Jestem Polakiem z Katowic [GN]

O patriotyzmie powstańców śląskich, przedwojennej autonomii i dzisiejszych pomysłach kanapowych partii

Jestem Polakiem z Katowic [GN]

O patriotyzmie powstańców śląskich, przedwojennej autonomii i dzisiejszych pomysłach kanapowych partii z Czesławem Rymerem rozmawia Szymon Babuchowski. Autor zdjęcia: Henryk Przondziono

Szymon Babuchowski: Podobno pamięta Pan powitanie wojsk polskich wkraczających na Górny Śląsk?

Czesław Rymer: — Oczywiście, doskonale pamiętam! Katowice nigdy nie były i prawdopodobnie nie będą tak wystrojone, umajone, jak właśnie na wkroczenie wojsk polskich. Między rynkiem a Bogucicami było chyba dwanaście bram triumfalnych. Ojciec bardzo wcześnie wyjechał z domu, a myśmy z rodzeństwem czekali w naszej willi, na rogu Bankowej i Warszawskiej. Ja miałem wtedy pięć lat, a moja najstarsza siostra — szesnaście. Lataliśmy od okna do okna i obserwowaliśmy samochody kursujące przed defiladą. Nie było okna ani balkonu, który by nie był wystrojony girlandami. Ludzie stali stłoczeni na chodnikach. Wreszcie ktoś krzyknął: „Jadą!”. Na czele jechał generał Szeptycki, a w pierwszej kompanii szli powstańcy śląscy, o ile pamiętam, z pułku bytomskiego, który wsławił się też udziałem w Bitwie Warszawskiej. To była bardzo uroczysta chwila. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Z radości, że wracamy do Polski.

A nie do wolnego Śląska?

Skąd! To bzdury powtarzane przez liderów kanapowych partyjek. Kiedy zaczynały się powstania, nikt jeszcze nie myślał o autonomii Śląska. Dzisiaj tyle się o niej mówi, a mało kto wie, skąd się ona wzięła. To nie był żaden wyróżnik ani nagroda, tylko bardzo ważne działanie polityczne. Pruskie zgromadzenie narodowe przed plebiscytem przyznało Górnemu Śląskowi wszystkie uprawnienia, jakie miały landy niemieckie. A one miały bardzo duże uprawnienia samorządowe, własny skarb itd. To była broń przeciwko Polsce. Niemcy mówili: my wam dajemy wszystko, a jak pójdziecie do Polski, to nie będziecie mieli nic. Wobec tego Korfanty — a to był wyśmienity polityk — widząc, co się dzieje, wystąpił do pierwszego Sejmu Ustawodawczego z projektem ustawy o autonomii śląskiej. To sytuacja polityczna wymogła, ażeby taki obszar autonomiczny powstał.

Ale były chyba też wymierne korzyści?

Przede wszystkim był Skarb Śląski. Więc jeżeli dzisiaj o cokolwiek mamy się starać, to o zwiększenie samorządności poszczególnych regionów czy województw. Ale wszystkich jednakowo. Bo jeżeli gospodarzy się swoimi pieniędzmi, to gospodarzy się najlepiej. Rozwój Śląska w tym siedemnastoleciu, od 1922 do 1939 r., budowa wspaniałych gmachów publicznych i sakralnych w Katowicach — to wszystko było spowodowane istnieniem Skarbu Śląskiego. Cały dowcip polegał na tym, że większość pieniędzy tu wypracowanych tu zostawała. Natomiast część pieniędzy, zgodnie z pewną regułą matematyczną, była systematycznie odprowadzana do Warszawy na utrzymanie centrum. I całkiem słusznie. Skarb Śląski ogromnie oddziaływał na życie gospodarcze, bo udzielał kredytów na budownictwo na 35 lat na 1 proc.!

To może dzisiaj autonomia też by się przydała?

Autonomia nie ma żadnej racji bytu. Mamy jedną ojczyznę, jeden zintegrowany kraj — Polskę. I tego nie wolno niszczyć, nie wolno dzielić. Cała ta afera o autonomię to jest gra polityków o własne korzyści.

A co z „narodowością śląską”?

Nie przypominam sobie z mojej młodości, żeby ktoś walczył o narodowość śląską. Owszem, byli tacy, co pokrzykiwali: „Śląsk dla Ślązaków”, ale to były szczątkowe wystąpienia. Jak nastała tu Polska, te głosy ucichły całkowicie. Nie ma narodowości śląskiej. Owszem, jesteśmy plemieniem śląskim, tak jak jest plemię małopolskie, wielkopolskie, pomorskie czy mazowieckie. To plemię śląskie przechodziło różne koleje losu. Przez 600 lat nie było połączone z Polską, przechodziło z rąk Czech do Prus i Austrii itd. Ale żeby ktoś walczył o śląską narodowość? Nigdy czegoś takiego nie słyszałem. Fakt, niektórzy czuli się trochę wyobcowani. Mówili: „Polacy mnie nie chcą, Niemców jo nie chca, no to co jo jest? Ślązok”. Ale świadomość polska na Śląsku była wielka. Plebiscyt przegraliśmy tylko dlatego, że państwa zwycięskie, z Anglią na czele, źle go ustawiły. Postanowiły, że zagłosują w nim wszyscy, którzy się na Śląsku urodzili, a nie mieszkańcy. Stąd na plebiscyt przyjechało 200 tys. Niemców. Niektórzy z nich kilka dni po urodzeniu wyjechali z Katowic, ale mieli prawo głosować. To oni przeważyli szalę. I kiedy zdawało się, że już wszystko na nic — wybucha trzecie powstanie. Nikt wtedy nie mówił: wracamy na Śląsk. Wracaliśmy do Polski, do macierzy.

Czyli narodowość śląska to wymysł ostatnich czasów?

Tak, dzisiaj tworzy się takie potworki. Niestety, Ślązaków, inaczej niż Krakowiaków czy Wielkopolan, uważa się za element trochę niepewny. Nie można było niczego gorszego wymyślić od tego, co zrobił pan Kaczyński. On przecież wsadził kij w mrowisko. Spotykam ludzi — żarliwych Polaków ze Śląska — którzy mówią teraz: „Słyszałeś, co ten Kaczyński powiedział? Jak będzie spis, ja też napiszę, że jestem Ślązakiem”.

Ale słowa prezesa PiS wyrwano z kontekstu. Mówiąc o „śląskości” jako o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”, odnosił się właśnie do pomysłu uznania narodowości śląskiej.

W takim razie miał to powiedzieć jasno. Skoro jest ważnym politykiem, szefem opozycji, to musi ważyć każde słowo. Nie może słowem obrażać. Bo mnie osobiście obraził. Moja rodzina pochodzi ze Śląska, z Raciborskiego, była tam przynajmniej od XVIII wieku, i to nigdy nie byli Niemcy. Zawsze byli, mniej lub bardziej, świadomymi Polakami. W żadnym śląskim domu nie widziałem portretu cesarza Wilhelma.

Czy mówienie o narodowości śląskiej rzeczywiście jest na rękę Niemcom?

A czy oni nie popierają tych ruchów? Oczywiście, że popierają. Na szczeblu Merkel—Tusk możemy rozmawiać, ściskać się i jest wszystko cacy, ładnie. Ale na dole działają robaczki, które mają na celu osłabić nas. Cała ta historia z „wypędzonymi”... To ja jestem wypędzony, bo nas Niemcy stąd wypędzili. W 1941 r., z tobołkiem w ręku, wyrzucili nas na rampie w Tarnowie. Do dziś pamiętam komendanta konwoju, ryczącego po niemiecku: „Wychodzić, szybko, szybko, tu macie waszą ukochaną Polskę i tu możecie z głodu zdechnąć”. Pomyślałem: zobaczymy, kto zdechnie, bo ja na pewno nie. Co widać zresztą (śmiech).

Uważa Pan Ruch Autonomii Śląska za niebezpieczne zjawisko?

Bardzo niebezpieczne! Mnie jedno śmieszy w tym wszystkim: ilu tam jest rodowitych Ślązaków? Prawdziwi Ślązacy to Polacy, patrioci polscy. Narodowość śląska nie wytworzyła się w ciągu tylu wieków, a ma się wytworzyć w ciągu parunastu lat? Tylko dlatego, że paru panom się przyśniło, że jesteśmy narodem?

I że istnieje język śląski...

Bzdura na resorach! Istnieje gwara śląska, ale stworzenie z niej jednego słownika jest niewykonalne. Bo to są trzy różne typy gwar, a to, co dzisiaj słyszymy w Katowicach czy Chorzowie, nie jest żadną gwarą, tylko żargonem. Niektórzy sobie wyobrażają, że im więcej włożą niemieckich słów do swojej gwary, tym będzie ona lepsza. Nieprawda! Owszem, w gwarze śląskiej są germanizmy, ale nie do tego stopnia. Za moich chłopięcych czasów nie było „omy”, opy” czy „onkla”. Była „starzynka”, „starzyczek”, „ujec”.

Bardzo polskie słowa.

Bardzo! Jak poszedłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej, to na pierwszej lekcji języka polskiego był wiersz „Kto ty jesteś? Polak mały”. Myśmy tym żyli. Nie tylko wynieśliśmy patriotyzm z domu, ale szkoła też była nastawiona patriotycznie. Dzisiaj dziecko, które przychodzi do pierwszej klasy, umie obsługiwać komputer, ale wiersza „Kto ty jesteś? Polak mały” nie zna. Mówi się, że dzisiaj jest inny patriotyzm. Jak może być inny patriotyzm? Albo się zna swoją tożsamość, albo się jej nie zna. Albo się jest gorącym, albo zimnym.

Czy to patriotyczne wychowanie zdało egzamin w 1939 r.? Przecież część mieszkańców Katowic wywiesiła zaraz na początku wojny niemieckie flagi w oknach.

To jest znacznie bardziej skomplikowane. W 1939 r. Niemców powitały strzały w wielu punktach miasta. Później, owszem, w niektórych oknach pojawiły się flagi niemieckie. Ale całe piekło zaczęło się dopiero na trzeci dzień po wkroczeniu Niemców. Przyjechały autobusy i ciężarówki z młodzieżą hitlerowską, ze stosami flag hitlerowskich. I ta młodzież latała od mieszkania do mieszkania, nakazując, żeby za pół godziny flaga wisiała. Tego dnia faktycznie mało było okien w Katowicach, w których nie wisiała flaga niemiecka. Ale czy to znaczy, że Ślązacy witali entuzjastycznie Niemców? Nie, oni zostali zmuszeni do wywieszenia flag! Byłem tego świadkiem. Nam też wrzucili flagę do mieszkania mojej siostry. Ale myśmy nie wywiesili... Na szczęście nikt nie zauważył.

To był akt odwagi.

Takich aktów było bardzo wiele! Opowiem panu, jaki tu był nastrój w czasie okupacji. W 1940 r., idąc ulicą Kościuszki w kierunku rynku, usłyszałem hymn „Marsz, marsz, Polonia”. Nasłuchuję, rozglądam się po oknach. Co za wariat śpiewa? Przecież go za chwilę zwiną! On z obozu nie wyjdzie! Zbliżam się do placu Miarki, śpiew jest coraz głośniejszy. Wreszcie przy końcu Kościuszki, tam, gdzie tory przebiegają, słyszę głośny chóralny śpiew. Podchodzę bliżej i patrzę: na peronie stoi w dwójkach ze 150 młodych ludzi. Cały peron był zajęty. Stali do mnie plecami, a przed nimi stał konwój wehrmachtowców. I ci młodzi chłopcy, przymusowo zaciągani do Wehrmachtu, śpiewają na dworcu w Katowicach na całe gardło: „Jeszcze Polska nie zginęła” — zwrotka za zwrotką, i od początku. Tak, dobrowolnie, jak się dzisiaj mówi, szli młodzi ludzie do Wehrmachtu.

Czym jest dla Pana śląskość?

Trudno powiedzieć. Bo ja nigdy nie mówiłem, że jestem Ślązakiem. Myśmy zawsze mówili: jesteśmy Polakami. Ślązakiem jestem w takiej samej mierze, jak ktoś jest Małopolaninem, Wielkopolaninem, Pomorzaninem. Ja ze sprawą śląskości nie mam żadnych problemów. Po prostu jestem Polakiem. A jak ktoś już jest dociekliwy, skąd, to mówię: z Katowic. •

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama