To On mnie wezwał

S. Rut Stawska ze Zgromadzenia Sióstr św. Feliksa z Kantalicjo, zwanych popularnie felicjankami, o drodze własnego powołania

W lutym 1983 r. s. Rut pożegnała Polskę i wraz z czterema siostrami wyruszyła do Kenii. Dziś wspólnota felicjanek w tym afrykańskim państwie rozrosła się do prawie 70 zakonnic.

Były lata sześćdziesiąte, kiedy jako uczennica szkoły podstawowej s. Rut po raz pierwszy spotkała siostrę felicjankę sprzedającą różańce, medaliki i inne dewocjonalia na odpuście parafialnym. Choć nic nie wiedziała o jej życiu, spodobało jej się to, co robiła, a jeszcze bardziej, w jaki sposób rozmawiała z ludźmi. — Myślę, że wtedy Pan Bóg rzucił ziarno powołania zakonnego do mojego serca — mówi dziś, po 33 latach od złożenia profesji wieczystej s. Rut Stawska ze Zgromadzenia Sióstr św. Feliksa z Kantalicjo, zwanych popularnie felicjankami.

Atmosfera panująca w rodzinnym domu, coniedzielna Msza św., sakramenty św., Godzinki śpiewane z domownikami, Gorzkie żale, nabożeństwa majowe przy przydrożnym krzyżu — to wszystko wpływało na rozwój powołania młodej dziewczyny. — Długo musiałam iść do kościoła, aż siedem kilometrów, za wiele pekaesów nie kursowało w niedziele — dodaje s. Rut. Uczęszczając do szkoły z internatem, przyszła felicjanka miała możliwość poznania sióstr w brązowych habitach, które mieszkały całkiem niedaleko od niej. To właśnie z tego klasztoru siostry zaprosiły ją na rekolekcje dla dziewcząt w Warszawie. Podczas rekolekcji podjęłam decyzję wstąpienia do klasztoru, nieczekając na ukończenie szkoły. Rodzice dali mi pozwolenie. Do dziś pamiętam słowa Mamy: „Jesteście darem od Boga, więc nawet jeżeli wszyscy chcielibyście oddać się Panu, to my wam pozwolimy” po upływie 42 lat od tego wydarzenia s. Rut nie kryje swojego wzruszenia.

To On mnie wezwał

Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku były dla s. Rut czasem nauki, pracy i wdrażania się w życie zakonne. Kończyła szkołę i zawodowe kursy, wreszcie 12 sierpnia 1980 r. złożyła śluby wieczyste, otrzymała obrączkę na znak zaślubin. Została posłana do pracy katechetycznej w parafii pw. Świętego Krzyża w Szczecinie. Do jej obowiązków należało przygotowanie dzieci do Pierwszej Komunii Świętej oraz prowadzenie grupy młodzieży.

To On mnie wezwał

Tymczasem o pomoc sióstr w dziele misyjnym w jego rodzimym państwie poprosił przybyły do Polski bp Silas Njiru z diecezji Meru w Kenii. Siostry zgłaszały swoją gotowość, s. Rut jednak widziała swoją misję w diecezji szczecińskiej. Pewnego dnia obudziłam się z mocnym przekonaniem, że muszę zgłosić się na misje. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale wiedziałam z całą pewnością, że muszę to zrobić. Moje zgłoszenie zostało przyjęte przez przełożonych i po świętach Bożego Narodzenia wiedziałam już, że jestem jedną z pięciu sióstr, które pojadą do pracy misyjnej w Kenii.

Dnia 3 lutego 1983 r. siostry pożegnały Polskę i wyruszyły do Kenii przez Rzym. W Wiecznym Mieście uczyły się języka tubylców — kiembu. Na wizę czekały do 30 kwietnia. Dopiero w święto św. Józefa Robotnika felicjanki stanęły na kenijskiej ziemi. Przybyłyśmy do parafii Kyeni w diecezji Meru. Ludzie, którzy przez wiele lat czekali na przyjazd sióstr, przyjęli nas bardzo serdecznie, także Ojcowie Consolata, włoskie zgromadzenie pracujące na tej misji. Poczułyśmy się jak w domu, mimo że byłyśmy pierwszymi polskimi siostrami na terenie Kenii. Po krótkim zapoznaniu się z nową rzeczywistością podjęłyśmy pracę w szkołach misyjnych oraz w szpitalu. To On mnie wezwał

W wolnym czasie siostry odwiedzały biedne rodziny na terenie parafii. Od sierpnia 1983 r. do września 1989 r. s. Rut była odpowiedzialna za aptekę w szpitalu misyjnym. Pewnego dnia przysłano wiadomość do szpitala, że w jednej rodzinie są bardzo chore dzieci. Z trudem odszukałyśmy tę rodzinę w buszu, okazało się, że jest tam troje dzieci bardzo chorych z powodu niedożywienia. Dwuroczne dziecko wyglądało jakby miało pół roku — duży brzuszek i smutne oczy... Przez miesiąc czekałyśmy na pierwszy uśmiech dziecka — wspomina s. Rut.

Pan Bóg błogosławił wytrwałej pracy polskich sióstr. Wiele młodych kenijskich dziewcząt zainteresowało się charyzmatem zgromadzenia felicjanek i zapragnęło być również siostrami zakonnymi. W listopadzie 1986 r. s. Rut przyjęła pierwsze kandydatki do zgromadzenia, w związku z tym w styczniu 1990 r. została skierowana do pracy formacyjnej. Najpierw była mistrzynią postulantek, od 1993r. do 2000 r. — mistrzynią nowicjuszek. W tym samym czasie budowała dom formacyjny w Embu, a także pełniła obowiązki Delegatki Prowincjalnej w Kenii.

To On mnie wezwał

Kościół w Kenii coraz bardziej zainteresowany jest charyzmatem bł. Marii Angeli Truszkowskiej, założycielki zgromadzenia felicjanek. Pewnego dnia w roku 2003 zadzwonił do mnie ksiądz arcybiskup z sąsiedniej diecezji i wypowiedział takie słowa: „Dzisiaj dzwonił do mnie ksiądz z prośbą o siostry do prowadzenia hospicjum dla ludzi chorych na AIDS, raka, trąd. Od razu pomyślałem o waszym zgromadzeniu, to przecież w duchu waszej Matki Założycielki, dlatego dzwonię”. Słysząc te słowa bez namysłu odpowiedziałam: „Tak, księże arcybiskupie, przyjmiemy tę pracę, bo dzisiaj jest 16 maja, dzień urodzin Matki Założycielki”.

To On mnie wezwał

W styczniu 2010 r. s. Rut została skierowana do pracy w biurze Nuncjatury Apostolskiej w Nairobi. Pytana, co sprawia jej największą radość w posłudze misyjnej, bez wahania odpowiada: Służba mojemu Panu i każdemu spotkanemu człowiekowi, w posłudze szpitalnej, w pracy parafialnej, w domu formacyjnym, w posłudze moim współsiostrom i w Nuncjaturze Apostolskiej. Zbyt wyraźnie dał mi poznać Pan, że to On wezwał mnie do pracy misyjnej, dlatego nawet trudności łatwiej przeżywać, bo mogę wołać: „Panie, skoro mnie tu przysłałeś, to Ty mnie prowadź, Ty działaj przeze mnie, Ty pokonuj wszelkie przeszkody”.

Kajetan Rajski

opr. ab/ab


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama