znaczy mogę być wierny, czyli mogę coś dobrego robić, ale jeszcze mogę... nic nie robić. Natomiast grzech jest to już wyraźny bunt przeciwko Panu Bogu, niszczenie tego porządku, który On wprowadził. Porządek polega na zachowaniu przykazań. A zachowanie przykazań zależy od miłości. I tak w kółko. Grzech jest wtedy, kiedy wiemy, że Bóg tego nie chce, że tak być nie powinno, rozum nam mówi, sumienie nam wyrzuca, a jednak się decydujemy na ten czyn. To jest powtórka buntu aniołów, buntu pierwszych rodziców, naszych pierwszych grzechów. Kolejne są coraz łatwiejsze i niestety coraz większe. Grzech jest przeciwstawieniem swojej woli, woli Bożej. Świadome i dobrowolne przekroczenie Prawa Bożego. Ten bunt jest podwójnie niebezpieczny. Teraz zaburza relacje z Bogiem i z ludźmi, a na przyszłość przygotowuje do dalszych buntów i to coraz gorszych. Grzech to ziarno zła rzucone w glebę, w duszę ludzką, które będzie rosło, owocowało. I może być tak, że chwast zagłuszy plony pszenicy. Tak trzeba traktować nawet małe grzechy, od ich początku. Bardzo ważne jest wychowanie w dzieciństwie, uczulanie dzieci na dobro i zło.

Wydaje się, że kradzież jest bagatelizowana; ktoś uważa, że tylko zabrał, a nie ukradł.

Nie tylko kradzież, ale każdy grzech jest lekceważony w „naszych czasach”. A zły duch ma tysiące sposobów i wie, w czym ktoś jest słaby, na czym można go przyłapać. Będzie atakował jednego przez kradzież, drugiego przez wulgaryzmy, innego przez złość, zazdrość, złe pragnienia, pychę, zarozumiałość, albo jakieś przyjemności, obżarstwo, albo hazard. Zły duch jest świetnym obserwatorem i świetnym psychologiem. Wyczuwa „co dla kogo”. Inaczej będzie kusił tego, którego już chwycił jakiś nałóg, inaczej tego, który jest pobożny. Podejdzie delikatnie z perfidnym planem, żeby go oderwać od Pana Boga a zanurzyć w pysze. „Będziecie jako bogowie”. I to właśnie robi z nami grzech. Przemienia, niszczy Boży ład w człowieku. Człowiek zaczyna chorować. Nie przyjmuje argumentów logicznych, ma swój świat. Dokładniej — świat zła. Wtedy to, co dobre, traktowane jest z obrzydzeniem, a to co złe, jest witane jako dobrodziejstwo dla ludzkości. Taka przemiana dokonuje się w myślach, a w konsekwencji w decyzjach człowieka, czyli jego woli, i w uczuciach. Ona jest bardzo niebezpieczna. A zaczyna się perfidnie — dziś to widać. Zobaczmy, jak zniszczono zmysł estetyczny u dzieci. To jest pierwszy porządek, ład; co jest ładne, a co brzydkie. Teraz dla dzieci brzydka jest bajka, która kiedyś pouczała, gdzie było bardzo wyraźne rozróżnienie dobra i zła, gdzie dobro zwyciężało. Dzisiaj ładne są czaszki, potworki, smoki, diabły, wiedźmy, to się dzisiaj dzieciom podoba. Został zniszczony zmysł estetyczny i wprowadzony pierwszy bałagan w duszy dziecka. A potem łatwo go rozszerzyć; żeby ten bałagan, ta estetyka wywrócona, poszła dalej w moralne życie. Żeby to, co piękne i dobre od strony moralnej, było wyśmiewane, żeby była wyśmiewana wierność, trzeźwość, uczciwość, delikatność, a chwalone wulgaryzmy, okrucieństwo, złość. Grzech to słoń w składzie porcelany; niszczy to, co piękne i dobre. Grzech przemienia duszę człowieka, jego myśli, jego całego. Nawrócenie jest bardzo trudne.

Jak żałować za grzechy?

Zdarza się, że ktoś idzie do spowiedzi, bo tak trzeba, bo kazali, bo wypada, bo przed ślubem. To dla niego formalność. Jeśli nawet był przygotowany rachunek sumienia i dobrze wypowiedziane grzechy na spowiedzi, a nie było żalu — nie będzie odpuszczenia. Zwykle pytam: co będzie po tej spowiedzi, co się zmieni? Pada czasem odpowiedź: „nic się nie zmieni, bo my się kochamy”. Wtedy nie ma spowiedzi. Spowiedź jest zależna od nawrócenia. A nawrócenie, to odrzucenie zła i powrót na dobrą drogę. Jeśli tej formy żalu, czyli oceny postępowania, nie ma („wiem, że to złe, ale będę tak robił dalej”) — to brakuje żalu. Ocena jest ważnym elementem żalu. Od niej się zaczyna; to co zrobiłem jest złe. I chrześcijanin wierzy, że to zło zostało przez Jezusa odkupione. Czyli uderzyło w Jezusa, jest cząstką przyczyn jego męki. Pewnie, że jedną z miliardów, ale ja też w Niego uderzyłem. Ocena w tym świetle, że ktoś za mnie zapłacił. Ktoś największy, najświętszy, kto najbardziej kocha. I tu dopiero możemy dojść do prawdziwego żalu; „ja nie chcę tego więcej”. To konieczne. Łączymy żal za grzechy z mocnym postanowieniem poprawy. Nie ma żalu bez postanowienia poprawy, a postanowienia poprawy bez żalu. Grzech nie jest tylko pomyłką człowieka, ale narzędziem w rękach złego ducha, a on robi wszystko, aby człowiek nie rzucił drogi grzechu.

Kim są chorzy na duszy?

Porównajmy; człowiek chory na ciele to taki, którego ciało nie funkcjonuje normalnie, chory psychicznie to taki, którego psychika nie funkcjonuje normalnie, a chory na duszy to taki, u którego nic nie funkcjonuje normalnie. Bo każde zło, np. jakaś złość, nienawiść przejdzie w psychikę. Cała działalność, całe życie będzie pod wpływem tej złości („jak zaszkodzić”). Zmienia się psychika. Ale po długim duchowym stresie, gdy człowiek żyje nienawiścią, nawet i ciało ulegnie uszkodzeniu. Dlatego grzech powoduje chorobę nie tylko duszy, ale na dłuższą metę i zaburzenia psychiczne, „odchyłki”, i choroby ciała. Dalsza droga; człowiek nie chce tego zmienić, albo już nie może, przychodzi ostatni etap; całkowite uzależnienie od grzechu. Wtedy tylko cud Bożej łaski może przywrócić do normalnego życia (to wskrzeszenie!). Dlatego leczenie np. z alkoholizmu, ale bez odniesienia duchowego, jest mało skuteczne. I tak jest z każdym zniewoleniem; z hazardem, bulimią, anoreksją... Tam musi wrócić Łaska Boża, dlatego, że zły duch za tym stoi. Alkoholik nie walczy z butelką, tylko ze złym duchem, który posługuje się butelką. Ważne, aby człowiek zrozumiał i oparł się na Panu Bogu. Przypomnijmy przypowieść Pana Jezusa o celniku i faryzeuszu. Faryzeusz jest chory na duszy, on liczy tylko na siebie i na swoje dobre uczynki, jaki to on jest wspaniały, a gardzi innymi. A celnik o którym Pan Jezus powiedział, że odszedł usprawiedliwiony, wie, że jest słaby, liczy na Pana Boga. I otrzymał przebaczenie i pomoc.

Jak można zafałszować świętość?

Kiedyś usłyszałem świadectwo od kobiety, która wyszła z domu, nazwijmy katolicko-patologicznego. Były praktyki religijne, msze święte, modlitwa, nawet wspólna, były sakramenty święte, ale nie było miłości. A że próżni nie ma — była złość, była walka. Dzieci wyszły poranione. Ta pani powiedziała wprost, że prawie uciekła z domu, wyjechała na drugi koniec Polski. Była przekonana, że jej rodzina będzie inna, wspaniała. Po dwudziestu latach zorientowała się, że powtórzyła wszystkie błędy, których ona doznała. Swojej rodzinie, mężowi i dzieciom, zafundowała identyczne zranienia — przez swoją złość. To jest arcydzieło złego ducha. Ona cały czas była przekonana, że robi dobrze, że to jest wola Boża, że ona musi zło zwalczyć, a metody się nie liczą. Te „metody” to złość, nienawiść, nawet bicie fizyczne (absolutnie niedopuszczalne, w jej przekonaniu tak właśnie trzeba było). Idealny przykład to faryzeusze z Ewangelii; byli przekonani, że służą Bogu Jezusa przybijając do krzyża. Taki charakter ma każde zafałszowanie religijne, każda obłuda. To pycha tak przemienia. Człowiek, niby pobożny, potrafi znaleźć argumenty, że tak właśnie trzeba. Dodatkowy znak: on widzi doskonale wady każdego człowieka. U siebie nie widzi nic złego. To obłuda. Najpierw belkę swoją, potem drzazgę cudzą. Ja za swoje drzazgi biorę odpowiedzialność, a zostawiam je odłogiem, zaniedbuje. Obgadywanie innych i obserwowanie ich wad do mnie nie należy. Aby się nie pogubić, trzeba modlić się z pokorą. Pokora jest prawdą o sobie. Radzą niektórzy: jeśli cię jakaś wada u drugiego człowieka drażni, to najprawdopodobniej i ty ją masz. Pokorny uśmieje się z tego. Ale jeżeli mnie drażni czyjaś pycha, to znaczy że jestem pyszny, jeżeli mnie drażni czyjaś zazdrość, to znaczy, że ja jestem zazdrosny. Można też przyjaciół popytać; po tym się poznaje prawdziwych przyjaciół, że się odważą zwrócić uwagę. Fałszywy przyjaciel tego nie zrobi.

Jak unikać fałszywego poczucia świętości?

Potrzebna jest pewna „podejrzliwość” wobec siebie; czy to co robię, jest z natchnienia Bożego, czy czasem ktoś inny nie podsuwa mi swego planu. W Odnowie mówi się o charyzmacie rozeznawania duchów; czy to pochodzi od Ducha Świętego czy od złego ducha. Pan Jezus dał ważne kryterium: „po owocach poznacie”. Kobieta, która uważała, że ma charyzmat rozeznawania duchów i zwracała uwagę ludziom, niekiedy bardzo ostro (np. komuś powiedziała: „twój ojciec ma diabła”), miała takie natchnienie — tylko od kogo? Czuła, że to nie jest dobre. Ale zaraz „usłyszała” tłumaczenie: „lepiej żebyś Ty upomniała, niż żeby mieli wpaść w sidła szatana”. I ona już tylko raniła, „dla ich dobra”. To jest fałsz. Aby go uniknąć, trzeba słuchać o wiele delikatniejszego głosu... Piękny sposób rozpoznania dał św. Maksymilian. On wszystkie swoje pomysły, często pozornie nierealne, poddawał pod decyzję przełożonego. Dopóki prowincjał się zastanawiał, używał wszelkich możliwych argumentów. Prowincjał „podejrzewał”, że to święty i zwykle mu pozwalał. Przykładem wyjazd do Japonii i japoński Niepokalanów. Ale bywało też, że prowincjał nie zgodził się. Maksymilian natychmiast zostawiał sprawę. Bez pretensji do przełożonego. On wiedział: „nie ma w tym woli Bożej”. W ten sposób sprawdzał, czy to jest od Boga czy nie.

A my często swój plan chcemy przeprowadzić „na siłę”. Niekiedy „po trupach”, bo „jestem przekonany”. To żaden argument. Za tym może stać ktoś bardzo niedobry.

Ojciec Maksymilian weryfikował wolę Bożą poprzez posłuszeństwo przełożonemu a świecki jak może to weryfikować?

W pewnym sensie każdy chrześcijanin jest zakonnikiem. Ma Kościół, Dekalog, naukę Kościoła, spowiednika, jakąś wspólnotę. Oczywiście nie może być dyktatu (we wspólnocie czasami znajdzie się jakiś „guru” nieomylny, będzie rozkazywał i to pod przemocą (np.: „jak mnie słuchasz, to słuchasz Ducha Świętego”). Taki człowiek nie nadaje się na lidera, przynajmniej we wspólnocie katolickiej. Zmuszanie ludzi to nie jest Boży pomysł.

Jak się właściwie modlić o rozpoznanie, odczytanie woli Bożej?

Pan Jezus uczy: „Bądź wola Twoja jako w Niebie tak i na Ziemi”. O to trzeba się modlić. Mamy wiele charyzmatów od Chrztu Świętego i kolejnych sakramentów, ale trzeba je rozwijać. Te skarby są jak ziarno; trzeba zasiane pielęgnować. Jeśli tego nie zrobimy, nie będziemy mieli z nich pożytku, i odpowiemy za „zakopanie talentów”. Ważne żeby modlić się z poczuciem własnej słabości; „Panie Boże, ja się mogę pomylić, Ty się nigdy nie mylisz”. A gdy nie jesteśmy pewni, ani nie mamy się kogo poradzić, módlmy się tak: „Panie Jezu, jeżeli to od Ciebie, pomóż mi rozpoznać i przyjąć, a jeśli nie od Ciebie, to mi to zabierz”. To też wzorowane na św. Maksymilianie. Bardzo ważna jest taka modlitwa. Nie szukajmy wielkich słów, ważna jest intencja serca. Może to być tylko spojrzenie na krzyż, na tabernakulum, może to być westchnienie: „Jezu”, albo „Jezu ratuj, Jezu pomóż, Jezu ufam, Jezu kocham, Jezus, Maria”. To są potężne środki; „ściągamy” niebo na ziemię.

Ludzie mają problem bo nie wiedzą jak się modlić?

Wydaje się, że pewną szkodę robi takie określenie: szkoła modlitwy. Jakby modlitwy można się było wyuczyć (nie ma szkoły rozmowy rodziców z dziećmi, są tylko pewne zasady). Mamy się uczyć ufać coraz bardziej, kochać coraz czyściej, wierzyć coraz głębiej. Nie szukać jakiś formułek i nadzwyczajnych okoliczności. W swoim kościele można to samo uzyskać, co w największym sanktuarium. Czasem warto pojechać, żeby się pomodlić w takim miejscu, ale istota jest w modlitwie codziennej. Różaniec; fantastyczna modlitwa, bardzo mocna; Koronka do Miłosierdzia Bożego, rozszerzona już po całym świecie; litanie, Pod Twoją obronę, a przede wszystkim modlitwa Pańska, Jezusowa modlitwa. Jak pięknie modlą się ci, którzy przyjdą do Kościoła i mówią: „Jezu, jestem”. I patrzą na Pana Jezusa i wierzą, że On też na nich patrzy. I tak im dobrze. Panu Jezusowi, też...

Jakie są etapy działania złego ducha na człowieka?

Zły duch obserwuje człowieka. Nam się wydaje: nie ma w pokoju nikogo, nikt nie widzi, można wejść np. w pornografię — a to nieprawda; widzi Pan Bóg przede wszystkim, ale też i zły duch. On doskonale zapamięta i wykorzysta przeciw człowiekowi. On zna też doskonale zranienia od dzieciństwa, od przodków, od środowiska. Bardzo dużo wie o człowieku, gdy zaczyna kusić. A kusi każdego człowieka. Samego Pana Jezusa kusił, to nas opuści? Nie mówi np.: „idź, ukradnij!” Tylko: „pójdę, ukradnę, przyda mi się”. Podszywa się pod nasze myśli, żebyśmy go nie rozpoznali. Dopóki jest ukryty, może najwięcej szkodzić, np. doprowadzić do nałogów. Wtedy grzech staje się drugą naturą człowieka. Każdy nałóg to trwałe wejście w zło, np. palenie papierosów, to nie tylko utrata zdrowia psychicznego i fizycznego, ale przede wszystkim oddanie swojej woli złemu duchowi. On to potrafi wykorzystać.

Wtedy przychodzi drugi etap dręczenia. Tam już człowiek musi zło czynić. Oczywiście, „świetny reżyser” stwarza okazję. Np. na czym polegają wróżby? Wróżka powie to, co było w przeszłości. Wie z tajemnej wiedzy szatana, ma „proroctwa diabelskie”, ale tylko o tym, co było. Zdobywa zaufanie („wróżka mi prawdę powiedziała”), po to, by uwierzyć, gdy powie o przyszłości. Zły duch nie zna przyszłości. Może tylko przewidywać, jest w tym świetny. Tak samo nie wie, co myślimy. Są jednak pewne wyjątki. Np. będzie stwarzał sytuacje zapowiedziane przez wróżkę, albo przez jego pokusy. Wie też, jak zwykle zachowuje się człowiek w pokusach, zwłaszcza w nałogu. Na tym polega jego wiedza o przyszłości; przewiduje.

W nałogu zaczynają się dręczenia. Np. lęki; wydaje się, że ktoś jest w pokoju; że ktoś idzie za nami ulicą, a nie ma nikogo. Pan Bóg dopuszcza taką sytuację, byśmy poznali, że jesteśmy na złej drodze; że „coś tu nie jest tak”, jak mówią ludzie. Z tego trzeba się „leczyć”, zwalczyć. Dręczenia przechodzą w sny albo bezsenność, w słyszenie jakichś głosów, itd.

Trzeci etap. Jeżeli człowiek w dalszym ciągu tkwi w złu, nawet nie próbuje wyjść, może dojść do opętania. Człowiek oddaje swoją wolę złemu duchowi. Musi mówić, musi robić to, co zły duch karze. Później tego na ogół nie pamięta.

Przy pokusie wystarczy modlitwa, pomoc Boża, regularna spowiedź. Przy dręczeniach konieczna jest spowiedź, najlepiej z całego życia i modlitwa wstawiennicza. Przy opętaniu konieczny jest egzorcyzm. To jest modlitwa w imieniu Kościoła z rozkazem do złego ducha.

Bóg zapłać za rozmowę.

Ksiądz prałat Marian Rajchel (ur. w 1937 roku) jest jednym z egzorcystów archidiecezji przemyskiej. Wykładał psychologię w Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu i w Gródku Jagiellońskim na Ukrainie. Od ponad trzydziestu lat pracuje w Jarosławiu, gdzie przez dwadzieścia dwa lata był proboszczem parafii NMP Królowej Polski. Dał się tam poznać jako znakomity organizator: zainicjował wykłady biblijne, poradnictwo rodzinne, kuchnię dla bezdomnych im. Brata Alberta, świetlicę dla dzieci z rodzin patologicznych, spotkania dla osób starszych, niepełnosprawnych i Anonimowych Alkoholików. Rozpoczął też ewangelizację przez media — zorganizował pierwszą w archidiecezji przemyskiej katolicką rozgłośnię radiową „Ave Maria”. Za zasługi dla miasta Jarosławia otrzymał Złotą Odznakę oraz Nagrodę Zarządu Województwa Podkarpackiego.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama