Zamieszanie z autonomią

Czy to możliwe, że Sejm Śląski nie został nigdy formalnie rozwiązany? Jeśli tak, być może Śląsk formalnie cieszy się autonomią?

Kilka dni temu obiegła media i zniknęła jak meteoryt informacja zamieszczona w „Polska Dziennik Zachodni” o złożonym przez Fundację Ambasada Śląska zawiadomieniu IPN o popełnieniu zbrodni komunistycznej polegającej na bezprawnym zlikwidowaniu autonomii Śląska. Zajęte kampanią media nie poświęciły temu wnioskowi większej uwagi, a szkoda, bo jego realizacja będzie istotna nie tylko dla Górnego Śląska, ale i całej Polski. Przypomnę więc fragment tej informacji:

Fundacja Ambasada Śląska zbadała dokumenty, jakie znajdują się w Wielkiej Brytanii, w archiwum rządu londyńskiego. Wynika z nich, że Sejm Śląski nigdy nie został rozwiązany. Trwa do dzisiaj w zawieszeniu z powodu śmierci posłów. Nowych nie wybrano. Z kolei uzależniony od ZSRR Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego w 1944 roku za ważną uznawał konstytucję z 1921 roku zawierającą Statut Organiczny Województwa Śląskiego. Zgodnie z tym dokumentem sejmu lokalnego nie można było rozwiązać bez jego zgody. To zaś oznacza, że znosząc 6 maja 1945 roku autonomię naszego województwa Krajowa Rada Narodowa - zagarnęła władzę Sejmu Śląskiego!

Sięgnięcie po argument prawny może urzeczywistnić autonomię Śląska szybciej niż obiecują liderzy RAŚ. Sprawa wydaje się jasna i jednoznaczna. Niewiadomym jest jedynie stanowisko sądów, a te, jak uczy doświadczenie dwudziestolecia III RP, są po prostu nieprzewidywalne, a ich orzeczenia, szczególnie w kontrowersyjnych kwestiach, często wyglądają na uchylanie się od podjęcia decyzji.

Osobiście w kwestii Ruchu Autonomii Śląska odczucia mam ambiwalentne. Z jednej strony jestem za jak najdalszą decentralizacją, obojętnie jak ją nazwiemy, ograniczeniem władzy centralnej i jasnym rozgraniczeniem uprawnień państwa i regionów. Z drugiej drażni mnie antypolska retoryka lidera RAŚ, przeciwstawianie Ślązaków Polakom. Mój dziadek — powstaniec nie walczył o jakąś autonomię, tylko o powrót Śląska do Polski. Autonomia pojawiła się, bo taki był układ. Tak jak z układu sił wyszło, że do Polski nie wróci Zabrze, choć powstańcy doszli do Odry. Do końca życia, choć mówił gwarą, uważał się za Polaka i Ślązaka jednocześnie, tak jak i ja.

Ruch Autonomii Śląska eksponuje krzywdy wyrządzone Ślązakom, szczególnie zaraz po wojnie, i wystawia za to rachunek reszcie Polski. Krzywdy Ślązaków były rzeczywiste. Od wkroczenia sowietów, którzy nie odróżniali ich od Niemców, i związanymi z tym rabunkami, gwałtami i morderstwami, po rabunkową eksploatację regionu w czasach PRL. Krzywdy te, prawie zupełnie nieznane polskiej opinii publicznej, od niedawna bada i ujawnia IPN. Po latach wymuszanego przemilczania, dopiero teraz można mówić o wywózkach robotników. Masowych — udokumentowano wcale nie pojedyncze przypadki, gdy wyjeżdżającą z kopalni zmianę w całości ładowano do wagonów i wywożono w Sowiety. Wróciło kilkanaście procent. Krzywdy były jak najbardziej rzeczywiste, chodzi o historyczny kontekst.

Jakiś czas temu wielce zasłużony kwartalnik „Karta” zamieścił pamiętnik Niemki z Dolnego Śląska, w którym opisywała ostatnie dni przed wkroczeniem sowietów, życie pod nową władzą, aż do wywiezienia do Niemiec. Lektura jest przerażająca. Od opisu wielokrotnych brutalnych gwałtów, dokonywanych na niej przez pijanych krasnoarmiejców prawie na oczach dzieci, po rabunki, ograbiania z majątku przez nowe władze i szabrowników, po przymus noszenia opaski z literą „N” na ręce i deportację z jedną walizką. Opisane zachowanie polskich władz i szabrowników musi budzić oburzenie, a dziś skłaniać do domagania się zadośćuczynienia od sprawców, czyli Polski. Musi, jeśli wyjąć je z kontekstu.

I nie chodzi tu o kontekst niemieckich zbrodni w czasie wojny, bo to, że Niemcy zachowywali się tak, jak zachowywali, nie znaczy, że musimy być tacy sami. Tym kontekstem jest, tak jak w przypadku krzywd Ślązaków, to, jak tak zwane „polskie” władze traktowały wtedy samych Polaków.

A traktowały ich gorzej niż Niemców i Ślązaków. To Polakom wytoczono wojnę totalną, to polskich patriotów torturowano i mordowano w „polskich” więzieniach. To polskie wsie, w rejonach podejrzewanych o sprzyjanie polskim partyzantom, pacyfikowano okrutniej niż w czasie okupacji niemieckiej. Zachowały się świadectwa ludzi, którzy przeżyli jedne i drugie. Kazimierz Morawski opisał 40 rodzajów tortur, jakim był poddawany za swoją działalność w AK, podczas gdy siedzący z nim hitlerowski zbrodniarz korzystał z przywilejów należnych generałom, w tym z usług adiutanta. To rotmistrz Pilecki, widząc się z żoną krótko przed swoim „procesem”, stwierdził, że Auschwitz to było przedszkole w porównaniu z tym, co przeżywał w „polskim” więzieniu. Porównajmy: z wywożonych górników wróciło kilkanaście procent, z obławy augustowskiej nie wrócił nikt. Nie chodzi jednak o licytowanie wielkości krzywd, chodzi o nazwanie rzeczy po imieniu i ich właściwą ocenę.

Polityczna poprawność, obowiązująca przez ponad 20 lat III RP, nie pozwalała mówić o tych faktach. Dopiero w tym roku obchodziliśmy po raz pierwszy, ustanowiony staraniem Lecha Kaczyńskiego, Dzień Żołnierzy Wyklętych, żołnierzy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, ściganych, torturowanych i mordowanych przez tzw. „polskie” władze.

Krzywdy Ślązaków, Niemców, Ukraińców i innych nie są więc krzywdami doznanymi z rąk Polski. Ich krzywdy są jednym z licznych rozdziałów księgi zbrodni komunistycznych, dokonywanych na wszystkich, mających nieszczęście znaleźć się pod czerwoną władzą. Jako Polak nie czuję się odpowiedzialny ani za Łambinowice, ani za akcję „Wisła”. To nie my byliśmy sprawcami. Moi rodacy walczyli z komunistycznymi zbrodniarzami do ostatniej kropli krwi, choć nie mieli szans na przeżycie. I przegrali — to cała ich wina.

Dlatego wniosek Fundacji Ambasada Śląska jest bardzo ważny. Może zmusić do oceny prawomocności działań władz PRL i ich legalności. Przez ponad 20 lat wolnej Polski, polski system prawny traktuje Manifest PKWN i wydane przez ten Komitet dekrety jako źródło prawa, nie zastanawiając się nad legalnością samego PKWN. Ocierano się wprawdzie o ten problem, lecz Sądowi Najwyższemu udało się uniknąć zajęcia stanowiska wskutek nie zgłoszenia przez nikogo wniosku wprost.

Traktuje się PKWN jako emanację odrodzonego państwa polskiego. A przecież państwo polskie wtedy istniało. Miało nie tylko prezydenta i rząd, ale i czwartą armię w koalicji antyniemieckiej, 100 tysięcy ludzi pod bronią na terytorium RP i struktury władzy cywilnej, gotowej sprawować władze w każdym zakątku Polski. Tymczasem PKWN był niczym więcej niż grupą zbrodniczych uzurpatorów, nawet nie zdrajców, bo w dużej części nie byli to Polacy, lecz ludzie sowieccy. Ich jedyną legitymacją były sowieckie czołgi.

Rozpatrzenie wniosku Fundacji i jego konsekwencja, a taką powinna być ocena legalności, a w zasadzie stwierdzenie jej braku, władz komunistycznej Polski, powinno wreszcie ukazać, na jakich zbrodniach i bezprawiu została ufundowana PRL. Dwudziestoletnie przemilczanie, nienazwanie rzeczy po imieniu i mylenie sprawców i ofiar, dało takie właśnie efekty: poczucie obcości, czy wręcz wrogości wobec państwa polskiego znacznej grupy jego obywateli. A Ślązacy nie są jedyną grupą skrzywdzoną przez komunistów i nie jedyną, której trudno odróżnić władze polskie od „polskich”. Dopóki więc nie nazwiemy rzeczy po imieniu i nie rozliczymy komunistycznych zbrodni, nie możemy stworzyć normalnego społeczeństwa. Po dwudziestu latach czas wreszcie na wyartykułowanie prawdy. Inaczej niezałatwione sprawy odezwą się i takich problemów jak z RAŚ, będziemy mieli więcej.

A jeśli chodzi o Górny Śląsk, z prawnego punktu widzenia, sprawa jest bardziej skomplikowana, niż widzi ją Fundacja. Przywrócenie stanu prawnego według konstytucji marcowej oznaczać będzie, że poza granicami autonomicznego województwa śląskiego pozostaną nie tylko Sosnowiec, Częstochowa i Żywiec, lecz również, Gliwice, Bytom i większa część Zabrza. Poza tym od 1935 roku w Rzeczypospolitej Polskiej obowiązywała konstytucja kwietniowa. Przywrócenie przez PKWN konstytucji marcowej było więc tak samo legalne jak jego Manifest i dekrety. Tym bardziej ciekawe jest, jak poradzą sobie z tym problemem IPN i sądy.

Materiał nadesłany. Poglądy wyrażone w artykule są poglądami Autora, nie Redakcji Opoki

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama