Religia i magia - kwestia modlitwy

Na temat zasadniczych różnic między magią a modlitwą

When all else fail, pray.

1. W religioznawstwie przyjmuje się zwykle, że modlitwa jako forma kultu religijnego wywodzi się genetycznie z zaklęć magicznych. I tak zapewne jest, przyjąwszy, że magia jest historycznie wcześniejsza od religii. Jednakże fakt, że dane A powstało z jakiegoś B, nie znaczy jeszcze, że oba są tej samej natury: że A jest późną formą B, zaś B - wczesną formą A. Podobnie jest ze stosunkiem idei sacrum do idei tabu albo ze stosunkiem kodów zwierzęcych do ludzkich języków. Fakt, że człowiek pochodzi od pramałpy, nie znaczy przecież, że sam jest pramałpą albo choćby małpą. Jeszcze prościej: motyl wywodzi się genetycznie z gąsienicy. Nie znaczy to jednak wcale, że motyl jest latającą gąsienicą albo gąsienica - pełzającym motylem. Tym bardziej zaś nie znaczy, by droga do zrozumienia aerodynamiki lotu motyla miała prowadzić poprzez mechanikę ruchów gąsienicy. Fakt, że pewne zachowania religijne wywodzą się historycznie z magii, nie przesądza ich magicznego charakteru. Rozważmy zatem, jakie między modlitwą i zaklęciem zachodzą podobieństwa, a jakie różnice. Rzuci to pewne światło na stosunek religii do magii w ogóle.

2. Pierwsza różnica między modlitwą i zaklęciem, jaka rzuca się w oczy, polega na tym, że w modlitwie nie ma odpowiednika dla rozróżnienia między magią "białą" i "czarną". Nie ma "czarnej modlitwy", czyli takiej, co w swej intencji miałaby jakieś zło. Znaczy to, że w akcie modlitwy jest jakaś zawartość moralna, a więc coś zupełnie obcego magii.

Mogłoby się zdawać, że "czarnym" odpowiednikiem modlitwy jest klątwa. Jednakże klątwa - jak "rzucanie złego uroku" - jest bądź zabiegiem czysto magicznym, bądź z innego powodu nie ma z modlitwą nic wspólnego. Klątwa należy do magii, jeżeli oczekuje się po niej bezpośrednio namacalnej efektywności, jak po zabiegu chirurgicznym. (Na przykład tego, że ściągnie na przeklętego pasmo nie kończących się nieszczęść.) W przeciwnym zaś razie stanowi ona jedynie uroczysty akt definitywnego wykluczenia kogoś z pewnej ludzkiej wspólnoty, którą w szczególności może być jakaś gmina religijna ("anathema sit").

3. W teologii katolickiej mówi się, że modlitwa jest "wzniesieniem duszy do Boga" albo że jest "rozmową z Bogiem" - słowną lub bezsłowną. Już to określenie wskazuje jednak, że modlitwa jest czymś raczej mistycznym niż magicznym: jej powinowactwo duchowe z mistyką jest dużo bliższe niż z magią.

Jak każdy zabieg magiczny zaklęcie jest to pewna czynność symboliczna, której przypisuje się sprawczość fizyczną. Natomiast w mistyce o żadnych fizycznie widomych efektach nie ma mowy: mistyk odwraca się od ludzi i świata, nie próbując nawet nań oddziaływać. Tym się między innymi różni od czarownika.

Trans, w jaki wprowadza się czasem szaman, bardziej przypomina upojenie alkoholowe lub narkotyczne niż mistyczną rozmowę z Bogiem. Z pijanymi Pan Bóg nie gada. A ponadto znowu: w intencji szamana i jego zwolenników trans ów ma nadać mu zdolność uruchamiania jakichś ukrytych w świecie czy człowieku sił, po których oczekuje się odpowiednio nadzwyczajnych efektów. Mistyk nie chce niczego uruchamiać: wszystko rozgrywa się we wnętrzu jego własnej duszy.

4. Mogłoby się zdawać, że dostatecznie wyraźną różnicę między modlitwą a zaklęciem stanowi osobowy charakter tej pierwszej i bezosobowy tego drugiego. Istotnie, modlitwa często przypomina wołanie: próbę nawiązania kontaktu z jakąś istotą odległą a rozumną. Natomiast zaklęcie jest próbą sterowania jakąś ślepą siłą i wpływania w ten sposób na zjawiska i procesy przebiegające w przyrodzie.

Różnicę tę zaciemnia jednak pewna ważna komplikacja: otóż modlitwa niekoniecznie i nie zawsze musi być inwokacją jakiejś osoby. Owo "zwrócenie duszy ku Bogu", jakie się w modlitwie dokonuje, jest przede wszystkim odwróceniem się od spraw tego świata i zwrotem ku jakiemuś światu innemu - nie tak, być może, pojmowanemu jak to ma miejsce w religiach teistycznych, czyli uznających bóstwo osobowe. Tylko to odwrócenie się myślą od tego świata zdaje się nam dla modlitwy istotne, ten jej aspekt negatywny. (Choć wcale tak nie musi być w świadomości tego, kto się modli.) I jest już kwestią dalszą, czy ów inny świat, ku któremu modlitwa się kieruje, nazywa się Bogiem czy Allahem, Tao czy Brahmanem. Modlitwa nie jest swoistością religii teistycznych.

Istnieją też niby-świeckie postaci modlitwy, zwłaszcza tej bezsłownej. Prostym i dobrze znanym przykładem jest "minuta ciszy", jaką przy pewnych okazjach czci się pamięć zmarłego. Jest to obrzęd, w którym uczestnicy zwracają się myślą ku światu zmarłych; a to jest na pewno świat całkiem inny od świata ich codziennych poczynań, uciech i trosk.

Czymże też, jeżeli nie modlitwą, są kolędy: oczywiście te śpiewane rodzinnie lub na pasterce, nie te puszczane z radia albo z magnetofonu. W swym Kłopocie z istnieniem Elzenberg opisuje swój udział w takiej wigilii, tej z 1930 roku:

No i choinka też była! Snuję sobie jakieś zaczątki rozmyślań na temat tego, jak to w tych "bożonarodzeniowych" zwyczajach przedziwnie utrwalił się i żyje, w świecie tak już całkowicie zmienionym, świat mityczny i legendarny, co więcej: sposób myślenia mityczny i legendowy. Każdy z nas, śpiewając np. kolędy lub ich tylko słuchając, powtarza w sobie procesy duchowe dawno przebrzmiałe: dalekie echa pogańskie, pogłosy sprzed tysiącleci, łączą się z chrześcijańskim uduchowieniem w jedną piękną ludzką harmonię.

Procesy duchowe, o których mówi Elzenberg, z magią nie mają nic wspólnego. W swej osobliwej podniosłości są też one zrozumiałe dla każdego, kto wyrósł w ich tradycji - nawet jeżeli potem od niej odszedł lub ją wręcz odrzucił.

W modlitwie i w jej nibyświeckich odpowiednikach ujawnia się jakaś strona natury ludzkiej, chyba ta lepsza. O zabiegach magii powiedzieć tego się nie da, bo chodzi w nich zawsze o namacalną korzyść. W tej zaś nic podniosłego nie ma, jakkolwiek ważna by skądinąd była.

5. Jak wiadomo, są trzy główne odmiany modlitwy ze względu na jej treść i intencję: modlitwa obrzędowa jako wyraz czci (jak owe kolędy); modlitwa dziękczynna jako akt wdzięczności; i modlitwa błagalna jako akt bezradności.

Mocy magicznych się nie czci: za nic się też im nie dziękuje i o nic się ich nie prosi. Na prośby i dzięki są one równie obojętne i głuche jak siły przyrody. Moce te chce się zmusić odpowiednią techniką magiczną, by zadziałały w pożądanym przez nas kierunku - jak rzekę zmusza się do tego postawieniem tamy. Zabieg magiczny może być wykonany - według kryteriów samej magii - umiejętnie lub nie; do modlitwy odróżnienie to w ogóle się nie stosuje.

Dobrą ilustracją, jak się w magii owe "moce" pojmuje, jest znane wszystkim pojęcie szczęścia. Trzeba je jednak brać nie w subiektywnym sensie "uczucia szczęśliwości" (angielskiej "happiness"), lecz w obiektywnym sensie "szczęśliwego trafu" (angielskiego "luck"). O tym obiektywnie pojętym szczęściu mawia się, że "wiele od niego zależy", co jest nawet prawdą; i że komuś może ono "sprzyjać" albo się od kogoś "odwrócić". Jest też wiele przesądów wprost z magii rodem, które się z tym pojęciem wiążą: są "szczęśliwe" i "nieszczęśliwe" liczby albo dni; coś się robi symbolicznie "na szczęście", na przykład mocuje podkowę przed progiem albo chucha na otrzymany co dopiero pieniądz, by nie był ostatnim. Boimy się też, by czegoś nie "zapeszyć", a "pech" to tyle co "szczęście negatywne", angielski "bad luck". (Całkiem świeżą nazwą i ilustracją mocy magicznych są "bioprądy", lepiej brzmiące dla scjentystycznie nastrojonego ucha niż dawne "zamawiania" albo "uroki". Nie brak też nowoczesnych czarowników, mieniących się dziś z medyczna "bioenergoterapeutami". Nowe nazwy, treść prastara - z paleolitu rodem.)

Dwie pierwsze odmiany modlitwy - obrzędowa i dziękczynna - nie zmierzają do uzyskania żadnej określonej korzyści i są tylko wyrazem pewnych uczuć, jak śmiech czy płacz. Te więc z magią nic wspólnego nie mają. Podobieństwo z magicznym zaklęciem zachodzi tylko dla modlitwy błagalnej, jeżeli rozumieć ją tak, że oto wierzący chce nią coś materialnego u bóstwa wyjednać, sprawić, by pokierowało biegiem zdarzeń po jego myśli.

6. Choć modlitwa błagalna może przerodzić się w zaklęcie, to jednak wcale nie musi; i to aż z dwu całkiem osobnych powodów.

Po pierwsze: modlitwa upodabnia się do zaklęcia w różnym stopniu, zależnie od kwalifikacji przedmiotu jej błagania jako intencji szlachetnej lub gminnej. Inaczej oceniamy i kwalifikujemy modlitwę o wyzdrowienie dziecka niż o wygraną na loterii. O modlitwie skłonni jesteśmy mówić jedynie wtedy, gdy kwalifikacja jej przedmiotu jest dostatecznie wysoka, czyli gdy motyw błagania uznajemy za szlachetny. Błaganie w swej formie niby religijne, ale płynące z gminnych pobudek (jak chęć zysku), nie jest modlitwą i odczuwamy je jako świętokradcze, jako profanację.

Dla magii kwalifikacja moralna tego, kto odprawia jej czary, oraz jego intencji jest zupełnie obojętna. Liczy się tylko właściwa forma zaklęcia. Od jej ścisłego dopełnienia - i tylko od tego - zależy bowiem skuteczność wykonywanego zabiegu. (Czynność magiczną można wykonać nawet bezwiednie, na przykład wypowiadając jakieś słowo "w złą godzinę" albo dotykając przypadkiem obiektu zanieczyszczonego magicznie. Nie można natomiast bezwiednie się modlić, tak jak nie można bezwiednie grzeszyć.)

7. W modlitwie błagalnej zabiega się zawsze o jakieś dobra - o coś, czego pragniemy lub czego nam potrzeba. Dobra te jednak mogą być bądź materialne, bądź duchowe. (W terminologii Elzenberga: bądź "utylitarne", bądź "perfekcyjne".) Mogłoby się zatem zdawać, że właściwa modlitwie intencja szlachetna kieruje się zawsze na te drugie, a właściwa zaklęciu intencja gminna - na te pierwsze. Z grubsza się to nawet zgadza, ale nie całkiem.

Dobra materialne trzeba bowiem podzielić dalej na dobra fundamentalne i dobra zbytkowne. Pierwsze - jak chleb, woda, zdrowie czy dach nad głową - też są mimo swej materialności w jakiś sposób szlachetne i duchowi religijności nieobce. (Mówi się przecież "szlachetne zdrowie", a nie mówi się "szlachetne pieniądze"; modli się o "chleb nasz powszedni", a nie modli się o "nasze świąteczne ciastka".)

Fundamentalnymi są te dobra materialne, które stanowią warunek konieczny dla zaistnienia duchowych. W tym właśnie jednak miejscu intencja religijna i magiczna przecinają się: mogą one być przedmiotem obu i dlatego granica między modlitwą i zaklęciem łatwo się tutaj zaciera.

Duch modlitwy błagalnej jest inny niż duch magicznego zaklęcia. Magia nie zna dóbr czysto duchowych, religia nie zna dóbr czysto materialnych. Na tym właśnie polega ich wewnętrzna obcość, mimo występujących między nimi niekiedy znacznych podobieństw zewnętrznych.

Obcości nie usuwa fakt, że granica między dobrami fundamentalnymi i zbytkownymi, a także między duchowymi i materialnymi, nie jest ostra; i że tym samym nie jest również ostra granica między zaklęciem i modlitwą. Granica nie musi być ostra, żeby była istotna. Można się chyba łatwo zgodzić, że granica między zdrowym i chorym albo między biednym i bogatym jest całkiem istotna - choć ani ta, ani tamta nie jest ostra. Dla obu istnieją przypadki pośrednie, gdzie trudno rozstrzygnąć, czy należą do kategorii pierwszej czy drugiej. Podobnie jest z religią i magią: różnią się istotnie, lecz nieostro. Dlatego granica między nimi staje się miejscami niewyraźna.

8. Jest jednak jeszcze inna istotna różnica między modlitwą a zaklęciem i ta zdaje się nam głębsza. Widać ją najlepiej właśnie wtedy, gdy przedmiotem modlitwy jest pewne dobro doczesne.

Cel zabiegu magicznego jest zawsze konkretny i wyraźnie określony. Oto przykład autentyczny, znany nam z pierwszej ręki: komuś zachorowało małe dziecko, leczenie słabo skutkuje i wtedy z poufną radą zgłasza się sąsiadka. Dziecku trzeba obwiązać rączkę czerwoną tasiemką, położyć je na podłodze w środku pokoju, wziąć zapaloną gromnicę i obejść z nią pokój trzykrotnie dookoła, za każdym razem w każdym rogu spluwając. Choroba winna po tym ustąpić.

W przeciwieństwie do tego typu zabiegów modlitwę błagalną cechuje pewna niedosłowność jej intencji. Prośba w niej zawarta nie musi być wcale tak prostoduszna, jak by na to wskazywały same jej słowa: ich sens jest bowiem podwójnie symboliczny. Gdy w chwili trwogi podnosi się modlitewny śpiew "Pod Twą obronę, Ojcze na niebie, grono Twych dzieci swój powierza los", nie musi on być rozumiany - i chyba na ogół nie bywa - jako rozpaczliwa próba odwrócenia biegu zdarzeń dzięki nadzwyczajnej Boskiej interwencji. Śpiew taki, choć w swej treści dosłownej błagalny, jest raczej przypomnieniem i uprzytomnieniem sobie pewnej prawdy wiary niż prośbą o cokolwiek. Jest mianowicie aktem zdania się na wolę Bożą. Poczucie, że Bóg na to, co się dzieje, patrzy i że cokolwiek dziać się będzie, stanie się za Jego wiedzą i przyzwoleniem, daje siłę ducha, by temu czemuś stawić czoło. W chwili trwogi chce się koniecznie coś czynić - i oto coś zostało uczynione. Na tym polega moc modlitwy i płynący z niej spokój ducha. Powiedziane jest przecież: "Nie bójcie się tych, co mogą zabić ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. (...) U was (...) nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. (...) Nie bójcie się..." (Łk 12,4; 7). Z modlitwy płynie poczucie, że cokolwiek miałoby się stać, nie będzie to kaprys przypadku, lecz nasze przeznaczenie.

Gdy w Piśmie (Mt 7,7) mówi się: "Proście, a będzie wam dane. (...) Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje", to nie wystawia się niejako otwartej karty kredytowej na wszelkie życzenia i zachcianki. Tak przemawiałby czarownik: "Chcecie mieć białe pawie? - Dam wam białe pawie! Chcecie mieć purpurowe ametysty? - Dam wam purpurowe ametysty!" (przykład pochodzi z Miłosza, Nieobjęta Ziemia, 1996, s. 16 - lecz w całkiem innym zastosowaniu). W tymże Kazaniu na Górze mówi się również (Mt 6, 7-8): "Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie (...), albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie." To, "czego wam potrzeba", nie musi być bynajmniej tym samym co to, "czego pragniecie", lecz może czymś zupełnie innym. I to coś innego - potrzebne według Jego wiedzy, nie naszej - będzie rzeczywiście dane. Stąd spokój i siła, jakie wierzącemu daje modlitwa. Ten jej dar leży poza kręgiem myślowym wyobrażeń magicznych.

9. Wskazana interpretacja modlitwy otwiera też, rzecz jasna, inną drogę do jej naturalistycznego spłaszczania: drogę ku psychoterapii. Jak tam pojmowało się modlitwę jako zabieg magiczny, tak tu chce się ją ująć jako psychoterapeutyczny - jako coś w rodzaju zażycia kropli waleriany lub pigułek elenium.

W krytykę tej wersji naturalizmu nie będziemy się tutaj wdawali. Wskażmy tylko na jedno: modlitwa jest odwróceniem się myślą ku innemu światu, i to przynosi spokój. Ale dokonuje się tego nie autoterapeutycznie: nie po to, by się uspokoić, lecz dlatego, że taki jest spontaniczny poryw duszy. Modlimy się z potrzeby serca, do psychoanalityka idzie się z interesem: z jakąś dolegliwością duchową, której chcielibyśmy się pozbyć jak fizycznej.

Pojęcie "zabiegu" - czy w wersji magicznej, czy psychoterapeutycznej - do modlitwy w ogóle nie pasuje. Nie jest ona żadnym zabiegiem, bo ten jest zawsze czynnością skalkulowaną, jak wizyta w gabinecie psychoanalityka. W modlitwie nie ma żadnej kalkulacji.

 

BOGUSŁAW WOLNIEWICZ, ur. 1927, prof. dr hab. Pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama