Dni chwały "Sierpniowego nieba"

Rozmowa z reżyserem pierwszej, polskiej produkcji opowiadającej o Powstaniu Warszawskim od czasów „Godziny W” Janusza Morgensterna

Dni chwały "Sierpniowego nieba"

 „Sierpniowe Niebo. 63 Dni Chwały” to pierwsza produkcja opowiadająca o Powstaniu Warszawskim od czasów „Godziny W” Janusza Morgensterna. Co różni oba filmy?

Irek Dobrowolski: Ten film ma specyficzną konwencję, łączy w sobie różne elementy i gatunki filmowe. Ja nazywam tę formułę fabułą dokumentalizowaną. Głównie dlatego, że w filmie zobaczycie Państwo autentyczne i mało znane ujęcia z Powstania Warszawskiego, doskonale oddające atmosferę tamtych dni. Autentyczni powstańcy grają samych siebie, więc jest to też sytuacja z pogranicza dokumentu. Dorosłego Stasia, powstańca z  ‘44 roku, gra Jerzy Romanowski pseudonim „Drań”. To bliski kolega mojego ojca z powstania —— ja o tym wcześniej nie wiedziałem. Jak się okazało w trakcie zdjęć, magicznych przypadków jest w tym filmie co nie miara. Autentyczni powstańcy występują także w finale teledysku, w bardzo ważnej scenie, gdzie trójka naszych bohaterów — przechodzących przez cały film: przez sceny powstańcze i przez sceny stylizowane na archiwalne —  zamienia się w swoją współczesną wersję — ludzi dojrzałych, którzy brali udział w Powstaniu.

Przed pokazem premierowym filmu powiedział Pan, że ciężko chory Krzysztof Kolberger stworzył kreację nietypową, oryginalną i przejmującą — w kogo wcielił się nieżyjący już aktor?

W filmie punktem wyjścia do opowiedzenia historii jest znalezisko na budowie. Pracownicy budowy znajdują obok kości z biało-czerwoną opaską książkę, w której jest zapisany pamiętnik. Przenosimy się do czasów Postania po to, aby poznać zarówno osobę, której szczątki zostały odkryte w wykopie, jak i osobę, która pisała ten pamiętnik. Stanie się ona nie tylko naszym narratorem, ale takim duchem miejsca, dzięki któremu będziemy mogli podróżować w czasie. W tę rolę wcielił się nieżyjący Krzysztof Kolberger. Była to jego ostatnia rola w kinie.

Dni chwały "Sierpniowego nieba"

 autor: Marcin Kopeć

Pański ojciec - Leszek Dobrowolski, pseudonim "Wrzos", żołnierz Batalionu „Gozdawa”, walczył na warszawskiej Starówce, a stryjeczny wuj — Stanisław Ryszard Dobrowolski — napisał tekst pieśni uznawanej dzisiaj za hymn Powstania Warszawskiego — „Warszawskie dzieci”. Czy to ich opowieści zainspirowały Pana do nakręcenia filmu?

Temat Powstania zawsze mnie bardzo interesował i interesuje nadal. Mój ojciec sam z siebie nie był zbyt chętny do tych opowieści, tym niemniej często spotykał się z kolegami z Powstania. Ja się wtedy przysłuchiwałem ich rozmowom. Były one bardzo otwarte, gorące. Uczyłem się również historii, chodząc z ojcem na uroczystości powstańcze w czasach chociażby stanu wojennego, kiedy tego 1 sierpnia na Powązkach można się było poczuć absolutnie wolnym Polakiem, niezależnie od rzeczywistości, która była na zewnątrz.

Nie obawia się Pan, że udział raperów z zespołu Hemp Gru może film zaszufladkować i zniechęcić część widowni?

Dni chwały "Sierpniowego nieba"

 autor: Marcin Kopeć

Nie ma filmów, które da się skierować do wszystkich, bo to oznacza, że są tak naprawdę skierowane do nikogo. Ja pracując nad tym filmem, starałem się zawrzeć w nim coś interesującego i inspirującego dla różnych grup. Mam nadzieję, że ci ludzie, którzy oglądali materiały na YouTube — a utwór „63 Dni Chwały” ma już prawie 3 miliony wejść — zainteresują się także filmem.

Wiem już w tej chwili, że „Sierpniowe niebo” znakomicie trafia do powstańców, którzy pomimo nowoczesnego języka, zarówno filmowego, jak i tego, który występuje w piosenkach hip hopowych, odnajdują tam swoje wartości. Tworzy się taki most pokoleniowy. Bardzo mnie wzruszyło spotkanie gen. Janusza Brochwicz-Lewińskiego legendarnego „Gryfa” z naszymi raperami. Okazało się, że mówią tym samym językiem, może używają innych słów, ale to, co ich łączy to prawda i wartości. Jest to coś nieocenionego i pięknego.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że cała ekipa realizująca film została opuszczona, jak Powstańcy Warszawscy...

Dzisiaj mamy rok 2013, zdjęcia zaczęliśmy w 2009. Mieliśmy przerwę wynikającą z tego, że instytucje, które obiecały nas wesprzeć, po cichu się z tego wycofały. Zostaliśmy na lodzie i musieliśmy bardzo wierzyć w to, że jednak projekt doprowadzimy do końca. No i dało się. Spotkaliśmy właściwych ludzi w odpowiednim czasie.

Dni chwały "Sierpniowego nieba"

 autor: Marcin Kopeć

Trzeba było się wykazać sporą determinacją... Ma Pan na koncie ponad 30 ekranizacji, w tym nagradzanego na krajowych i międzynarodowych festiwalach „Portrecistę” — co jest tak wyjątkowego w filmie „Sierpniowe Niebo...”, że warto było o niego walczyć?

Po pierwsze, jest bardzo osobisty ze względu na moją historię. Po drugie, mówi o sprawach, o których nie wszyscy chcą mówić w tak otwarty sposób. Szczery i prawdziwy. Jest to film, który przygląda się mitowi Powstania Warszawskiego ze wszystkich znanych mi punktów widzenia: od założenia tego mitu, czyli od sytuacji w trakcie Powstania, poprzez jego współczesny odbiór, który może być aprobujący, ale bywa również odrzucający. W filmie też nie ma oceny - są pytania, żeby każdy odpowiedział sobie na nie we własnym zakresie.

Rozmawiała Diana Golec

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama