Czas wielkości ducha

Każda z tych sytuacji miała miejsce w ostatnich latach...

Wrzesień to czas powrotów i opowiadań. Czasem wakacje są okresem, kiedy zdarzyło się wiele dobrego, wiele poznaliśmy i doświadczyliśmy, bywa i tak, że wstydzimy się, bo czas nam przeciekł przez palce i nawet trudno powiedzieć, że wypoczęliśmy. Chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć takie wydarzenia, które są milowym krokiem naprzód. Każda z tych sytuacji miała miejsce w ostatnich latach.

Oklaski w milczeniu

Większość uczniów wiedziała już o wszystkim nim nadszedł wrzesień. Niektórzy z zapartym tchem słuchali opowieści przed samą uroczystością rozpoczęcia. Słuchali, jak ich kolega Adam zatrudnił się w ośrodku pomocy społecznej na cały lipiec, aby trochę zarobić na sierpniowy wyjazd. Robił tam wszystko – sprzątał, przenosił towary z magazynów, które odnawiano - miał już ostatecznie 18 lat, nie było zatem żadnych zdrowotnych i prawnych ograniczeń.

Pod koniec lipca jakaś ekipa remontowa przez nieostrożność zaprószyła ogień, który początkowo gdzieś tlił się w ukryciu. Późnym popołudniem, gdy wszyscy murarze i malarze poszli do domów, zaczęło się palić w jednej świetlicy. W tym Domu Opieki przebywały na stałe dzieci i młodzież z głębokim upośledzeniem, głównie z rodzin, które nie umiały sobie poradzić z opieką nad nimi. Adam tego dnia przyszedł trochę później, bo chciał prosto z pracy pójść na wieczorną Mszę Świętą, od dawna był ministrantem. Chyba nikt w szkole nie wiedział, czy on pierwszy zauważył ogień, czy wskazała mu jedna z pielęgniarek - to w sumie nie było ważne. Wiadomo jednak, że był jedynym mężczyzną w najbliższym otoczeniu pożaru. On to wiedział, wiedział również, że w świetlicy są podopieczni, którzy często nie byli w stanie poruszać się samodzielnie. Ponoć w kilka sekund wszedł przez okno do pomieszczenia i zaczął wynosić przebywających w świetlicy. Niedługo to trwało, ale ogień też był szybki. Ostatnie dwie osoby Adam wynosił przechodząc przez płomienie.

Ktoś wezwał straż i karetkę pogotowia. Strażacy w niecałe pół godziny ugasili pożar, na szczęście nie zdołał się bardzo rozprzestrzenić, niektóre salowe użyły gaśnic. Lekarze i pielęgniarki z pobliskiego szpitala mieli więcej pracy. Po paru godzinach okazało się, że nikt z Ośrodka w szpitalu nie pozostał, prócz Adama - miał poważnie poparzony bark, tułów i jedną nogę.

W sierpniu nigdzie nie wyjechał, nie wiadomo było, czy na początku września zdoła przyjść do szkoły.

Jego klasa właśnie weszła do sali, wychowawczyni jeszcze nie zaczęła mówić, kiedy w otwartych drzwiach pojawił się Adam (...)

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama