Świat, który nawet Boga się nie boi, staje dziś w miejscu. Katolicy, prawosławni, protestanci, a nawet ateiści i agnostycy chcą wierzyć w życie po życiu
Świat, który nawet Boga się nie boi, staje dziś w miejscu. Katolicy, protestanci, prawosławni, ateiści i agnostycy chyba też — wszyscy chcą wierzyć w życie po życiu.
— Od śmierci mojego męża minęły już cztery lata. Pierwszy rok był najtrudniejszy i tylko wiara pomogła mi przeżyć śmierć — mówi pani Zofia Błach-Olszewska. Ma 71 lat, ponad połowę swego życia spędziła z Waldemarem.
Przez 42 lata zebrało się wiele rzeczy, które przypominają o ukochanym. — Najcenniejszą pamiątką jest nagranie wspomnień męża z okresu wywózki na Syberię całej jego rodziny i opowieści o powrocie do Polski, już bez mamy. Wspomina szkołę, studia i turystyczne wyprawy, których był entuzjastą. To nagranie zrobiła starsza, niewidoma pani, którą opiekował się mój mąż — opowiada pani Zofia. Inną cenną pamiątką jest piękne zdjęcie uśmiechniętego męża odznaczanego Krzyżem Zesłańców Sybiru.
— Ponieważ mieszkam w pobliżu cmentarza, na którym pochowany jest Waldek, mogę go odwiedzać każdego tygodnia, pomodlić się, odmówić Anioł Pański, zapalić znicze, posprzątać, powiedzieć, co się zmieniło, jakie mamy trudności, a na pożegnanie ucałować. Czasem idę na grób z moimi dziećmi — mówi żona. — Waldek jest obecny w naszym życiu, może nie fizycznie, ale duchowo. Mieszkam z naszym synem i zawsze nasze działania odnosimy do tego, jak postąpiłby tata. Poza tym wierzymy, że przebywa razem z Jezusem w niebie, więc dzień Wszystkich Świętych jest dla nas wielkim świętem. Także w Dzień Zaduszny obowiązkowa Msza św., odwiedzenie nie tylko grobu męża, ale całej rodziny i zmarłych przyjaciół na różnych cmentarzach.
W pokoju wnuczki ważne miejsce zajmują fioletowa ramka ze zdjęciem babci i dziadka z 50. rocznicy ślubu, łańcuszek z krzyżykiem na 18. urodziny i album o papieżu z notką „Kochanej wnusi”. Dwa miesiące temu zmarła autorka dedykacji — „moja kochana babcia”, jak mówi o niej Magda. Babcia, która się uśmiechała, głęboko wierzyła i mówiła, że nie ma rzeczy niemożliwych. W ubiegłe wakacje grała z wnukami w koszykówkę, chodziła na grzyby i jeździła rowerem. Umarła spokojnie w wieku 73 lat, wołając: „O śliczny Boże, zabierz mnie już”.
Magda: — Dom, w którym mieszkała, jest taki pusty. Zostali tylko dziadek i kot. Czasem złapię się na tym, że dzwoniąc do dziadka, proszę, by poprosiłdo telefonu babcię... Marzyła, by być na moim ślubie i doczekać prawnuków. Tak się nie stało. Teraz ma inne zadanie — gdy leżała w trumnie, dziadek powiedział jej, że ma mu uszykować dobre miejsce w niebie. Wcześniej z wielkim oddaniem się nią opiekował. Nawet sam wymieniał kroplówki, a wieczorem kładł się przy niej, głaskał i śpiewał. To było piękne.
Babcia Zosia jest obecna w życiu Magdy. Przychodzi we śnie, pomaga zaprawiać ogórki, a bratu podała przepis na ich ulubiony rosół.
— Choć jest mi przykro, nie obwiniałam Boga za jej śmierć, bo każdy kiedyś musi odejść. Pomaga mi modlitwa. Opowiadam babci, jak minął mi dzień i co robiłam. Tak jakbym do niej dzwoniła. Lubię iść na cmentarz i sobie popłakać. Babcia bardzo chciała, żebym skończyła studia. Kiedyś pójdę na jej grób z indeksem i pracą magisterską...
Agata Gołda ma 27 lat. W ciągu pół roku po ciężkiej chorobie zmarła jej mama, potem ciocia i ojciec. We Wszystkich Świętych i Zaduszki Agata pójdzie z siostrą do kościoła, a potem na cmentarz. Zapalą znicze, odmówią Koronkę i Różaniec. Szczególnie pomodlą się za tych, za których — jak to się zwykło mówić — „nikt się nie modli” i za swojego ojca, który odszedł od nich, gdy były małymi dziećmi. Agata ułoży wymyśloną przez siebie kwiatową kompozycję. Tak jak zwykle, nie tylko przy święcie.
— Wiara bardzo pomaga jakoś przebrnąć przez najgorsze chwile. Dodaje sił, chęci do życia i przypomina, że każdy z nas powołany jest do obcowania ze świętymi w niebie. Wiara w życie wieczne jest dla mnie pocieszeniem, ale ponieważ jestem człowiekiem, moje serce rozdzierają niewymowna tęsknota i smutek — dzieli się swoim doświadczeniem. — Gdy zmarła moja mama, zawiesiłam jej na szyi krzyżyk z Ziemi Świętej. Moja siostra i ja nosimy identyczne. To znak wiary, ale i łączności z mamą. Wszystkie trzy mamy coś identycznego — dodaje. Innymi cennymi pamiątkami są modlitwa o dary Ducha Świętego, którą mama własnoręcznie skądś przepisała, gdy była jeszcze zdrowa, i którą często odmawiała, ostatnie wspólne zdjęcie z wigilii i pierścionek podarowany córce na 18. urodziny.
Mama Agaty zmarła w czerwcu zeszłego roku. Czy to dawno temu? Czy czas leczy rany? — Bardzo mi jej brakuje. W każdej sytuacji i w każdym miejscu, odczuwam jej dotkliwy brak. Brak jej fizycznej obecności. Wiem jednak, że czuwa ona nade mną i nad moją siostrą. Pewnego dnia strasznie płakałam, bo było mi bardzo ciężko po jej śmierci. Przyśniła mi się wtedy zdrowa, w pełni sił, elegancko ubrana, ładnie uczesana, a przez dwa i pół roku przed śmiercią bardzo ciężko chorowała. We śnie podeszła do mnie i siostry i zapytała: „Co się dzieje?”
Dlatego nie zawsze sprawdzają się teorie wyznaczające czas trwania żałoby. Dlatego niektórzy mówią, że „czas leczy rany” to tylko frazes. Cierpienie, rozpacz, może żal i poczucie niesprawiedliwości zostają. Bo ciągle kochamy.
Śmierć jest drogą bez powrotu, podróżą w jednym kierunku. Na szczęście nie mamy mocy zawrócić tych, którzy odeszli. Dlaczego mielibyśmy dać komuś bilet powrotny z raju?
Ks. Wojciech Pracki
rzecznik prasowy Kościoła ewangelicko-augsburskiego
— W protestantyzmie pielęgnowana jest pamięć o zmarłych, ale nie są oni czczeni. Wierząc, że przed śmiercią rozstrzygają się dalsze losy człowieka, nie modlimy się za tych, którzy odeszli. Ludzie pokładający ufność w Bogu, będą zbawieni, a niewierzącym żadna modlitwa już nie pomoże. W teologii luterańskiej nie ma nauki o czyśćcu. Nie ma więc odpowiednika Dnia Zadusznego, bo nie modlimy się za dusze.
U protestantów nie ma też beatyfikacji i kanonizacji. Tylko Bóg wie, kto jest świętym. Dlatego nie obchodzimy święta Wszystkich Świętych w dosłownym znaczeniu, w wydaniu luterańskim nosi ono nazwę Pamiątki Umarłych. Udajemy się wtedy na cmentarze i wspominamy rodziny, przyjaciół, znajomych. Odprawiamy nabożeństwa. Na Śląsku Cieszyńskim nie zapala się zniczy, w pozostałych regionach kraju jest to praktykowane. Dzień ten ma wymiar refleksyjny. Natomiast w ostatnią niedzielę roku liturgicznego obchodzimy Niedzielę Wieczności. Jej tematyka wiąże się z przemijaniem, sądem, zbawieniem.
Odbywają się tradycyjne pogrzeby. Są one „okazją” do zwiastowania żyjącym prawdy o zmartwychwstaniu. Dają nadzieję na ponowne spotkanie z tymi, którzy odeszli i przypominają, że cmentarz to nie ostatnia stacja na drodze człowieka.
Ks. mgr Jarosław Antosiuk
proboszcz parafii prawosławnej pw. Zaśnięcia NMP w Krakowie
— Zmarli zajmują konkretne miejsce w Kościele prawosławnym. Oni nie znikają gdzieś w przestrzeni. Jak św. Paweł, wierzymy, że śmierć nie jest końcem, ale snem w oczekiwaniu na ponowne przyjście Chrystusa.
Najważniejszym dniem, w którym się za nich modlimy, jest Radonica przypadająca na 9. dzień po Wielkanocy. Odprawiane jest wówczas na grobach zmarłych nabożeństwo paschalne. Cerkiew dzieli się radością paschalną nie tylko z żywymi, ale i umarłymi, bo oni nadal są częścią Kościoła. Poza tym w 2., 3. i 4. sobotę Wielkiego Postu odprawiane są liturgie za zmarłych. W kalendarzu liturgicznym Cerkwi prawosławnej są następujące dni wspomnienia zmarłych: Rodzicielska Sobota Mięsopustna (sobota na tydzień przed rozpoczęciem Wielkiego Postu), Rodzicielska Sobota przed Świętem Pięćdziesiątnicy oraz Sobota św. Dymitra. Natomiast święta Wszystkich Świętych nie obchodzimy 1 listopada. W prawosławiu jest ono związane z datą świętowania Paschy. Wyniesionym na ołtarze poświęcamy pierwszą niedzielę po święcie Pięćdziesiątnicy.
opr. mg/mg