Społeczeństwo na marginesie

Kolejne odgórne inicjatywy "walki z ubóstwem", "walki z wykluczeniem" nie przynoszą efektów. Obszar ubóstwa i wykluczenia społecznego systematycznie się powiększa

Społeczeństwo na marginesie

fot. Dominik Różański

Cztery lata temu UE ogłosiła Europejski Rok Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Chodziło o zwrócenie uwagi na problemy ludzi borykających się z biedą i wykluczeniem, zachęcenie władz państwowych oraz organizacji społecznych do zaangażowania się w walkę z tym poważnym problemem.

Bruksela sprowadziła problem do sloganu. Od tej pory minęło już wiele czasu, a obszar ubóstwa i wykluczenia w Polsce jeszcze się powiększył. Naszym politykom także zabrakło chęci do prowadzenia polityki wyrównywania szans.

Dziś porównujemy biednych z przeciętnie sytuowaną ludnością, nie z bogatymi. Gdybyśmy porównywali z bogatymi, można by mówić o takiej przepaści dochodowej jak w republikach bananowych. Bezrobocie, bieda i wykluczenie to pokłosie polskiej transformacji o neoliberalnym obliczu, która wąskiej grupie okrągłostołowych beneficjentów zapewniła fortuny, a na obszary beznadziei egzystencji wypluła 20 proc. społeczeństwa.

Wielki exodus

Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Polacy, którzy w poszukiwaniu pracy wyjechali za granicę, zostali w kraju i nie udawało im się związać końca z końcem. Część analityków przypuszcza, że mogłoby dojść do rewolucji, bo poziom biedy i niezadowolenia w kraju byłby gigantyczny. Tylu ludzi wyjechało, a ciągle mamy ponad trzynastoprocentowe bezrobocie. Pracy nadal brakuje.

Choć Polska się wyludnia, to w sytuacji niedoboru stanowisk widać też dobre strony emigracji, mimo że okalecza ona rodziny. — Prawie 3 mln Polaków pracujących za granicą wysyła do rodzin w Polsce część uciułanych pieniędzy. Dane NBP podają, że przez banki transferują oni 16—18 mld zł. Przynajmniej drugie tyle przechodzi z ręki do ręki. I dochód narodowy rośnie, bo rośnie sprzedaż. Ludzie kupują, niektórzy inwestują, licząc na to, że gdy wrócą, może kupią mieszkanie, inne dobra. Ale od dwóch lat ilość pieniędzy wędrujących do Polski od rodzin się zmniejsza. Bo ci, którzy przez lata pracowali na zmywaku, otrzymali bardziej stabilną, lepiej płatną pracę, ściągają więc rodziny i dzieci. Występują o obce obywatelstwo — wyjaśnia ekonomista prof. Witold Kieżun, autor książki „Patologia transformacji”.

Różne szlaki na bezdroża

Droga do wykluczenia społecznego nie jest jedna. To różnorodne ścieżki prowadzące przez przestrzenną koncentrację ubóstwa, enklawy biedy na wsi i w mieście. To popadanie w biedę i utrwalanie się ubóstwa przez długotrwały brak pracy. Kumulację niekorzystnych zjawisk, takich jak niepełnosprawność, choroba, brak wsparcia rodziny. Bezdomność, uważana za skrajną postać ubóstwa i wykluczenia społecznego, dotyczy ponad 30 tys. osób i nie jest następstwem wyłącznie problemów wynikających z uzależnień. Czasem wynika ze zdarzeń losowych.

Kiedy premier Wielkiej Brytanii David Cameron ogłosił zamiar cofnięcia dodatków rodzinnych dla pozostających w Polsce dzieci Polaków pracujących na Wyspach, minister Sikorski zaapelował do rodaków: „Wracajcie!”. To cyniczny wybieg, bo przecież nie zaproponował im pracy i środków na życie. Zresztą, co może wiedzieć o biedzie on, właściciel dworku na Kujawach, wieloletni pieszczoch władzy...

Badania socjologów dowodzą, że choć tworzenie miejsc pracy powinno być podstawą zwalczania ubóstwa i wykluczenia, to powinna temu towarzyszyć również edukacja uwzględniająca potrzeby rynku pracy, wspieranie zatrudniania osób niepełnosprawnych, niedostosowanych, dyskryminowanych, z deficytami umiejętności. I edukacja dorosłych, którzy pozostając w ubóstwie, mogliby poprzez kształcenie ustawiczne — jeśli starcza im sił — zdobywać nowe kwalifikacje i zwyczajnie zarabiać na życie.

Badania wskazują, że skrajne ubóstwo dotyka 26 proc. gospodarstw osób bezrobotnych, ale dotyczy również 15 proc. gospodarstw robotniczych. Jest wynikiem zarówno niskopłatnej legalnej pracy, jak i tej podejmowanej na czarno lub na tzw. umowach śmieciowych. Oto, ile w Polsce wart jest ludzki mozół. Z badań OBOP wynika, że Polacy najwięcej pieniędzy wydają na żywność — aż 40 proc. dochodów. Tymczasem rząd dokręca nam śrubę: drożeją czynsze, woda, gaz, wywóz śmieci, transport publiczny...

Zachłystywaliśmy się słowami bł. Jana Pawła II, który nauczał, że solidarność to „Jeden drugiego brzemiona noście”. Jak rozumie te słowa premier Donald Tusk, który już zapowiedział, że wybiera się do Rzymu na kanonizację? Za jego rządów został podniesiony do najwyższych z możliwych stawek podatek VAT na artykuły dziecięce, cofnięto znaczną część zasiłków opiekuńczych, potęgując biedę rodzin dotkniętych nieszczęściem. Żeby budować państwo solidarne, trzeba inaczej rozłożyć akcenty ciężaru transformacji. Grupa przegranych w tej grze to jedna piąta społeczeństwa. Mało kogo z rządu interesuje, że budownictwo socjalne i komunalne leży u nas odłogiem, a ludzie, którzy nie radzą sobie materialnie we współczesnej rzeczywistości, są skazani na przegraną.

Tak być nie musi

Czy tak być musi i czy to nieuniknione? Nie. Tak tylko próbują nam wmówić media tzw. głównego nurtu, powiązane z elitami władzy, kierując naszą uwagę na zastępcze tematy i sztuczny świat. Temu, że Polacy są nieczuli na ludzką biedę i nieszczęście, zaprzecza liczny udział w akcjach organizowanych nieprzerwanie przez instytucje charytatywne, w tym przez Kościół. Trzysta ton żywności zebrali wolontariusze Caritas przed świętami Bożego Narodzenia. Paczki z żywnością trafiły do 77 tys. potrzebujących, których jednak co roku przybywa. Pomoc nadchodzi, choć jeszcze nie do wszystkich.

Fundacja S.O.S Obrony Poczętego Życia niesie pomoc samotnym matkom i kobietom z dziećmi — ofiarom przemocy domowej. W samej tylko Warszawie do jadłodajni dla ubogich na darmowy ciepły posiłek podawany raz dziennie przychodzi mnóstwo osób. Karmi ich jadłodajnia u Kapucynów na Miodowej, karmią też inne, w tym mało znana stołówka zakonu rogacjonistów na warszawskiej Woli. — Tym ludziom bez naszego wsparcia trudno byłoby przeżyć. Nocują w śmietnikach, altanach działkowych. Na rynku pracy, przy tak wysokim bezrobociu, nie mają szans — mówi o. Mateusz RCJ, który przyjechał do Polski z Włoch, by pomagać najuboższym. Wychodzącym ze stołówki wpycha do rąk zapasy z magazynu: chleb, mleko, makaron, kasze. Na później.

Warto wiedzieć, jakie grupy są w Polsce najbardziej zagrożone wykluczeniem z powodu ubóstwa. Analitycy Pentoru ustalili, że chodzi o kobiety samotnie wychowujące dzieci, długotrwale bezrobotnych, ofiary patologii życia rodzinnego, dzieci i młodzież ze środowisk zaniedbanych, dzieci wychowujące się poza rodziną, niepełnosprawnych i chronicznie chorych, chorych psychicznie, starsze osoby samotne, opuszczających zakłady karne, bezdomnych i żyjących w bardzo trudnych warunkach mieszkaniowych imigrantów oraz Romów.

I nie są to wszystkie grupy. Warto wiedzieć, że żyją obok nas, choć często starają się być niezauważalni, bo wstydzą się swojej biedy.  

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama