Bombowa wiadomość

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (2/2001)

W pierwszych dniach Nowego Roku dzięki publikacjom jednego z amerykańskich dzienników dowiedzieliśmy się, że od co najmniej pół roku Rosjanie w bezpośrednim sąsiedztwie Polski rozmieszczają taktyczną broń atomową. Rewelacje dziennika "Washington Times" potwierdzili przedstawiciele władz USA. Moskwa oficjalnie zaprzecza, a choć specjaliści uważają, że sprawę trzeba wyjaśnić, to nie ma większych powodów do obaw. Niemal od razu okazało się, że polski rząd o wszystkim wiedział, a cała sytuacja jest pod kontrolą i nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. Zapewnienia m.in. szefa polskiej dyplomacji ministra Bartoszewskiego przyjąłem z ulgą, ale szczerze mówiąc jako obywatel niepodległego państwa wolałbym o podobnych sytuacjach dowiadywać się wcześniej właśnie od przedstawicieli rządu, a nie z publikacji prasowych i enigmatycznych "źródeł dobrze poinformowanych". W jakim kierunku potoczy się "sprawa kaliningradzka", trudno dziś jednoznacznie powiedzieć. Źródła zbliżone do Pentagonu i część polskich ekspertów upierają się, że taktyczna broń atomowa już od dawna jest obecna na terytorium rosyjskiej enklawy między Polską i Litwą, czego dowodem mogą być próby z nowym typem rakiety Toczka M. służącej do przenoszenia właśnie takich pocisków na odległość od 70 do 300 km. Ważniejsze wydaje się tło całej akcji: Rosja Putina chce wyraźnie przypomnieć o swoich ambicjach i swojej pozycji w tym regionie. Innymi słowy, chce postraszyć, pytanie tylko - kogo. Czy chodzi o postraszenie Polski i przypomnienie jej, że w kategoriach rosyjskiej geopolityki nasz kraj to wciąż "bliska zagranica", czy też chodzi - co bardziej prawdopodobne - o pogrożenie palcem uzbrojonym w atomową broń Ameryki przed rozszerzeniem NATO o kolejne kraje już nie tylko z dawnego bloku wschodniego, ale spośród krajów należących niegdyś do komunistycznego imperium ZSRR. Oczywiście sytuacja Polski w porównaniu np. z państwami bałtyckimi w razie jakiegokolwiek zagrożenia ze strony Rosji jest niemal komfortowa właśnie dzięki parasolowi ochronnemu, jaki daje nam członkostwo w NATO, to jednak tym bardziej potrzebne jest zdecydowanie w podejmowanych przez nasz rząd i polską dyplomację działaniach. Głośno trzeba zatem przypominać, że zarówno Polskę, jak i Rosję wiąże traktat w sprawie konwencjonalnych sił zbrojnych w Europie - CFE, w którego ramach Polska ma możliwość dokonywania inspekcji. Kolejny środek dyplomatycznej perswazji to przypomnienie o traktacie o otwartych przestworzach, który od 1992 roku, przy wykorzystaniu specjalistycznej aparatury obserwacyjnej, daje możliwość przeprowadzania inspekcji z powietrza. Być może szef polskiej dyplomacji musi także w najbliższym czasie zachować się jak wytrawny pokerzysta: wierząc w zapewnienia Rosji o potrzebie dobrosąsiedzkich stosunków i oficjalne dementi w sprawie obecności broni atomowej w Kaliningradzie, powinien zdecydowanie powiedzieć "sprawdzam".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama