Recenzja książki: Joseph Pearce, "Pisarze nawróceni . Inspiracja duchowa w epoce niewiary", Fronda, Warszawa 2007
Ponad dwudziestu pisarzy z najściślejszej czołówki literatury anglojęzycznej to zdeklarowani chrześcijanie.
Ogłosił siebie arcygrzesznikiem i modelowym cynikiem. Jego ulubioną książką było "A Rebours" (Na wspak) francuskiego powieściopisarza Joris-Karla Huysmansa, przewodnik po libertyńskim stylu życia. Bohater tej powieści stał się dla niego niemal wzorem. Mimo wszystko Oscar Wilde, bo o nim mowa, od dziecka odczuwał słabość do katolicyzmu. Zagłuszył jednak w sobie pragnienie przyłączenia się do Kościoła. Dopiero trzy tygodnie przed śmiercią wyznał korespondentowi "Daily Chronicle": "Moje zepsucie moralne wynikło w dużej mierze z faktu, iż ojciec nie pozwolił mi zostać katolikiem. Artystyczna strona Kościoła i przyjemna woń jego nauki uleczyłyby moje degeneracje. Zamierzam niedługo się nawrócić".
Tak też się stało. W ostatnich chwilach życia pisarz dał znak swojemu przyjacielowi Robertowi Rossowi, że życzy sobie widzieć księdza i chce być przyjęty do Kościoła katolickiego. Otrzymał warunkowy chrzest, rozgrzeszenie i ostatnie namaszczenie. Następnego dnia zmarł.
To jedno z najbardziej nieprawdopodobnych nawróceń miało miejsce na miesiąc przed rozpoczęciem XX wieku, przez wielu nazywanego "epoką niewiary". I nie było wcale odosobnionym przypadkiem. Wydana właśnie przez "Frondę" książka Josepha Pearce'a "Pisarze nawróceni. Inspiracje duchowe w epoce niewiary" ukazuje niezwykłe zjawisko chrześcijańskiego odrodzenia, które miało miejsce w XX wieku w literaturze anglojęzycznej. Na tle dominującego agnostycyzmu, Nietzscheańskiej tezy o "śmierci Boga" i socjalizmu w wydaniu Bernarda Shawa i Herberta George'a Wellsa, twórczość pisarzy chrześcijan jawi się jako poruszający znak artystycznego i intelektualnego sprzeciwu, którego skalę poznajemy dopiero dzięki książce Pearce'a. W skład owego "sojuszu umacniających się wzajemnie dusz", jak nazwała to zjawisko badaczka twórczości Dantego dr Barbara Reynolds, weszło ponad dwudziestu przedstawicieli ścisłej czołówki literackiej i co najmniej drugie tyle pisarzy nieco mniej znanych, ale także znaczą cych.
Jak wytłumaczyć ten fenomen? Czy Wielka Brytania jest szczególnie podatną na takie konwersje glebą? Czy okrutny wiek XX był czasem silnie sprzyjającym nawróceniom? Z ludzkiego punktu widzenia wydaje się to niewytłumaczalne. Dlatego publikację Pearce'a czyta się przede wszystkim jako świadectwo działania Boga w życiu poszczególnych pisarzy. A także świadectwo tego, jak Bóg działa poprzez ludzi, jak nieoczekiwanie nieraz splata ich losy. Huysmans, którego powieść miała tak negatywny wpływ na Wilde'a i który fascynował się satanizmem, w 1891 roku pojednał się z Kościołem rzymskokatolickim, a siedem lat później wstąpił do klasztoru. Wiadomość o tym fakcie dotarła do Wilde'a za pośrednictwem Maurice'a Maeterlincka. Pisarz miał odpowiedzieć: "Musi być cudownie oglądać Boga przez witraże. Być może ja również pójdę do klasztoru"...
Gilbert Keith Chesterton także był jednym z tych, którzy nawrócili się dzięki swoim kolegom po piórze. Na jego przemianę miał wpływ Hilaire Belloc, angielski pisarz francuskiego pochodzenia, od urodzenia wojujący katolik, ostro krytykujący zarówno kapitalizm, jak i socjalizm. Już przy pierwszym spotkaniu Chesterton był zafascynowany "przemyślanymi, wzniosłymi i oryginalnymi refleksjami" wypowiedzianymi cichym głosem przez młodego człowieka. "Mówił długo w noc i pozostawił w niej iskrzący się dobry ślad... Wniósł w nasze rojenia rzymski apetyt na rzeczywistość i na rozum w działaniu, a kiedy stanął w drzwiach, poczuliśmy zapach niebezpieczeństwa" — pisał Chesterton o Bellocu. Prowokujące uwagi Belloca na temat religii sprawiły, że późniejszy autor "Heretyków" odczuł z nim szczególną więź duchową. Jeszcze w tym samym, 1900 roku obaj pisarze udali się razem na Pasterkę. Najprawdopodobniej była to pierwsza katolicka Msza w życiu Chestertona. Osiem lat później, w "Ortodoksji", wyzna, że najgłębsze tajemnice ludzkiego życia dadzą się najlepiej wyjaśnić w świetle słów Składu Apostolskiego, a po kolejnych czternastu latach przejdzie z anglikanizmu na katolicyzm.
O dziwo, ten jeden z najważniejszych pisarzy chrześcijańskich XX wieku kompletnie nie rozumiał twórczości innego wielkiego pisarza, Thomasa Stearnsa Eliota. Sprzeciwiał się odrzuceniu przez niego regularnych rytmów w poezji i zarzucał twórcy "Ziemi jałowej" podszyty cynizmem pesymizm. Podobnie jak wielu współczesnych mu recenzentów nie dostrzegał, że w poematach Eliota doświadczeniu duchowej pustki i marności ludzkiego losu towarzyszy ogromna tęsknota za Bogiem i że ostatecznie wiersze te wskazują drogę ku zmartwychwstaniu. Sam Eliot też zresztą był niechętny Chestertonowi, uważał jego styl za "nie do zniesienia irytujący". Pojednanie między pisarzami nastąpiło dopiero po konwersji poety na chrześcijaństwo i przyjęciu przez niego chrztu w Kościele anglikańskim w 1927 roku. Virginia Woolf, komentując to nawrócenie, stwierdziła, że Eliota "od dzisiaj możemy wszyscy uważać za martwego. Został anglokatolickim wyznawcą Boga i nieśmiertelności i chodzi do kościoła... Jest coś obsceni cznego w żywym człowieku siedzącym przy ogniu i wierzącym w Boga" — ubolewała angielska pisarka i feministka, która 12 lat później sama odebrała sobie życie.
Jednym z tych, którzy nie trawili twórczości Eliota, był również młody Clive Staples Lewis. Późniejszy autor "Opowieści z Narnii", podobnie jak Chesterton, nie mógł zaakceptować awangardowej formy jego wierszy. Walter Hooper, biograf pisarza, napisał, że Eliot "był i pozostał wcieleniem tego, czego [Lewis] najbardziej nienawidził w nowoczesnej poezji". Po latach twórca "Opowieści z Narnii" wyzna: "Nigdy nie podobała mi się poezja ani proza Eliota, ale kiedy go w końcu poznałem, pokochałem go".
Przez ten czas w życiu Lewisa wiele się zmieniło. Pisarz, który jako nastolatek rozstał się z chrześcijaństwem, a podczas I wojny światowej nabrał przekonania o diaboliczności natury, na nowo zaczął wierzyć. Ta przemiana nastąpiła w Oksfordzie, gdzie po studiach został wykładowcą literatury średniowiecznej i renesansowej. Niemały był tu wpływ autora "Władcy Pierścieni" Johna Ronalda Reuela Tolkiena, z którym Lewisa połączyła głęboka przyjaźń i pełne pasji dyskusje o literaturze w kręgu "The Inklings" — stowarzyszeniu oksfordzkich filologów. Wiele zawdzięczał też lekturze Chestertona. Wszystko to sprawiło, że pisarz na nowo zaczął się modlić. "To, czego tak bardzo się bałem, spotkało mnie w końcu. Wiosną 1929 roku poddałem się i uznałem, że Bóg jest Bogiem. Ukląkłem i modliłem się tej nocy jak największy i najbardziej opieszały grzesznik w całej Anglii" — wspominał później. Autor "Opowieści z Narnii" nie został wprawdzie katolikiem, jak jego przyjaciel Tolkien, tylko ang likaninem, ale różnice pomiędzy wyznaniami nie stały się tematem jego pisarstwa. Jako pisarz postawił sobie inny cel: "Uważam, że najlepszą, a może i jedyną przysługą, jaką mogę oddać niewierzącym bliźnim, jest wyjaśniać i bronić wiary, którą wyznawali niemal wszyscy chrześcijanie wszystkich czasów".
Przedstawione tu postaci to tylko niektórzy bohaterowie fascynującej książki Pearce'a. Życie wielu z nich zostało rozpięte pomiędzy katolicyzmem i anglikanizmem, dlatego na kartach "Pisarzy nawróconych" odnajdziemy także echo sporów religijnych. Ale tak naprawdę wszyscy grają tu w jednej drużynie. Są świadkami, którzy przenieśli ziarno wiary przez mroczną epokę i przekazali je w XXI wiek.
Joseph Pearce, Pisarze nawróceni. Inspiracja duchowa w epoce niewiary, Fronda, Warszawa 2007, stron 616.
Tekst pochodzi z Gościa Niedzielnego (14.01.2008). Wykorzystany w naszym serwisie za zgodą Autora.
opr. mg/mg