Na początku wszystko wydawało się jasne. Kredyt frankowy wydawał się rozwiązaniem rozsądnym i bezpiecznym – niższe raty, stabilna waluta, wiarygodne banki. Setki tysięcy Polaków podpisały umowy kredytów, które miały zapewnić spokój finansowy na lata. Dziś te same dokumenty stały się przedmiotem tysięcy pozwów i orzeczeń sądowych. Jak do tego doszło? To historia o zaufaniu, które kosztowało miliardy i odmieniło polski system finansowy.
Dlaczego kredyty frankowe zdobyły tak dużą popularność?
W połowie pierwszej dekady XXI wieku Polska przeżywała gospodarczy entuzjazm. Ceny mieszkań rosły z kwartału na kwartał, a banki prześcigały się w ofertach kredytowych. Wysokie stopy procentowe w kraju sprawiały, że kredyty w złotówkach były drogie, a dla wielu osób – po prostu niedostępne. Frank szwajcarski jawił się więc jako waluta, która otwiera drzwi tam, gdzie kredyt złotówkowy był poza zasięgiem. Kredyt frankowy miał mieć same zalety… przynajmniej w teorii. Niższe oprocentowanie oznaczało niższą ratę kredytu frankowego nawet o 20–30 procent. Dla wielu rodzin to właśnie ta różnica decydowała, czy w ogóle mogą pozwolić sobie na zakup nieruchomości. Banki proponowały produkt, który dawał klientom większą zdolność kredytową, a sobie ogromny rynek zbytu. Skala tego zjawiska była bezprecedensowa. Według danych Komisji Nadzoru Finansowego i Narodowego Banku Polskiego, w latach 2004–2009 udzielono w Polsce około 775 tysięcy kredytów hipotecznych powiązanych z frankiem szwajcarskim. To oznacza, że problem dotknął nawet milion Polaków – kredytobiorców i członków ich rodzin.
W 2008 roku niemal co drugi nowy kredyt hipoteczny w Polsce był powiązany z walutą franka szwajcarskiego. Dla wielu rodzin stał się jedyną realną szansą na zakup mieszkania. W tamtym okresie nikt nie mówił o klauzulach abuzywnych, nieuczciwych tabelach kursowych ani o tym, że kurs waluty może wymknąć się spod kontroli. Zaufanie do banków było niemal bezwarunkowe, a banki traktowane były przez konsumentów jako instytucje zaufania publicznego. Dopiero po latach okazało się, że fundament tego systemu był kruchy. Gdy w styczniu 2015 roku Szwajcarski Bank Narodowy uwolnił kurs franka, złudzenie stabilności prysło. Dla wielu frankowiczów to był moment, w którym zrozumieli, że nie kupili spokoju, lecz ryzyko, którego nikt im wcześniej nie wytłumaczył.
Jak działały kredyty frankowe w praktyce?
Choć potocznie mówi się o „kredytach frankowych”, w rzeczywistości większość z nich nigdy nie była wypłacana w walucie obcej. Klient otrzymywał środki w złotówkach, ale jego zadłużenie było przeliczane według kursu franka szwajcarskiego. W praktyce oznaczało to, że kredyt był indeksowany lub denominowany do franka, czyli powiązany z jego wartością, ale faktycznie rozliczany w polskich złotych. Wbrew powszechnemu przekonaniu, kredyty waloryzowane do waluty obcej nie ograniczały się wyłącznie do waluty franka szwajcarskiego. W tamtym okresie część banków oferowała również zobowiązania powiązane z euro, dolarem amerykańskim, a nawet jenem japońskim. To jednak właśnie frank szwajcarski, postrzegany jako symbol stabilności i bezpieczeństwa, zdominował rynek, stając się podstawą około 90 procent wszystkich kredytów waloryzowanych do waluty obcej udzielonych w Polsce.
Jak skonstruowane były umowy kredytów frankowych?
Z dzisiejszej perspektywy widać, że problem kredytów waloryzowanych do waluty obcej nie polegał jedynie na zmianach kursu franka szwajcarskiego. Jego źródło tkwiło w samych umowach kredytów, w sposobie, w jaki zostały napisane i jakie prawa przyznawały bankom. Konstrukcja tych dokumentów sprawiała, że klient od początku grał w nierówną grę. Po pierwsze, banki często stosowały własne tabele kursowe, w których samodzielnie ustalały kurs kupna i sprzedaży franka szwajcarskiego. Oznaczało to, że ta sama instytucja jednocześnie przeliczała wartość wypłaconego kredytu frankowego oraz każdej raty – z pełną dowolnością w ustalaniu różnicy między jednym kursem a drugim. W praktyce frankowicz nigdy nie wiedział, po jakim kursie jego zadłużenie zostanie przeliczone. Różnice sięgały nawet do kilku procent, co w długim okresie oznaczało dziesiątki tysięcy złotych nadpłaconych bankowi.
Jak klauzule abuzywne stały się podstawą do unieważniania kredytów frankowych?
W większości umów ryzyko kursowe przerzucono całkowicie na kredytobiorcę. Bank nie ponosił żadnych konsekwencji wahań kursu waluty, niezależnie od tego, jak bardzo wzrósł kurs franka, to klient był zobowiązany do spłaty coraz wyższych rat kredytu frankowego. Banki zapewniały również, że kredyty frankowe są produktem bezpiecznym i zgodnym z prawem, choć wiele z nich nie miało odpowiednich zabezpieczeń ani zgód nadzorczych na prowadzenie tak szerokiej działalności walutowej. Co więcej, frankowicze nie byli informowani o rzeczywistym ryzyku kursowym. W wielu przypadkach zapisy o tym ryzyku ograniczały się do kilku ogólnych zdań, niezrozumiałych dla osób bez specjalistycznej wiedzy prawnej. Tego rodzaju zapisy, zwane klauzulami abuzywnymi, czyli niedozwolonymi postanowieniami umownymi, stanowią dziś podstawę unieważniania umów frankowych w sądach. Ich wspólną cechą jest to, że dają jednej stronie (bankowi) jednostronną przewagę nad drugą i pozwalają kształtować jej zobowiązania bez jej wiedzy czy zgody.
Jak wyrok TSUE w sprawie Państwa Dziubak zmienił podejście do kredytów frankowych?
Przez wiele lat frankowicze czuli się bezradni. Choć problem był powszechnie znany, nikt nie potrafił wskazać, czy banki faktycznie złamały prawo, czy jedynie wykorzystały jego luki. Przełom przyszedł dopiero w 2019 roku, kiedy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wydał wyrok w sprawie C-260/18 – państwa Dziubak przeciwko Raiffeisen Bank. To właśnie ten moment stał się punktem zwrotnym w całej historii kredytów frankowych. Trybunał uznał, że jeśli w umowie kredytu znajdują się nieuczciwe klauzule, które dają bankowi jednostronną władzę nad ustalaniem kursu waluty, to taka umowa frankowa może zostać uznana za nieważną w całości. Co więcej, sąd krajowy nie może „naprawiać” wadliwego zapisu poprzez wprowadzenie nowego, bo oznaczałoby to poprawianie produktu stworzonego wbrew prawu.
Czy kolejne wyroki TSUE ostatecznie przesądziły los kredytów frankowych?
Nie da się ukryć, że orzecznictwo w sprawach frankowych zaczęło się ujednolicać. Kolejne wyroki TSUE m.in. C-520/21 oraz C-287/22 z 2023 roku, potwierdziły, że banki nie mogą domagać się dodatkowego wynagrodzenia za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy kredytu. Innymi słowy: jeśli sąd stwierdzi, że umowa frankowa była nieważna, to obie strony po prostu zwracają sobie to, co sobie świadczyły – bez dodatkowych opłat i odsetek dla banku. Skutki tych orzeczeń były ogromne. Od 2020 roku liczba pozwów składanych przez frankowiczów zaczęła gwałtownie rosnąć, a sądy coraz częściej orzekały na ich korzyść. Dla wielu rodzin te wyroki były czymś więcej niż tylko rozstrzygnięciem finansowym, były symbolicznym przywróceniem sprawiedliwości po latach zaufania, które zostało wykorzystane.
Czy kredyty frankowe w 2025 roku to koniec sporów, czy dopiero nowy etap walki z bankami?
W 2025 roku sprawy frankowe wciąż dominują w polskich sądach. Toczy się ponad 220 tysięcy postępowań, z czego zdecydowana większość kończy się unieważnieniem umowy kredytu CHF. Już w 2024 roku frankowicze wygrywali ponad 95 procent spraw frankowych, co zmusiło banki do tworzenia ogromnych rezerw na ryzyko prawne i szukania alternatywnych rozwiązań. W obliczu takiej przewagi kredytobiorców instytucje finansowe zaczęły zmieniać strategię – coraz częściej proponują ugody, by ograniczyć straty i uniknąć długotrwałych, kosztownych procesów. Do końca 2024 roku zawarto ponad 130 tysięcy porozumień między bankami a frankowiczami, a ich liczba wciąż rośnie. Dla banków to sposób na uporządkowanie bilansów, natomiast dla klientów – szansa na szybkie zakończenie sporu, choć nie zawsze na warunkach równie korzystnych, jak w przypadku wygranej w sądzie.
Jak sprawy frankowe zmieniły podejście do ochrony konsumentów w Polsce?
Historia kredytów frankowych to coś więcej niż spór o pieniądze. To opowieść o zaufaniu, o tym, jak łatwo je utracić i jak trudno odbudować. Przez lata Polacy wierzyli, że bank, jako instytucja zaufania publicznego, nie zaoferuje produktu, który może poważnie nadszarpnąć stabilność finansową tysięcy rodzin. Tymczasem to właśnie w sektorze finansowym powstał mechanizm, który stał się symbolem braku równowagi między silnym a słabym, między ekspertem a klientem. Ostatecznie to prawo w szczególności prawo unijne i orzecznictwo sądów przywróciło tę równowagę. Wyroki TSUE i polskich sądów pokazały, że konsument nie jest bezbronny wobec wielkiej instytucji, a sprawiedliwość może wymagać czasu, ale potrafi zatriumfować. Frankowicze stali się symbolem walki o prawa konsumentów w Polsce, a ich sprawy lekcją dla całego rynku finansowego.
Dziś, po dwóch dekadach od pierwszych umów frankowych, widać wyraźnie, że to nie tylko historia o kredytach. To także opowieść o dojrzewaniu społeczeństwa, o rosnącej świadomości prawnej i o odpowiedzialności instytucji, które muszą na nowo zrozumieć, czym naprawdę jest zaufanie klientów. Bo w finansach, tak jak w życiu, uczciwość zawsze zwraca największy kapitał.
Materiał informacyjny przygotowany przez zespół radców prawnych i adwokatów specjalizujących się w sprawach frankowych.
Artykuł, który Państwo przeczytali, jest sponsorowany przez Bochenek, Ciesielski i Wspólnicy Kancelaria Adwokatów i Radców Prawnych sp. k. z siedzibą we Wrocławiu. Jednocześnie informujemy, że niniejszy materiał stanowi informowanie o wykonywaniu zawodu radcy prawnego w rozumieniu art. 31 ust. 2 Kodeksu Etyki Radcy Prawnego oraz informację handlową w rozumieniu § 23 ust. 2 Kodeksu Etyki Adwokackiej.