Dlaczego młodzi odchodzą z Kościoła? Problemem jest anty-ewangelizacja, życie w bańkach informacyjnych, ale także - brak jasnego świadectwa ze strony wierzących
Rozmowa z ks. dr. Kamilem Duszkiem, diecezjalnym moderatorem Ruchu Światło-Życie.
Proszę Księdza, dlaczego młodzi ludzie nie chodzą do kościoła?
Odpowiedź na to pytanie chciałbym rozpocząć dosyć nietypowo i nawet prowokująco: przestańmy systemowo narzekać na młodzież! Jakiś czas temu archeolodzy znaleźli pochodzącą z terenów Mezopotamii kamienną tabliczkę, której wiek oceniono na 4 tys. lat. Wyryte było na niej pismem klinowym bardzo ciekawe zdanie: „Młodzież stoczyła się na dno i bliski jest koniec świata”. Z kolei w starożytnej Grecji Arystoteles pisał, że wątpi w przyszłość cywilizacji, gdy obserwuje współczesną mu młodzież. Sokrates natomiast przekonywał, że ludzie młodzi „kochają luksus” oraz „cały czas się obijają”. Myślę, że te trzy przykłady dobrze obrazują pewną pułapkę, w którą wpadamy, gdy czujemy, że nasza przynależność do grupy zwanej „młodzieżą” od dawna jest już jedynie historią. Jak się okazuje, w pułapkę tę wpadali nawet wielcy filozofowie. Jest to pokusa, aby zdyskredytować młodsze pokolenie tylko dlatego, że nie potrafimy go zrozumieć i za nim nie nadążamy. Zdaje się, że bardzo łatwo zapominamy o tym, jak sami patrzyliśmy na świat, gdy mięliśmy kilkanaście lat. Ludzie młodzi są niesamowici i osobiście bardzo ich podziwiam. Młodzież jest pełna ideałów i pięknych marzeń, jest rozpalona entuzjazmem i gotowością zmieniania świata. Często jest to postawa przeniknięta ogromną naiwnością, lecz nie zmienia to faktu, że jest ona autentyczna.
Oczywiście nie neguję pewnego faktu społecznego, który chociażby potwierdza frekwencja osób uczestniczących w szkolnej „religii”. Młodzi odchodzą masowo z Kościoła - nie tylko „nie chodzą do kościoła”, ale naprawdę „odchodzą z Kościoła”. Ostatnio pewien licealista powiedział mi, że jest jedyną wierzącą osobą w klasie. Spadek religijności wśród młodzieży jest przerażającym fenomenem, którego nie wolno lekceważyć. Proponuję jednak, aby spojrzeć na niego szerzej. Nie tylko młodzież, ale także dorośli odchodzą z Kościoła. Nie tylko młodzież, ale mnóstwo ludzi w każdym wieku coraz częściej rezygnuje z uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii. Oczywiście, odsetek młodzieży będzie tu zapewne największy, ale problem jest globalny. Z czego to wynika? Po pierwsze musimy pamiętać, że trwa ogromna „anty-ewangelizacja”. Uważam, że jest ona procesem zaplanowanym, dobrze zorganizowanym i precyzyjnie sterowanym. Po drugie, ludzie z powodu sposobu, w jaki działają social media, żyją dziś w tzw. bańkach informacyjnych. Wskutek tego, człowiek, który „obraził się” na Kościół, ma bardzo małe szanse na to, aby spojrzeć na niego w jakimkolwiek pozytywnym świetle. Po trzecie „my” - ludzie Kościoła - powinniśmy zrobić ogromny rachunek sumienia, pytając o to, czy w ogóle jesteśmy jeszcze świadkami wiary.
Czym więc dziś jest dla młodzieży Msza św.?
Nie wypowiem się na temat tego, czym Msza św. jest dla młodych, którzy w niej nie uczestniczą. Mogę odnieść się do młodzieży, z którą pracuję i która walczy o swoje życie eucharystyczne. Msza jest dla nich tajemnicą, którą próbują zgłębić i pokochać, chociaż napotykają w tej materii na ogromne trudności. Wiele młodych osób zaczyna szukać Eucharystii i uważam, że jest to genialne zjawisko. Czasem owo „szukanie” jest spowodowane przykładem rodziców i dobrym wychowaniem religijnym w domu. W innych przypadkach jest to owoc formacji liturgicznej przeżywanej w różnych grupach parafialnych. Są wreszcie tacy, którzy doświadczają „młodzieńczych” nawróceń i rodzi się w nich głód Eucharystii. Mamy ogromne zadanie, by pomóc takim osobom odkryć głębię i piękno liturgii. Warto dodać, że jest chyba coraz mniej młodych ludzi, którzy „chodzą do kościoła” z przymusu czy z przyzwyczajenia. Dla takich osób Msza św., niestety, już nie istnieje. Wcześniej także nie traktowali jej poważnie, ale jednak „mieliśmy” tych ludzi w kościołach i mieliśmy szansę oddziaływania. Dziś, gdy już ich „nie mamy”, to oddziaływanie staje się coraz trudniejsze.
Co zrobić, by wrócili do kościoła? Kandydaci do bierzmowania (ale nie tylko) często słyszą przynaglenia do uczestnictwa w Mszy św. i nabożeństwach, ale same apele chyba nie wystarczą...
Odpowiedź jest tylko jedna - ewangelizacja. Następnym krokiem jest zaś formacja katechumenalna, która pozwoli na nowo przeżyć inicjację chrześcijańską. Dopiero to sprawia, że w człowieku w ogóle otwiera się przestrzeń na przeżywanie liturgii. W starożytności ludzie nieochrzczeni nie mogli nawet przebywać w kościele podczas Eucharystii. Owocny udział w Mszy św. wymaga bowiem wtajemniczenia chrześcijańskiego. Wtajemniczenie zaś domaga się wcześniejszego nawrócenia i otwartości na wiarę w Ewangelię. Naszym problemem jest to, że próbujemy katechizować ludzi niewierzących. Marzymy, by młodzi masowo wracali do kościołów, a oni często nie wierzą już w Boga lub przynajmniej w Kościół. Dlatego tak bardzo potrzeba ewangelizacji. Nie zapomnijmy tylko o jednym: ewangelizacja przyniesie skutek tylko wtedy, gdy ktoś tego chce. Nie wystarczy, że przygotujemy kandydatom do bierzmowania jakieś spotkania ewangelizacyjne. Jeśli część z nich zamknie swoje serca, to nie przyniosą one efektów. Nie zmusimy nikogo do wiary. Inną rzeczą jest, że niewierzący nie mogą przystępować do sakramentów (mówi to kodeks prawa kanonicznego); dotyczy to także bierzmowania. Nie poddawajmy się jednak i jak powiedział św. Paweł: „głośmy naukę, nastawajmy w porę, nie w porę”.
Jak wychowywać młode pokolenia do uczestnictwa w Eucharystii? Co w tej kwestii mogą zrobić rodzice, duszpasterze, katecheci? Jak uczyć przeżywania Eucharystii?
Odpowiedź wydaje mi się bardzo prosta. Jeżeli młody człowiek jest naprawdę zewangelizowany i gotowy na autentyczne przeżywanie wiary, to potrzebne są przede wszystkim dwie rzeczy. Pierwszą z nich są katechezy liturgiczne, które będą częścią mistagogii, czyli wtajemniczenia chrześcijańskiego. Pisał o tym papież Benedykt XVI w adhortacji Sacramentum Caritatis. Katechezy takie nie są tylko zadaniem księży, ale także rodziców, którzy uczą swoich dzieci wiary. Drugim koniecznym elementem, jest troska o piękno liturgii i sprawowanie jej w duchu wierności. Jeżeli będziemy celebrować Eucharystię z wiarą, czcią i autentyczną świadomością tego, jak powinna ona przebiegać, to naprawdę nie potrzeba niczego więcej. Resztę zostawmy Bożej łasce. To przecież sam Bóg działa w liturgii.
Bóg zapłać!
Na Mszę św. chodzę codziennie; przynosi mi poczucie wewnętrznego pokoju i pozwala zjednoczyć się z Jezusem, abym mogła każdego dnia stawać się lepszym człowiekiem. Msza św. jest też dla mnie najważniejszą formą modlitwy za moich bliźnich. Codziennie przyjmuję Komunię właśnie za nich. Uczęszczając na Eucharystię, czuję, że wszystko mi się układa i mam więcej czasu niż wtedy, gdy nie chodziłam na Mszę tak często. Początkowo na Eucharystię chodziłam regularnie co niedzielę, później - podczas przygotowań do bierzmowania - zachęcona przez księdza wikariusza zaczęłam pojawiać się w kościele coraz częściej w tygodniu. W wakacje, gdy było więcej wolnego czasu chodziłam na Mszę codziennie i tak pozostało do tej pory. Od prawie dwóch lat każdego dnia jestem obecna na Eucharystii pomimo wielu przeciwności. Jeśli nie mogę przyjść na Mszę wieczorową, to idę rano, przed lekcjami. Już nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ona daje mi siłę, bo nawet gdy jest mi trudno, to Komunia św. jest idealnym lekarstwem. Myślę, że m rówieśnikom, którzy przestają chodzić do kościoła, nie dane było poznać wyjątkowej mocy Eucharystii. Gdyby uwierzyli i doświadczyli cudu eucharystycznego, myślę, że pojawialiby się na Mszy nie tylko w niedzielę. Moim zadaniem jest też przybliżać im ten sakrament - niekoniecznie oskarżaniem, ale pięknym świadectwem uczestniczenia we Mszy św.
Liturgia jest czymś najcenniejszym, co otrzymałem w życiu i co przez posługę ministrancką w niewielkim stopniu mi powierzono. W Liturgii zawarte są trzy największe skarby Kościoła: Eucharystia, Ewangelia i Wspólnota. Widzę bardzo wyraźnie, jak Bóg uczył mnie miłości do tych trzech skarbów. Pamiętam, że jako młody ministrant zachwycałem się tym, iż mogę stać tak blisko ołtarza Pana i, co więcej, mogę, a nawet mam obowiązek asystować kapłanom. Choć byłem bardzo młody, to chyba od zawsze rozumiałem, że w świątyni czeka na mnie coś szczególnego, zupełnie wyjątkowego. Z biegiem lat powoli docierało do mnie, że na Liturgii Pan Bóg zupełnie realnie uchyla wszystkim wiernym nieba, karmi najlepszym pokarmem i poi najlepszym napojem.
Bardzo istotne w moim pojmowaniu Eucharystii było przeżywanie formacji w Ruchu Światło-Życie, który sam o sobie mówi, że jest ruchem liturgicznym. To tutaj przez wielu wspaniałych animatorów, ludzi wiary żywej w słowie i czynie, doświadczyłem, że w Liturgii chodzi o ludzi, o wspólnotę i o mnie. Chrystus ustanawiając Eucharystię, miał na względzie potrzeby każdego człowieka. W Wieczerniku myślał o mnie, ale też o innych. A skoro On myślał o innych, to nie mam prawa w Eucharystii myśleć tylko o sobie. Na Liturgii jestem nie tylko dla Boga, ale tak jak Bóg bardzo pragnę być dla każdego człowieka. Mam być dla Boga i dla innych.
NOT. AWAW
Echo Katolickie 10/2021
opr. mg/mg