Wpatrzone w niebo cztery oczy

Do nieba idzie się parami - bł. małżeństwo Quattrocchi jest tego dowodem!

Błogosławieni Maria i Alojzy Quattrocchi to pierwsze osoby w dziejach Kościoła beatyfikowane razem jako małżeństwo. Jesienią 2001 roku uroczystościom przewodniczył św. Jan Paweł II. Była to jednocześnie 20. rocznica ogłoszenia Adhortacji apostolskiej Familiaris consortio mówiącej o roli rodziny w chrześcijańskim życiu.

Ks. Jan Twardowski w jednym ze swoich tekstów napisał właśnie takie zdanie: „do nieba idzie się parami, nie gęsiego”. Oczywiście nie wykluczał tutaj kapłanów, mnichów, sióstr zakonnych czy osób konsekrowanych, ale miał zapewne na myśli, że człowiek święty nie może żyć tylko dla siebie. Osoby żyjące w rodzinie, szczególnie małżonkowie, przez wiele wieków nie byli kandydatami na ołtarze. Żyli przecież bardzo „przyziemnie” i musieli zabiegać o względy żony czy męża, mniej zabiegając o sprawy Boże (por 1Kor 7, 32-35). Choć oczywiście św. Paweł ma rację, to nie zawsze ta zasada się sprawdza i dlatego właśnie wyjątki od reguły to doskonały materiał na świętych. Sprawdzając się bowiem doskonale w roli mężów, żon i rodziców, jednocześnie nade wszystko przedkładają oni sprawy Boże.

Na froncie rodzinnym

Alojzy Beltrame Quattrocchi urodził się w Katanii w 1880 roku. W 1891 roku rodzina przeniosła się do Rzymu, gdzie Alojzy studiował prawo na uniwersytecie Sapienza, by zostać adwokatem. Obejmował coraz to wyższe, prestiżowe stanowiska w instytucjach państwowych. Zawsze jednak zachowywał dystans do bieżących walk politycznych. W 1939 roku odrzucił propozycję objęcia urzędu adwokata generalnego, a w roku 1948 odmówił startowania w wyborach do senatu. Profesjonalizm i szacunek, jaki zyskał sobie w sferach rządowych, pozwalały mu służyć wielu osobom mądrą radą. Już od wczesnych lat codziennie uczestniczył z całą rodziną we Mszy św.; rodzina wspólnie modliła się także na zakończenie każdego dnia. Był aktywnym apostołem, dzięki świadectwu Alojzego wielu jego kolegów wróciło do wiary.

Natomiast Maria Ludwika Corsini urodziła się w pięknej Florencji 24 czerwca 1884 roku. Jednak niedługo później rodzina również przeniosła się do Rzymu. Maria była ich jedynym dzieckiem. Wielką rolę w jej wychowaniu, a później w kształtowaniu jej dzieci, odegrali dziadkowie. We wrześniu 1897 roku Marysia przystąpiła do I Komunii Świętej, przygotowana podczas rekolekcji zamkniętych u sióstr Dzieciątka Jezus. To doświadczenie pozostawiło w niej trwały ślad. W szkole miała szczęście spotkać nauczycieli o wybitnej kulturze, którym zawdzięczała wszechstronne wykształcenie humanistyczne. Ukończyła szkołę handlową. Wyróżniała się nieprzeciętną inteligencją. Już w szkole średniej rozwinęła zdolności pisarskie, które wykorzystała później w publikacjach katolickich. Pisarstwo Marii z czasem zaczęło odzwierciedlać rozwój jej duchowości. Już w 1912 roku oddała do druku pierwszy esej poświęcony problematyce chrześcijańskiej rodziny i wychowaniu dzieci: „Matka a problem współczesnego wychowania”. Dużo później napisała również wspomnienia biograficzne z ich małżeństwa, które rozpoczęła słowami: Nasza historia zaczęła się, gdy mięliśmy dwadzieścia i dwadzieścia cztery lata. Powoli, powoli w nasze życie opromienione światłem ludzkiej miłości zaczęło przenikać światło nadprzyrodzone”.

Pragnienie przyniesienia ulgi

Zaraz po ślubie Maria i Alojzy zamieszkali z jej rodzicami i dziadkami. Ojciec dziewczyny miał wybuchowy charakter, a matka cechy władcze i apodyktyczne. Młodzi zapewne nie mieli łatwego startu w takim domu. Niecały rok po ślubie przyszło na świat ich pierwsze dziecko, Filip (1906). Maria nie czuła się jednak gotowa do macierzyństwa, więc nie wzbudziło to jej wielkiej radości. Była delikatna, niecierpliwa i nerwowa, co potęgowały częste wyjazdy i delegacje jej męża. Opieka nad małym dzieckiem pozbawiła ją ukochanych wyjść do teatru czy na koncerty. To nie przeszkadzało jej jednocześnie być w bliskiej relacji z Bogiem i przybliżać do Niego także swojego męża, a wcześniej narzeczonego. Modlitwą i przykładem gorliwego życia rozkochała Alojzego w sobie i Bogu. W domku letniskowym mieli własną, prywatną kaplicę. Podczas wakacji często towarzyszył im znajomy ksiądz, który pomógł im także stworzyć „Regulamin duchowy” - ideał życia, który realizowali na co dzień. Z czasem to Alojzy jako głowa rodziny przejął odpowiedzialność za poziom wiary w ich małej wspólnocie.

Dzień zaczynał się dla obojga Mszą Świętą i Komunią. „Zamiłowanie Gino do liturgii wyrażało się w tym, że czytał mi teksty z danego dnia, gdy się ubierałam. Po wyjściu z kościoła całował mnie na dzień dobry. Potem wracaliśmy do domu, zaczynając codzienne zajęcia. Każde osobno, ale jedno było nieustannie w pamięci drugiego” - pisała we wspomnieniach Maria. Doskonale opisała też to, co ich łączyło zostawiając radę dla współczesnych małżonków: „Miłość to pragnienie przyniesienia ulgi, pocieszenia, sprawienia przyjemności ukochanemu i nieustanna troska o zaspokojenie jego najskrytszych i niewyrażalnych pragnień. Gdy to wszystko nie przytłumi życia wewnętrznego, nadprzyrodzoności uczucia ani intensywności oddania się Bogu, ale stanie się niemal modlitwą w uwielbieniu ukochanego, który jest mężem, ojcem, przyjacielem i synem wszystko to będzie wyrażać prawdziwą miłość”.

Miłość większa niż śmierć

W 1913 roku Maria była w ciąży z ich czwartym dzieckiem (wcześniej urodzili się Stefania i Cezary). Okazało się szybko, że zagrożone jest życie jej samej, jak i dziecka. Lekarze zaproponowali Quattrocchim aborcję. Jednak oni, ufni w Boże miłosierdzie zawierzyli całkowicie Najwyższemu. Kiedy Maria walczyła o życie, jej mąż modlił się gorliwie i oddawał ją Bożej opiece przed Najświętszym Sakramentem. W ósmym miesiącu ciąży (kwiecień 1914) przyszła na świat Enrichetta. Wbrew przewidywaniom lekarzy była zdrowa i dożyła późnej starości. Dzięki temu trudnemu doświadczeniu małżonkowie stali się sobie jeszcze bliżsi. Kiedy odzyskali siły, całym sercem zaangażowali się życie społeczne i kościelne. Zaraz po wojnie wraz z żoną Alojzy zaangażował się w ruch „Odrodzenie chrześcijańskie” i „Front rodzinny”. Pragnąc pogłębić swoją wiedzę, systematycznie chodził na wieczorowe kursy teologii dla świeckich na Uniwersytecie Gregoriańskim i uczestniczył w spotkaniach poświęconych kulturze religijnej. Podobnie jak mąż, Maria działała w Akcji Katolickiej i innych stowarzyszeniach, oddawała się także pracy charytatywnej, zwłaszcza opiece nad chorymi. Towarzyszyła im w pielgrzymkach do Lourdes i Loreto.

Alojzy zmarł w 1951 roku, a Maria 14 lat później. Po śmierci męża pięknie pisała o ich miłości w kontekście wieczności: „Byliśmy jedną wielką bryłą skalną, jednolitą, bo utworzoną z jednego materiału. Nigdy tak wyraźnie nie ujrzałam chrześcijańskiego małżeństwa w postaci jednolitego głazu, jak wówczas, gdy wynoszono z domu martwe ciało Alojzego. Straciłam odłamek skalnej bryły, którą razem tworzyliśmy. Ten jednolity głaz był chciany przez Boga i uświęcony przez sakrament małżeństwa, stworzony i uformowany przez wzajemne zrozumienie i miłość. To miłość sprawiła, że stał się niepodzielny, niemożliwy do rozbicia. Kiedyś odłamki skalne znowu połączą się w jeden głaz, kiedyś spotkamy się w wieczności. Złączymy się na zawsze (...). Widzę go wysoko, w niebiosach, jak żywą skałę. I wydaje mi się, że obok niego jest wolne miejsce, które na kogoś czeka. To jest miejsce, do którego muszę dojść, muszę je zdobyć także gorzkimi łzami, które zalewają serce, ale pozostają w sercu. I nie znajduję ulgi w płaczu. Płaczę i pragnę, aby skalny blok utworzył się na nowo w miłości, łasce i radości. Na wieczność. Wszystko i na zawsze”.

Cztery oczy

Warto zwrócić uwagę na niezwykłą symbolikę, jaką niesie nazwisko tych błogosławionych. Quattrocchi to bowiem z języka włoskiego „cztery oczy”. Te oczy nieustannie były wpatrzone w niebo. Dzieci i wnuki tego małżeństwa oddały swoje życie Bogu jako kapłani, zakonnicy i osoby konsekrowane.

W dniu beatyfikacji papież Jan Paweł II mówił o tym, że prowadzili „zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny”. Dziękował im też na ręce trojga dzieci obecnych wówczas w Bazylice św. Piotra w Rzymie i za to, że w tak trudnych czasach nieśli ludziom światło Chrystusa. Zwykle świętych i błogosławionych wspominamy w rocznicę śmierci, czasem w dzień urodzin. Tym razem jest to rocznica ślubu Quattrocchich, czyli 25 listopada.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama