Kup pan kościół

Czy kościół w Dalikowie i inne kościoły rzeczywiście mogą być przedmiotem transakcji kupna i sprzedaży?

Koleżanka, mieszkająca od kilku lat w Wielkiej Brytanii, opowiedziała mi niedawno o swoich znajomych Anglikach, którzy zamierzają kupić dom. Decyzja jak decyzja - tyle że miejscem ich zamieszkania miał się stać... stary opuszczony kościół na skraju szkockiego wybrzeża. Przypadek ten najlepiej obrazuje, jak mały jest szacunek wielu współczesnych Europejczyków do obiektów sakralnych. Szacunek mierzony ceną domku jednorodzinnego...

Przez wiele lat wydawało się, że głównym zagrożeniem dla Kościoła katolickiego są wrogie religie (zwłaszcza wojujący islam) i ateistyczne systemy totalitarne uosabiane przez komunizm i nazizm.

Rzeczywiście, szczególnie dwa ostatnie ustroje przyczyniły się do ogromnych strat, jakie poniosło chrześcijaństwo w XX wieku. Tysiące duchownych zostało zamordowanych lub uwięzionych. Akty barbarzyństwa nie ominęły także katolickich świątyń. Burzono kościoły, palono cerkwie, a gigantyczne kafary niszczyły kopuły i dzwonnice wspaniałych katedr, soborów i bazylik. W ten sposób rozprawiono się z wieloma bezcennymi obiektami sakralnymi. Tak działo się zwłaszcza w Związku Radzieckim. Wszelkie symbole religii - tego „opium dla mas” - miały być starte z powierzchni ziemi. Świątynie, które uniknęły najgorszego, zostały zamienione w magazyny, koszary albo w obory. Inne wykorzystano do celów propagandowych, przerabiając na złowieszcze „muzea ateizmu”. Tak stało się choćby ze wspaniałym kościołem Dominikanów we Lwowie.

Także dzisiaj w państwach będących reliktami komunistycznego ustroju dochodzi do prześladowania chrześcijan. W tym miesiącu Biuro Praw Człowieka w Hongkongu podało, że władze Chińskiej Republiki Ludowej przeprowadziły w ostatnim okresie akcję przeciwko „nielegalnym grupom religijnym”. W jej wyniku zamknięto ogółem 392 obiekty sakralne oraz zniszczono cztery kościoły i 24 kaplice.

Bogactwo i co dalej?

Jednakże od dłuższego czasu Kościół katolicki musi się zmagać z innym przeciwnikiem - ukrytym i być może bardziej niebezpiecznym niż komunizm. Tym wrogiem jest wszechobecne zobojętnienie religijne.

Na Zachodzie zjawisko to zaczęło narastać już kilkadziesiąt lat temu i związane było z okresem niespotykanej w dziejach Europy prosperity finansowej. Dobrobyt spowodował, że wielu obywateli państw zachodnioeuropejskich zaczęło zadawać sobie pytanie: do czego właściwie jest mi potrzebny Bóg, skoro wszystko potrafimy zrobić o własnych siłach, a nasz sukces nie jest niczym ograniczony?

Szybko też odezwali się filozofowie, którzy znaleźli teoretyczne uzasadnienie dla takiego sposobu myślenia. Studenci Wolnego Uniwersytetu w Brukseli uczą się dziś XIX-wiecznej teorii, która głosi, że na świecie nie ma miejsca i dla Boga, i dla człowieka. Trzeba więc między nimi dokonać wyboru. Prymas Belgii Kardynał Godfried Daneels uznał to za skrajną formę sekularyzacji. Sekularyzacji, która znajduje odbicie w zatrważających statystykach.

Obecnie na Zachodzie żyje niewiele ponad 30 procent katolików, a liczba ta stale maleje. Mniej niż 10 procent francuskich katolików chodzi na Mszę raz lub dwa razy w miesiącu. Liczba francuskich parafii zmalała w ciągu ostatnich dziesięciu lat o 20 tysięcy, a kryzys powołań spowodował zmniejszenie ilości kapłanów niemal o połowę (obecnie jest ich 25 tysięcy). Według statystyk, w Niemczech w roku 2002 żyło 26,46 mln katolików, czyli około 200 tys. mniej niż w 2001 roku. Według badań „Die Welt”, zaledwie 17 procent młodzieży chodzi do kościoła, 79 procent nigdy nie czytało Biblii, a jedynie 13 procent młodych jest gotowych wychować swe dzieci w duchu religijnym.

96 procent Holendrów uważa, iż można być człowiekiem wierzącym, nie identyfikując się z żadnym Kościołem, z tym że 40 procent spośród nich wierzy w nieokreśloną siłę pozaziemską, która kieruje życiem ludzkim. Ci ostatni tolerują co najwyżej Kościół scjentologiczny i wszelkiej maści ruchy spod znaku New Age. Do jednej z najpopularniejszych paryskich wróżek przychodzi codziennie więcej osób niż na Mszę świętą wielkanocną we wszystkich kościołach stolicy Francji!

Wiele katolickich świątyń znajduje się w opłakanym stanie. Wymagają remontu, ale brakuje na to pieniędzy, zwłaszcza w krajach, w których państwo zdecydowanie odcina się od pomocy finansowej dla Kościoła. Pozostaje zatem ofiarność wiernych, a ta jest niewielka.

Władzom niektórych państw nie przeszkadza to w udzielaniu finansowego wsparcia religii muzułmańskiej, którą uznaje się za dyskryminowaną! W rzekomo katolickiej Belgii straszą dziesiątki opuszczonych kościołów (niedawno jeden z nich został zamieniony w ogromne centrum kosmetyczno-rekreacyjne). Jednocześnie rząd w Brukseli przeznacza corocznie 20 mln euro na utrzymanie 300 meczetów i opłacenie nauczycieli religii muzułmańskiej w szkołach. Ciekawość budzi fakt, że europejska społeczność oskarża Kościół katolicki o fundamentalizm - czyżby więc uznawała islam za wyznanie bardziej „postępowe”?

Uboga Córa Kościoła

Dominującym nurtem na Zachodzie stał się progresizm, który mylnie zinterpretował postanowienia Soboru Watykańskiego II jako pochwałę absolutnej wolności.

Progresiści krytykują zacofanie i konserwatyzm Ojca Świętego w sprawach seksualności, aborcji, kapłaństwa kobiet i celibatu. Domagają się Komunii pod dwiema postaciami, spowiedzi powszechnej i prawa do rozwodów.

Efekt? Ludzie przestali chodzić do kościoła, a powołania kapłańskie stały się niezmiernie rzadkie. Coraz częściej można natknąć się na kościoły zamienione w hotele, restauracje czy punkty usługowe.

Francja, zwana kiedyś najwierniejszą Córą Kościoła, jest dziś krajem skrajnie laickim. Stare katedry francuskie są własnością państwa, zaś kościoły parafialne należą do gmin. Tyle że parafie nie mają osobowości prawnej i nie mogą posiadać żadnych dóbr. Od czasu, gdy w 1905 roku zatwierdzono wrogi rozdział Kościoła od państwa, republika nie płaci na budowę i konserwację kościołów (poza tzw. diecezjami konkordatowymi: Alzacja-Mozela i Gujana). Państwo utrzymuje wyłącznie świątynie wybudowane przed 1905 rokiem.

W marcu tego roku Komisja ekonomiczna tamtejszego Episkopatu ogłosiła raport, w którym przedstawiła sytuację finansową francuskiego Kościoła. Jest on zdecentralizowany i każda z 95 diecezji sama odpowiada za swoje finanse. Spośród jednej trzeciej badanych diecezji tylko jedna osiągnęła dodatni bilans finansowy, reszta przynosi straty (średni dług to 811 tysięcy euro rocznie). Przychody pochodzą głównie z „tacy”, zbiórek na cele parafialne, datków „na Mszę”, nieprzewidywalnych spadków oraz prywatnych zapisów. Jednak liczba wiernych płacących na Kościół stale się zmniejsza (tylko w latach 1995-2000 o ponad pół miliona osób).

Z raportu francuskiego Episkopatu wyłania się przygnębiający obraz biedy tamtejszego Kościoła. Nic zatem dziwnego, że wiele cudownych świątyń i klasztorów pustoszeje lub zostaje sprzedanych, by wspomóc te, do których jeszcze przychodzą wierni.

Do takiej sytuacji zmuszone zostały kilka lat temu francuskie wizytki, które sprzedały połowę z siedemdziesięciu pięciu klasztorów, jakie im pozostały we Francji, podczas gdy z reszty uczyniły hospicja dla sióstr w podeszłym wieku.

Podobnie sytuacja wygląda w sąsiednich krajach Beneluksu. Spotkałem się niedawno z opinią polskiego turysty, który stwierdził, że holenderski Kościół robi wrażenie „pakującego się do długiego wyjazdu”. Katolików nie stać w tym kraju na utrzymywanie swoich zabytkowych świątyń, dlatego na przykład w Alkmaarze rozebrano stary kościół, a na jego miejscu postawiono dom handlowy.

Płać albo rzuć

Sytuacja niemieckiego Kościoła katolickiego jest bez porównania lepsza niż we Francji. Państwo zachowuje życzliwą neutralność i zapewnia podstawy finansowego bytu dwóch dominujących wyznań: katolicyzmu i protestantyzmu. Niemiecki rząd ściąga mianowicie tzw. podatek kościelny (w zależności od landu wynosi on 8-10 procent rocznego dochodu). Z tego podatku są utrzymywane i remontowane kościoły, a także wypłacane pensje dla duchownych. Niewierzący podatku nie płacą. Ta sytuacja ma także swoje złe strony. Nie dość, że uzależnia w znacznej mierze Kościół od państwa, to wyklucza także dobrowolność składania ofiar przez wiernych. Ten bowiem, kto nie chce płacić podatku kościelnego, zostaje oficjalnie wyłączony z Kościoła. Wielu odchodzi dobrowolnie...

Być może zatem lepszym sposobem od finansowania niemieckiego Kościoła byłby system dobrowolnych odpisów podatkowych, tak jak ma to miejsce we Włoszech czy w Hiszpanii. Niemniej potężny zastrzyk finansowy ze strony niemieckiego Urzędu Finansowego przyczynia się do powstania wielu kościelnych szkół, przedszkoli i szpitali. Dzięki temu opieka społeczna w Niemczech jest w przytłaczającej mierze domeną niezwykle skutecznie działającego tutejszego Kościoła.

Ale nawet w bogatych Niemczech można spotkać niejeden opuszczony kościół lub coś, co do niedawna nim było, dziś zaś jest na przykład dyskoteką.

Skoro zatem niemiecki Kościół nie jest tak biedny, jak jego francuski odpowiednik, to co jest powodem takiej sytuacji? Składa się na to wiele czynników, ale z pewnością jednymi z najważniejszych są: systematyczne zmniejszanie się ilości wiernych (m.in. z powodu niechęci do płacenia podatku kościelnego) oraz spadek powołań kapłańskich.

Mimo wysiłków czynionych przez Kościół katolicki oraz Kościół ewangelicki, Niemcy stają się powoli krajem coraz bardziej laickim. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro np. w leżącej w północnych Niemczech diecezji Hildesheim na 350 parafii 148 nie ma własnego proboszcza, a istnieją też takie parafie, do których należy nawet 150 miejscowości. Trudno więc mówić o normalnej pracy duszpasterskiej.

Urban ante portas

W Polsce póki co nie mamy do czynienia z takim kryzysem Kościoła i wiary, jaki ma miejsce w Europie Zachodniej. Niemniej, wiele polskich parafii znajduje się w poważnych kłopotach finansowych. Dzieje się tak zwłaszcza w tych regionach naszego kraju, które są dotknięte największym bezrobociem, a także wszędzie tam, gdzie funkcjonowały niegdyś pegeerowskie gospodarstwa. Ofiary składane przez wiernych są po prostu zbyt małe, by parafie na tych terenach mogły się utrzymać, dokonać bieżących remontów czy ubezpieczyć budynek kościoła.

Właśnie brak pieniędzy na ubezpieczenie stał się przyczyną ogromnych kłopotów, jakie zawisły nad rzymsko-katolicką parafią w oddalonym o 40 kilometrów od Łodzi Dalikowie.

W 1997 roku na dalikowskim cmentarzu doszło do wypadku, podczas którego 14-letnia dziewczynka została przygnieciona przez uszkodzony konar drzewa. Spowodowało to przerwanie rdzenia kręgowego i w konsekwencji trwałe kalectwo. Matka dziewczynki oddała sprawę do sądu, który orzekł, że do wypadku doszło z winy administratora cmentarza, czyli parafii w Dalikowie. Mimo że od 1994 roku dalikowski proboszcz zwracał się do władz o zezwolenie na wycięcie części drzewostanu (uzyskał jedynie ograniczoną zgodę, nieobejmującą jednak feralnego drzewa), sąd nakazał wypłacić dziewczynce wysokie odszkodowanie oraz dożywotnią rentę w wysokości 1450 zł.

Jednak parafia nie ma z czego wypłacić takiej kwoty, nie jest także ubezpieczona. W tej sytuacji, po wygraniu sprawy we wszystkich instancjach, matka dziewczynki złożyła wniosek o egzekucję długu (dziś wraz z odsetkami wynosi on prawie 400 tysięcy zł).

Parafii grozi licytacja, co byłoby ewenementem w skali kraju. Pod młotek miałyby pójść: kościół z początku XX wieku, wpisany do rejestru zabytków, plebania z ogrodem, czterohektarowe pole z niewielkim budynkiem oraz cmentarz.

W całą sprawę wmieszał się „pierwszy polski antyklerykał” Jerzy Urban, który wyraził chęć kupna licytowanego kościoła. Chciałby w nim otworzyć dyskotekę, a w miejscu plebanii - jak wieść niesie - agencję towarzyską. Jego plany mają jednak niewielkie szanse powodzenia.

Komornicy wstrzymują się z licytacją, licząc na ugodę stron. W tej sprawie Łódzka Kuria prowadzi rozmowy z matką dziewczynki. Dzięki pomocy wiernych z całej diecezji, udało się uzbierać kwotę 100 tysięcy zł. Te pieniądze nie zadowalają jednak strony poszkodowanej, która chciałaby odzyskać chociaż połowę należności. Negocjacje trwają i być może w końcu uda się zebrać wymaganą sumę. Na to potrzebny jest jednak czas.

Patrząc na setki opuszczonych kościołów i świątyń, spełniających funkcje zgoła różne od ich pierwotnego przeznaczenia, nie można oprzeć się wrażeniu, że oto na naszych oczach wypełniają się proroctwa Apokalipsy św. Jana.

Za to, jak dzisiaj wygląda obraz wielu kościołów, będziemy kiedyś rozliczeni w obliczu Boga. Jezus Chrystus wyraźnie bowiem określił, czym ma być każda świątynia: „Napisano: dom mój jest domem modlitwy” (Łk 19,46).

Ksiądz Jan Drob, ekonom Konferencji Episkopatu Polski:

- Myślę, że Kościołowi w Polsce nie grozi taka sytuacja, jaka ma obecnie miejsce w Holandii czy we Francji. Tutejsza tradycja jest zupełnie inna i pewne zachodnie wzorce nie zostaną automatycznie zaadaptowane na polski grunt. Kościoły w Polsce utrzymują się przede wszystkim z „tacy”. Występuje tutaj pewien paradoks - im biedniejsza diecezja, tym większe są potrzeby, ale dużo ciężej jest uzbierać znaczniejsze kwoty pieniężne. Stąd problemy wielu parafii, tak jak dzieje się to obecnie w Dalikowie.

Ofiarność wiernych stanowi zatem podstawy materialnego bytu naszego Kościoła. Polskie diecezje, z których każda posiada autonomiczność finansową, otrzymują także pewną minimalną pomoc ze strony państwa, wynikającą z umowy konkordatowej, oraz z tzw. Funduszu Kościelnego. Chodzi tu głównie o remonty i konserwację zabytków. Ale, tak jak mówię, jest to pomoc minimalna.

Jak to się robi w maleńkiej Holandii

Jak poinformowały holenderskie media, w ostatnich dziesięciu latach zamknięto 623 kościoły. Część z nich zamieniono na biblioteki, muzea czy nawet mieszkania. Najczęściej jednak pozostają one puste. Od początku lat 90. rocznie zamyka się bądź zmienia funkcję średnio 40 świątyń, szczególnie na wsiach. Komisja Ekumeniczna zajmująca się obiektami kościelnymi obawia się, że do roku 2010 z obecnych 1,8 tysiąca świątyń jedna czwarta straci swój sakralny charakter.

Mecenas Jerzy Pomin:

- W przypadku kościoła w Dalikowie licytacja może mieć jedynie ograniczony wymiar. Komornik nie ma prawa sprzedać lub zająć gruntu pod kościołem i samego obiektu, albowiem egzekucji nie podlegają przedmioty służące do wykonywania praktyk religijnych. Skoro parafia posiada osobowość prawną, można jedynie włączyć do licytacji część działki, plebanię lub osobisty majątek proboszcza, na przykład telewizor czy samochód.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama