Cud beatyfikacyjny

Siostra Lidia wstąpiła do albertynek w 1947 r. Rok później otrzymała habit zakonny. Nic nie wskazywało na to, ze pojawią się jakieś problemy...

Przed laty siostra Lidia Władysława Gurgul zachorowała na gruźlicę. Lekarze nie widzieli dla niej już ratunku. Wtedy to z pomocą przyszła jej Siostra Bernardyna, za wstawiennictwem której młoda zakonnica modliła się o zdrowie. Jej nagłe i całkowite uzdrowienie zostało uznane przez Kościół i Siostra Bernardyna mogła zostać beatyfikowana.

Siostra Lidia wstąpiła do albertynek w 1947 r. Rok później otrzymała habit zakonny. Nic nie wskazywało na to, ze pojawią się jakieś problemy...

Angina

Pod koniec pierwszego roku nowicjatu siostra Lidia zachorowała na anginę. Po kilkudniowym leczeniu, została wysłana wraz z innymi nowicjuszkami do młócenia zboża i prania bielizny. Siostra Lidia czuła się źle, ale nie oszczędzała się w pracy. Spała w nieopalonym pokoju ze zbitymi szybami, a był to już początek grudnia...

Po skończonych pracach siostra Lidia wróciła do nowicjatu i wraz z innymi siostrami robiła porządki przedświąteczne. Jej złe samopoczucie zauważyła siostra Maura, infirmerka i zgłosiła to mistrzyni nowicjatu siostrze Benignie. Kiedy przełożone stwierdziły, że siostra Lidia ma podwyższoną temperaturę skierowały nowicjuszkę do infirmerii.

Lekarz, który zajmował się zakonnicą nie postawił prawidłowej diagnozy, więc podawał jej niewłaściwe lekarstwa. – Z każdym dniem coraz gorzej się czułam, byłam coraz słabsza – opowiada po latach siostra Lidia.

Gruźlica

W tej sytuacji nowicjuszka została poddana kompleksowym badaniom, w wyniku których ustalono diagnozę gruźlicy rozpadowej. 20 lutego 1950 r. siostra Lidia została umieszczona w Miejskim Szpitalu Przeciwgruźliczym na Prądniku Białym w Krakowie. – Lekarze poddawali mnie różnym zabiegom, ale niestety, nie przynosiły one żadnej poprawy. Cały czas miałam podwyższoną temperaturę, kaszlałam, istniało niebezpieczeństwo krwotoku. Stan mojego zdrowia z każdym dniem się pogarszał – mówi siostra Lidia.

Wobec tak trudnej sytuacji, siostra Lidia została przeniesiona na oddział chirurgii, gdzie po wzmocnieniu organizmu, została przeprowadzona operacja. – Po tym zabiegu kilka dni byłam nieprzytomna. Kiedy obudziłam się, siostra mistrzyni zaproponowała, bym złożyła profesję zakonna. Lekarz jednak nie zgodził się na ten akt, gdyż jakiekolwiek wzruszenie, groziło mi śmiercią – wspomina.

Bez ślubów?

Z upływem tygodni pobytu w szpitalu siostra Lidia zaczęła czuć się nieco lepiej. Wciąż jednak dokuczał jej kaszel, gorączka i brak apetytu. Lekarz proponował drugi akt operacji, ale siostra Lidia nie wyraziła na nią zgody. W tej sytuacji 26 lipca 1950 r. nowicjuszka została wypisana ze szpitala. Zaraz następnego dnia – ciężko chora, prątkująca – została przewieziona do Zakopanego do domu Zgromadzenia na Kalatówki. Tam została umieszczona w pokoju dla sióstr chorych na gruźlicę, odseparowanych od tych, które były zdrowe.

Brakowało lekarstw, więc jedyną pomocą i ratunkiem dla chorej było wystawianie jej na słońce na werandzie. Nie zdarzało się to jednak często, gdyż chora była bardzo wyczerpana. Przeważnie siostra Lidia zostawała w łóżku, gdzie przynoszono jej posiłki. Przychodził do niej także ksiądz z Panem Jezusem.

W tym trudnym czasie siostra przełożona oznajmiła nowicjuszce, że z powodu choroby nie będzie mogła złożyć ślubów w normalnym terminie, czyli 8 grudnia, a co więcej jej profesja będzie możliwa dopiero wtedy gdy powróci do zdrowia... Ponieważ w owym czasie wydawało się to prawie niemożliwe, siostra Lidia bardzo przeżyła tę wiadomość, a to jeszcze pogorszyło stan jej zdrowia.

Modlitwa

Załamanej nowicjuszce jej współsiostry poradziły, by w tej tragicznej sytuacji modliła się o pomoc za wstawiennictwem matki Bernardyny. - 27 sierpnia 1950 r. z wielką wiarą połknęłam małą cząsteczkę drzewa z trumny Służebnicy Bożej. Drugą taką samą cząstkę przyszyłam do koszuli po lewej stronie, gdzie byłam operowana. Zaczęłam też odmawiać nowennę i modlić się: „Wszechmogący Boże, Ojcze Niebieski, któryś w swej Boskiej wspaniałomyślności sam raczył urobić macierzyńskie serce Siostry Bernardyny, dzieląc się z nią tak hojnie swą miłością i dobrocią, udziel mi przez wstawiennictwo tej oddanej Ci służebnicy łaskę zdrowia, jeżeli taka jest Najświętsza wola Twoja, której wypełnienie było dla niej jedynym życie i jedyną radością. Amen”.

Natychmiast i całkowicie

Rano 27 sierpnia siostra Lidia miała 38,4 stopnie gorączki. Około godz.17- tej, kiedy połknęła relikwię od razu poczuła się dobrze – opuściła ją gorączka, kaszel i krwioplucie. – Ponieważ nic mi nie dolegało poprosiłam siostrę przełożoną, by przeprowadzono mi badania. I tak się stało. Już następnego dnia pani doktor stwierdziła, że jestem zupełnie zdrowa. Aby potwierdzić swoją diagnozę skierowała mnie też na badania – wspomina.

1 września siostra Lidia była prześwietlana w sanatorium w Zakopanem. Badanie nie wykazało żadnych zmian w płucach. – Po tygodniu czasu, 8 września, w święto Matki Bożej miałam przeprowadzone kolejne badania. One także potwierdziły, że jestem zdrowa -–cieszy się albertynka.

W tej sytuacji nowicjuszka pojechała do Krakowa do Domu Generalnego, gdzie po ośmiodniowych rekolekcjach złożyła swoje pierwsze śluby zakonne. – Od tego czasu czuję się dobrze. Przez wiele lat pracowałam na różnych albertyńskich placówkach, a choroba nigdy nie powróciła. Za łaskę uzdrowienia dziękuję codziennie Panu Bogu i Siostrze Bernardynie Jabłońskiej. Do naszej Mateczki zwracam się o pomoc w różnych trudnych sytuacjach, które pojawiają się w moim życiu i mojej rodziny. Nigdy na niej się nie zawiodłam – podkreśla siostra Lidia Gurgul

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama