Wielu Polaków nie wierzyło, że to w ogóle możliwe, tym bardziej, że starsi opowiadali, jak to Paweł VI, papież połowy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dwudziestego wieku, starał się przyjechać do naszej Ojczyzny i nie wyrażono zgody na tę wizytę.
Niektórym się wydawało, że Polska Rzeczpospolita Ludowa jest trwale wrośnięta w wielki nowotwór, który już przestał być jakimkolwiek organizmem, zwany Związkiem Radzieckim, a inni się modlili o powtórkę Zmartwychwstania.
Jedni brnęli w kłamstwa, z których nie dało się wyjść, a ksiądz Jerzy i wielu innych ludzi dobrej woli i gorliwego serca gotowi byli oddać swoje życie, by przypominać, że w oderwaniu od Dobrego Pasterza, od Winnego Krzewu czeka każdego straszna śmierć, bo śmierć ducha.
Ludzie jeszcze się bali, ale już ten strach był bliski przemiany w desperacką odwagę.
I wtedy wylądował na Okęciu samolot, z którego wysiadło....
Papież w Polsce
Wielu Polaków nie wierzyło, że to w ogóle możliwe, tym bardziej, że starsi opowiadali, jak to Paweł VI, papież połowy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dwudziestego wieku, starał się przyjechać do naszej Ojczyzny i nie wyrażono zgody na tę wizytę. Po szoku z października 1978 roku, kiedy Karol Wojtyła został następcą św. Piotra, nadciąga przeżycie – w wymiarze historii Polski - jeszcze większe, doświadczenie na miarę odzyskania wolności.
2 czerwca 1979 roku byłem dwudziestodwuletnim studentem Uniwersytetu Warszawskiego i nigdy nie zapomnę tego dnia, tego wieczoru i nocy, która nastąpiła po Mszy Świętej na Placu Zwycięstwa (obecnie Plac Piłsudskiego). W ciągu dnia radość powitania, wzruszenie, gdy Jan Paweł II całował polską ziemię, spotkanie w katedrze i w Belwederze oraz Msza Święta, której owoce przeżywamy do dzisiaj. Władze straszyły, że ludzie się podepczą, że będą poturbowani i zaduszeni – chodziło o to, by na Plac Zwycięstwa przyszło jak najmniej osób. Tymczasem zamiast bezwolnego tłumu koło Grobu Nieznanego Żołnierza ujawnił się karny Kościół warszawski posłuszny poleceniom porządkowych. Ludzie ustępowali sobie nawzajem miejsca, byli uprzejmi, może nawet trochę na złość władzom. Realizatorzy, kamerzyści mieli nakaz, aby pokazywać małe grupki ludzi, wyszukiwać pijanych i wandali. Nie tylko nie znaleźli zniszczonych przystanków, musieli pokazać radosnych i pełnych nadziei ludzi, którzy czekali w upale bez narzekania, a potem modlili się gorliwie. Wydawało się, że nawet chore serca zyskały nieco dziwnej energii, mało kto zasłabł, nikt nie zmarł.
To jednak nie koniec. Wieczór na Krakowskim Przedmieściu, od Placu Trzech Krzyży aż do kolumny Zygmunta i dalej, do katedry i kościoła dominikanów i paulinów. Wszędzie tłumy ludzi. Ulice rozświetlone, może nawet nie tyle lampami ulicznymi, ile twarzami. Do rana wchodziliśmy do kościołów, w których trwały modlitwy – czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego, później wychodziliśmy na ulice pełne ludzi, których nagle przeniesiono do innego świata, a nie była to baśń, nie był to skutek środków odurzających, to była prawda!
opr. aś/aś