"Seks zapewnia najmłodszym szczęście" - twierdzą zwolennicy liberalizacji edukacji seksualnej. Czy aby na pewno?
„Seks zapewnia najmłodszym szczęście” — twierdzą zwolennicy liberalizacji edukacji seksualnej. „Przedwczesna inicjacja często łamie ludziom życie” — przekonują jej przeciwnicy. Kto ma rację?
Obywatelski projekt zmian w prawie, chroniącym dzieci przed pedofilią, pod którym podpisało się 200 tys. osób, trafił do marszałek Sejmu. — Projekt przewiduje kary za zachęcanie małoletnich, poniżej 15 lat, do aktywności seksualnej, analogiczne jak za propagowanie pedofilii, tzn. grzywnę, ograniczenie wolności lub karę pozbawienia wolności do lat dwóch. Zdecydowaliśmy się podjąć tę inicjatywę ze względu na realne niebezpieczeństwo wprowadzenia przymusowej edukacji seksualnej, opartej na Standardach edukacji seksualnej, do polskich szkół — mówi Mariusz Dzierżawski, pełnomocnik Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej, od 14 lat aktywnie działający na rzecz ochrony życia.
— Seks poza małżeństwem zawsze powoduje szkody. Jednak aktywność seksualna powyżej 15. roku życia jest w Polsce legalna. Uznaliśmy, że roztropniej będzie skoncentrować się na ochronie młodszych dzieci przed autentycznie grożącą deprawacją — dodaje.
Marszałek Sejmu skierowała projekt do pierwszego czytania, które powinno odbyć się we wrześniu. Ważne jest, aby wyborcy zachęcali posłów w swoich okręgach do poparcia tego projektu. Posłowie powinni odczuć, że Polacy są przeciwni demoralizacji dzieci.
„Absurdalne i niebezpieczne” — tak określa projekt ustawy na swojej stronie Wanda Nowicka, wicemarszałek i posłanka na Sejm, której udowodniono przed sądem, że pobiera wynagrodzenie z firm rozpowszechniających środki antykoncepcyjne i dostęp do aborcji (wyrok w sprawie Nowicka przeciw Najfeld, sygn. akt: XIVK 127/09). „Bigoteria i zaściankowość”, „stereotypizacja”, „agresja wobec wiedzy” — przeciwnicy projektu nie przebierają w słowach. W „Gazecie Wyborczej” (2 lipca) Paweł Kośmiński przedstawia argumenty zwolenników projektu w sposób groteskowy. Ignoruje jego istotę, skupia się na socjotechnicznych dywagacjach. Podobnie w niektórych mediach: głównym problemem staje się możliwość ukarania więzieniem tych, którzy propagują i ułatwiają zachowania seksualne małoletnich. Nie zauważyłam, by któreś z nich zastanawiało się, jak wpłynie na dzieci wczesne epatowanie treściami niedopasowanymi do ich wieku.
„Chcą, by za genderowską edukację karano jak za pedofilię” — twierdzą niektórzy, przyznając tym samym, że wprowadzana w Europie edukacja seksualna ma rzeczywiście na celu seksualne rozbudzenie dzieci i młodzieży. Według standardów WHO (Światowa Organizacja Zdrowia), propagowanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, już dzieciom poniżej 4. roku życia powinno się przekazywać m.in. wiedzę na temat masturbacji i informacje o związkach osób tej samej płci, a dzieciom pomiędzy 6. a 9. rokiem życia — informacje m.in. o różnych metod antykoncepcji. Pytanie, po co?
Edukacja seksualna według zaleceń WHO opiera się na błędnym założeniu, że dzieci od urodzenia wykazują zainteresowanie aktywnością seksualną i do niej dążą. Wbrew prawdzie i logice. Do okresu dojrzewania hormony odpowiedzialne za zainteresowanie aktywnością płciową pozostają na bardzo niskim poziomie — o czym wiedzą naukowcy i każdy, kto zajmował się wychowaniem dziecka. Dziecko nie jest zainteresowane seksem. Natomiast seksualizująca edukacja przedwcześnie i niepotrzebnie rozbudza u młodych ludzi zainteresowanie tą sferą życia, jednocześnie dostarczając technicznych informacji ułatwiających uprawianie seksu. Jakie krótko- i długofalowe skutki niesie to ze sobą?
— Gdy mój syn w IV klasie, po lekturze pewnej książki, zapytał o to, w jaki sposób mężczyźni mogą sobie przekazywać HIV, odpowiedziałam tak łagodnie, jak tylko mogłam — mówi Meg Meeker, pediatra, asystentka kliniczna w Michigan State Uniwersity. — Wiedziałam z psychologii dziecięcej, że jest jeszcze zbyt mały, aby opowiadać mu o perwersjach seksualnych. Mimo mojej delikatności był zdegustowany. Wiedza i obrazy, jakie powstały w jego umyśle, nauczyły go czegoś, czego nie chciał wiedzieć i na co nie mógł być przygotowany w swoim wieku. Szokowanie dzieci jest bardzo szkodliwe, łamie zdrowe poczucie wstydu i skromności, które w ich przypadku pełni również funkcje ochronne.
— Rozpoczęcie życia płciowego przed uzyskaniem całkowitej dojrzałości fizycznej jest dla człowieka niekorzystne, zdrowotnie i wychowawczo — nauka, którą rozpoczął prof. Kazimierz Imieliński, zmarły zaledwie cztery lata temu ojciec polskiej seksuologii, jest aktualna do dziś.
W książce Mocni ojcowie, mocne córki dr Meg Meerker prezentuje kilkustronicowe listy badań naukowych w USA, dotyczących negatywnych skutków wczesnego rozbudzenia i inicjacji młodzieży. Przypomina fakty do niedawna oczywiste także dla autorów polskiej literatury popularnej. Jak na przykład ten, że kobiety rozpoczynające aktywność seksualną jako nastolatki dużo częściej zapadają na choroby przenoszone drogą płciową (ich błona śluzowa okrywająca szyjkę macicy jest jeszcze zbyt delikatna). — Postępująca epidemia chorób przenoszonych drogą płciową stanowi realne zagrożenie dla życia naszych dzieci — podkreśla dr Meeker. — Przy czym prezerwatywa nie chroni przed nimi dostatecznie — zaznacza.
Dr Meeker opowiada o kobiecie, której niemowlę kilka godzin po porodzie dostało konwulsji. Badanie rezonansem magnetycznym wykazało, że struktura jego mózgu wygląda jak sito — były to skutki wirusa utajonej opryszczki, którą jej mąż zaraził się wiele lat wcześniej od byłej dziewczyny. — Jedna piąta Amerykanów powyżej 12. roku życia ma narządy rodne zarażone wirusem opryszczki pospolitej — podaje statystyki lekarka. Corocznie w Stanach Zjednoczonych notuje się od 5 do 6 mln nowych zakażeń wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV), które są odpowiedzialne za 99 proc. wszystkich zachorowań na raka szyjki macicy.
— Jest wiele takich historii — podkreśla dr Meeker. — W końcu zaczęłam rozmawiać ze znajomymi lekarzami i pytać, czy mówią dziewczętom o ryzyku związanym z wirusem HPV? Czy tłumaczą, że chlamydia może prowadzić do niepłodności? Albo czy wspominają, jak nieleczona opryszczka może zaszkodzić niemowlęciu? Okazało się, że nie.
W Wielkiej księdze siusiaków, książce popularyzowanej w szkołach przez edukatorów seksualnych Pontonu, autorzy, w odpowiedzi na pytanie o częste pobudzanie okolic intymnych przekonują, że wcale nie jest to szkodliwe. Mirosław Strumiński, trener programów profilaktycznych dla młodzieży z niepublicznego ośrodka doskonalenia nauczycieli: Instytut Profilaktyki Uniwersalnej, doradca rodzinny, pedagog i mediator, wyjaśnia, że ta rada to najprostsza droga do uzależnienia. — I koncentruje tylko na sprawianiu przyjemności sobie, budując osobowość narcystyczną, niezdolną do dostrzegania w relacji potrzeb drugiego — podsumowuje.
Dr Bohdan Stelmach, seksuolog i terapeuta, w wywiadzie dla „Uważam Rze” (21.05.2012) wyjaśnia, że hedonistyczne podejście do seksu ogranicza się do prostego mechanizmu budowania napięcia i jego rozładowania. Pozbawia go głębszego wymiaru: dawania i otrzymywania miłości.
To, o czym w mediach mówi się często z lekkością: „rozładowanie napięcia”, „stymulowanie ciała”, prowadzi do szukania coraz silniejszych bodźców i do seksoholizmu w dorosłości. Wychodzenie z niego wymaga długoletniej, trwającej niekiedy cztery, pięć lat terapii.
— Wczesna inicjacja seksualna uniemożliwia prawidłowy równomierny rozwój osobowości — Mirosław Strumiński podkreśla to, z czego zdaje sobie sprawę większość psychologów i pedagogów. — Z doświadczenia poradni małżeńskiej wiem, że ludzie, którzy potrafią zachować wstrzemięźliwość w narzeczeństwie (i wcześniej rezygnowali z przygodnych i zbyt intymnych kontaktów w wieku lat kilkunastu — wbrew aktualnym wytycznym WHO), budują między sobą mocniejszą więź. Ci, którzy nie wytrwali, szybko nudzą się seksem ze swoim małżonkiem, zauważają, że związali się z kimś emocjonalnie i duchowo obcym. Wynika to z prostej zasady: w wymiarze cielesnym dwojgu ludziom najłatwiej się dopasować. Trudniej swoim sposobem patrzenia na życie.
„Seks zapewnia najmłodszym szczęście”, czyli przyjemność — rozumują przeciwnicy projektu ustawy, chroniącej dzieci przed pedofilią. Ignorują związane z takim wyborem konsekwencje: narażania się na choroby, skutkujące dyskomfortem, skróceniem życia nastolatka czy śmiercią potomka. Nie wspominają o poczuciu notorycznego osamotnienia i depresji u młodych osób, nałogach oraz nieumiejętności nawiązywania głębszych relacji między płciami. Nie mówią o wynikających z tych postaw błędnych wyborach towarzysza życia i kolejnych, logicznych następstw: nieudanego związku, rozwodu, dramatu opuszczonych dzieci. Nie mówią też o tym, jak funkcjonujące społeczeństwo i kraj będą w stanie zbudować w przyszłości osoby nakierowywane od dziecka na hedonizm.
Szczęście w rozumieniu zwolenników projektu ustawy — to zdolność do budowania głębokich, dojrzałych relacji i harmonijnego, opartego na miłości związku, trwałej rodziny. Młodzi marzą o takich wartościach — trwałej głębokiej miłości i założeniu szczęśliwej rodziny. Od nas, dorosłych, zależy, czy stworzymy im w Polsce warunki do ich spełnienia.
opr. mg/mg