Rozwój i zamieranie instytutów zakonnych

Wprowadzenie i spis treści

Rozwój i zamieranie instytutów zakonnych

Krzysztof Wons SDS

Rozwój i zamieranie instytutów zakonnych

ISBN: 978-83-60703-46-5

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008

Wybrane fragmenty
Wprowadzenie
Instytuty nie są wieczne
Badanie pulsu
Najpierw trochę danych
Parabola życia Instytutów
Czas narodzin
Czas dziecięctwa
Czas dorastania
Czas dojrzałości
Czas stabilizacji i stagnacji
Czas stabilizacji i stagnacji
Czas umierania

Wprowadzenie

Zaintrygowało mnie kiedyś stwierdzenie Amedeo Cenciniego przeczytane w jednej z jego publikacji: „Zgromadzenie nie jest nigdy tak żywe, jak wtedy gdy jego «składniki» (osobiście i grupowo) gotowe są zniknąć z powierzchni ziemi. (...) Jeśli w danej rodzinie zakonnej nie istnieje gotowość na taką śmierć, oznacza to, że zbliżyła się do niej, lekceważąc wszelkie «statystyki» i kalkulacje, prawdziwa śmierć”1. Pamiętam, że gdy tylko nadarzyła się okazja do rozmowy, nie omieszkałem zwrócić się do niego z tym pytaniem. Opowiedział mi wtedy historię swojego Instytutu. Jest niezwykła. Otóż kiedy istniała dobrze już rozwinięta żeńska gałąź Instytutu Córek Miłości (siostry kanosjanki), założycielka, Magdalena Canossa, poczuła wyraźne wezwanie do założenia także gałęzi męskiej (już sam fakt, że kobieta zakłada męskie zgromadzenie pozostaje w historii ewenementem). Początkowo opierała się temu wezwaniu, jednak na cztery lata przed swoją śmiercią, w 1831 roku, późniejsza kanonizowana założyła w Wenecji Zgromadzenie Synów Miłości (kanosjanie). Instytut liczył wtedy dwóch braci, co nie przeszkadzało im podjąć powierzonego przez założycielkę dzieła: religijnego i społecznego wychowania młodzieży. Oratorium działało imponująco. Wydawało wiele powołań kapłańskich i zakonnych. Jednak w samym Instytucie ilość powołań się nie zmieniła. Co więcej, przez blisko sto lat sięgała co najwyżej liczby 3(!), przy czym powtarzała się dziwna sytuacja: kiedy do zakonu wstępował ktoś trzeci, w krótkim czasie umierał jeden z braci. Działo się tak aż do roku 1923, kiedy to Instytut miał jednego członka! Wówczas ostatni „na pokładzie” brat Giovanni ze złamanym sercem udał się do patriarchy Wenecji kardynała Pietro la Fontaine, aby oddać się w jego ręce. Patriarcha, który doskonale znał i bardzo cenił prowadzone przez Instytut oratorium, wobec zaistniałej sytuacji postanowił wysłać go do Instytutu don Calabria, który w tym właśnie czasie zakładał nową gałąź, aby przyłączył do niego oratorium i przygarnął ostatniego członka wymierającego Zgromadzenia Synów Miłości. Charyzmatyczny don Calabria, obdarzony darem rozeznawania, sam udał się do oratorium kanosjanina. Przebywał tam przez jakiś czas, po czym wrócił do patriarchy i powiedział: „W tym dziele jest Boży palec. Instytut będzie istniał dalej”. I tak się stało. Dwa lata później do Instytutu wstąpił pierwszy w historii kapłan. Miał za sobą bogate doświadczenie pracy w seminarium duchownym i pełnił odpowiedzialne funkcje w diecezji. Po trzech latach założone zostało seminarium, po dwudziestu istniały już nowe wspólnoty i dzieła w wielu diecezjach włoskich, po następnych dwudziestu latach Instytut otworzył pierwszą fundację misyjną. Dzisiaj liczy on ponad 150 członków w 30 wspólnotach rozsianych po świecie: we Włoszech, Brazylii, Filipinach, Indiach i Tanzanii. I tak po ponad stu latach walki o istnienie Instytut, który zawsze wydawał się bliski śmierci, tętni on życiem. To tylko my, ludzie — dorzucił ojciec Cencini — mylimy kwilenie nowego życia z charkotaniem śmierci.

Historia zgromadzenia kanosjanów wystarczająco przekonuje nas do tego, że trzeba słuchać, co mówi Duch do naszych Instytutów zarówno wtedy, gdy przeżywają one rozkwit (nie według ludzkiej logiki), jak i wtedy gdy przeżywają „zapaść”. Trzeba szczerze pragnąć i pozwolić Mu, aby prowadził nas do pełni prawdy, potwierdzał i wzmacniał to, co gwarantuje rozwój, kwestionował i usuwał to, co mija się z Jego zamysłem, z istotą życia Instytutu, z charyzmatyczną wizją, której mu udzielił. Trzeba być czujnym, aby w sytuacjach kryzysu nie popadać w skrajności, nie ulegać propagandzie sukcesu czy pokusie załamywania rąk. Kryzysy uczą pokory i nie zawsze są zagrożeniem. Owszem, są przełomowym czasem spotykania się z Duchem Prawdy, który nie przestaje nas przekonywać także o słabości i grzechu. Kryzysy są przestrzenią intensywnego działania Parakleta, szansą na pozytywny zwrot w życiu wspólnoty. Potwierdza to historia wielu wspólnot Kościoła. Te same historie są dowodem na to, że aby trafnie rozpoznać momenty przełomowe i odpowiedzieć na wezwania Ducha, potrzeba odwagi i konsekwencji w chodzeniu Jego drogami, połączonej ze zdolnością rozeznawania Jego strategii odnowy.

Wiele kwestii dotyczących rozwoju i zamierania wspólnot, z którymi mierzą się dzisiaj nasze Instytuty, nie są bynajmniej nowe, nie pojawiły się w ostatnim czasie. Wprost przeciwnie, gdyby zaglądnąć do dokumentów magisterium Kościoła, a także do naszych archiwów generalnych czy prowincjalnych, do protokołów ze spotkań wspólnot domowych, szybko stwierdzilibyśmy, że sporo tematów, nad którymi debatujemy dzisiaj, było dyskutowanych w przeszłości; były obecne na agendach nadzwyczajnych i zwyczajnych kapituł, w okólnikach naszych przełożonych. Sprawy, które obecnie nazywamy palącymi i niecierpiącymi zwłoki, z tą samą pieczątką urgens podejmowane były już wiele lat temu, zwłaszcza w pierwszym okresie posoborowego aggiornamento. Notabene trzeba dodać, że nigdy wcześniej w historii Kościoła życie konsekrowane nie było tak obficie karmione i wspierane refleksją teologiczną, duchową i duszpasterską, jak od czasów Vaticanum II2. Można by sporządzić długą listę dokumentów posoborowych, które stanowią solidną bazę i pomoc dla pogłębienia życia i rozwoju Instytutów. Wiele z nich bardziej lub mniej gorliwie przestudiowaliśmy, omówiliśmy na kapitułach i zastosowaliśmy w reformie naszych reguł, dyrektoriów i statutów. Z pewnością nie ma Instytutu, którego przełożeni nie stwierdziliby dzisiaj, że podjęte zostały liczne próby aggiornamento, odnowy i zmian, i to na różnych poziomach i w różnych kierunkach, jak chociażby ponowne odczytanie charyzmatu u jego źródeł i w kontekście obecnych wezwań, nowe podejście do formacji, próba zdynamizowania życia wspólnotowego, weryfikacja apostolatów, życia modlitwy, przystosowanie duszpasterskie i profesjonalne... Krótko mówiąc: sporo pracy w kierunku twórczych zmian. Pojawia się więc pytanie: Dlaczego agendy najważniejszych spraw na dzisiaj niewiele zmieniły się w stosunku do wczorajszych? Znajdujemy na nich te same tematy. Oczywiście, słusznie powiemy, że Kościół ciągle się odnawia, że zawsze będziemy wracali do starych spraw związanych z życiem i misją naszych Instytutów, które podobnie jak cały Kościół potrzebują ciągłej reformy. Każdy z nas, nawet jeśli przed wstąpieniem do zakonu sądził inaczej, już w kilka dni po przekroczeniu progu klasztoru przekonuje się, że jesteśmy „wspólnotami świętych i grzeszników”; ciągle więc potrzebujemy nawrócenia i odnowy. Krótko mówiąc: nihil novum sub sole. A jednak prawda o potrzebie ciągłej odnowy nie może służyć za parasol, pod którym schowamy się przed gradem wielu pytań stawianych mimo wszystko. Sami niejednokrotnie się zastanawiamy, dlaczego niektóre z wysiłków podejmowanych przez lata, chociaż na zewnątrz zapowiadały obiecujące owoce, w gruncie rzeczy nie doprowadziły do szczególnego zrywu i rozwoju naszych Instytutów, a nawet okazały się chybione. Czasem mamy wrażenie, że drepczemy w miejscu, a nawet cofamy się; zauważamy jaskrawe symptomy zamierania widoczne w liczbie powołań, w średniej wieku członków, w słabnących dziełach apostolskich, zwłaszcza zaś w kryzysie naszej tożsamości ewangelicznej, w relacjach w życiu wspólnym. Czyż nie ma dzisiaj w naszych środowiskach osób, które cierpią z powodu rozczarowania, ponieważ kiedyś podjęły ogromny trud w kierunku ożywienia swoich wspólnot, a teraz zawiedzeni stwierdzają, że nie doczekali się spodziewanych owoców? Co oznaczają nostalgiczne wypowiedzi tych, którzy z pasją wspominają przeszłość i bez pasji mówią o teraźniejszości, którzy chcieliby powrócić do wcześniejszych rygorów obserwancji, choć surowej, to jednak — jak mówią — zapewniającej stabilną tożsamość Instytutowi; chcieliby wskrzesić wymogi broniące w jasno określony sposób zakonnego stylu życia, wrócić do apostolatów „sprawdzonych”, jasno skodyfikowanych, pewnie poruszających się po znanym gruncie. A jak zinterpretować głosy młodych, zwłaszcza w Instytutach, gdzie ich liczba stale maleje, którzy cierpią na widok starego porządku rzeczy, podtrzymywanego przez milczącą większość, wyczekując z nadzieją na odważne decyzje postawienia na to, co nowe, co otworzy na przyszłość, stanie się początkiem nowej wiosny? Każdy z Instytutów z pewnością co pewien czas dokonuje bilansu zysku i strat, rozwoju i zamierania swoich wspólnot. Nie chodzi tu oczywiście o bilans, który kończyłby się na sporządzeniu statystyk. Chodzi o rozeznanie o wiele trudniejsze, bowiem prowadzące do odpowiedzi na pytania: Co przyczynia się w Instytucie do jego rozwoju, a co do jego zamierania? Czy owoce, którymi cieszymy się dzisiaj, cieszyłyby także naszych założycieli? Czy charyzmat Instytutu wypełnia obszary życia i misji wyznaczone mu dzisiaj przez Ducha w Kościele? W rozeznawaniu tym szczególnie przyciąga pytanie o powody, dla których powtarzane przez lata wysiłki nie przynoszą spodziewanych owoców. Dlaczego liczne i bez wątpienia szlachetne próby nowych rozwiązań, w niejednym przypadku zrodziły nikłe owoce odnowy, okazały się nietrwałe lub w ogóle nie przyniosły dobrych skutków? Nie ma jednej odpowiedzi dla wszystkich. Każdy z Instytutów musi dokonać diagnozy, patrząc z perspektywy własnej historii, wychodząc od własnego doświadczenia3. Są natomiast pewne współczynniki pomocne i wspólne dla wszystkich w delikatnym procesie rozeznawania.

W debacie przeprowadzonej w latach 90. przez dwutygodnik „Testimoni” na temat Dokąd zmierza życie konsekrowane?, pojawił się głos mówiący4, że kilkadziesiąt lat od zakończenia Soboru jesteśmy w stanie stwierdzić, iż wysiłki podjęte przez Instytuty w niejednym przypadku nosiły znamiona bardziej reformizmu niż reformy, to znaczy, że zabrakło działań zmierzających do odnowy i podejmowanych na wszystkich polach równocześnie. Działania, owszem, były, ale fragmentaryczne, to znaczy skupiały się nie na wszystkich, ale na jednym lub kilku wybranych obszarach, pozostając bez związku z pozostałymi. Innymi słowy, powód nieskuteczności tych działań może leżeć w częściowych, a nie całościowych reformach. Takie działanie jest związane z naszą ludzką naturą, niezależnie od tego, jakie stanowisko czy funkcję piastujemy w Instytucie. „To prawda — przyznaje ojciec Michał Zioło — że każdy z członków wspólnoty inaczej rozkłada akcenty w swoim powołaniu, inaczej dysponuje siłami w drodze do Boga, każdy ma inne tempo oraz każdy został dotknięty i pociągnięty przez inny element ofiarowanej nam i zadanej duchowości”. Słusznie od razu dodaje, że: „Prawdą jest jednak i ten fakt, że nic tak nie szkodzi wspólnemu życiu, jak ideologiczne czy egoistyczne przeakcentowanie jednego wymiaru powołania, praktyki, zwyczaju, zadania. Utrzymanie harmonii, piękna, równowagi w powołaniu jest ogromnie trudne, a my, często unoszeni ambicjami, przytłoczeni codziennością, zgadzamy się na rozdęcie jednego elementu do niebotycznych wymiarów i całkowite zrujnowanie innego”5.

Skupienie się na jednym tylko aspekcie odnowy może prowadzić do błędnego widzenia rzeczywistych potrzeb. Istnieje wręcz niebezpieczeństwo, że w odnowie będzie się dowartościowywało coś, co faktycznie może okazać się subtelnym mechanizmem obrony i oporu przed głębszą reformą elementów nośnych Instytut6u. „To trochę tak — kontynuuje autor wspomnianego wyżej głosu w debacie — jakby zatroszczyć się o wymalowanie budynku i nadanie mu nowego koloru, bez zatroszczenia się o odnowienie jego elementów nośnych”. Być może porównanie jest przesadzone, ale z pewnością dobrze ilustruje zasadę, która na polu formacji, a więc i reformacji, jest strategiczna. Reformacja w rzeczy samej jest radykalną decyzją podjęcia na nowo formacji, w odpowiedzi na pojawiającą się de-formację. Zasada ta mówi, że każdej formacji powinna towarzyszyć integracja. Nie chodzi w niej tylko o dostrzeżenie wszystkich obszarów życia, którymi należy się zająć, ale przede wszystkim o odnalezienie i uchwycenie życiowego centrum, które nadaje sens i przenika wszystkie należące do niego przestrzenie życia, przyciąga je do siebie i scala. W re-formacji chodzi o powtarzany wysiłek zbliżania każdego fragmentu życia do owego środka, „serca” życia Instytutu, wokół którego powinny się skupiać wszystkie poziomy, pola egzystencji i misji, gdyż od niego pochodzą i nieustannie z niego czerpią wizję, światło, energię i sens istnienia. „To, co trwa daleko od niego, pozostaje natomiast fragmentaryczne i bezsensowne, zimne i ciemne, jak meteor, który gubi się w pustce, zdezintegrowany i dezintegrujący”7. Być może właśnie w tym tkwi sedno problemu procesów odnowy, które pomimo najlepszych chęci nie zawsze prowadziły dany Instytut do spodziewanego rozwoju, nie przezwyciężały stagnacji i nie przerwały zamierania. Posłużmy się konkretnym przykładem, który w sposób praktyczny pokaże nam, na czym polega proces integralnej odnowy Instytutu, który rozpoczyna się od życiowego centrum, odnawia je w sobie i przenika wszystkie pozostałe obszary życia, także te, które wydawały się nieodwracalnie zmierzać ku śmierci.

Siostry Miłosierdzia z Nevers (do których należała św. Bernadetta Soubirous), założone w 1680 roku przez benedyktyna ojca Delaveyne, obchodziły okrągłą rocznicę trzystu lat istnienia. Jubileusz, który dawał powody do dumy, nie zapowiadał jednak długiej przyszłości. W kilka lat po jubileuszowych uroczystościach podczas kapituły generalnej Instytut zmierzył się z faktami i cyframi, które od dawna budziły w nim dyskomfort: 472 siostry w wieku powyżej i 238 poniżej 65. roku życia, żadnej nowicjuszki i żadnej juniorystki. W włoskiej prowincji dane były jeszcze bardziej dramatyczne: średnia wieku wynosiła 70 lat, a od 20 lat nie było żadnego nowego powołania. Kapituła nie przemilczała ani nie zanegowała tych faktów. Nie próbowała też formułować pocieszających interpretacji kondycji, w jakim znalazł się Instytut. Postawiła sobie natomiast konkretne pytanie: Co można jeszcze zrobić, aby usychający powoli stary pień drzewa wypuścił nowe odrośle? Siostry były zgodne, że aby życie zaczęło w nim krążyć na nowo, pień trzeba oczyścić z tego, co martwe, i to oczyścić hojnie, jeśli ma obficie rodzić życie. Podjęto decyzję: jedna część zgromadzenia poświęci się dla rozwoju drugiej. Co miało oznaczać to rozwiązanie? Kapituła dokonała kilku fundamentalnych wyborów: 1) Instytut zdefiniował jasną i wspólną dla wszystkich sióstr drogę nawrócenia: słuchać, zaakceptować istniejącą rzeczywistość, być gotową na każdą zmianę, na przenosiny; 2) podjąć gruntowną formację w kierunku odczytania znaków czasu — poczynając od zarządu generalnego, przez zarządy prowincjalne, przełożonych lokalnych i obejmując nią każdą bez wyjątku siostrę; 3) dokonać rewizji i zmiany istniejących apostolatów według wybranych priorytetów, tzn. podjąć posługę wśród ubogich i na misjach; w konsekwencji zrezygnować z apostolatów nastawionych na pracę w środowiskach zamożnych, które prędzej czy później skazane są na zamknięcie; 4) komponować skład wspólnot według obranych projektów apostolskich; 5) podjąć formację i odpowiedzialność za młode siostry i nowe kandydatki, wprowadzając je wyłącznie w te wspólnoty, które spełniały kryteria wyznaczone przez kapitułę.

Wybór zarządu generalnego dokonał się w oparciu o przyjęte przez kapitułę priorytety. Od razu przystąpiono do dzieła. Podjęto reorganizację prowincji (liczących po kilkaset sióstr) nie w oparciu o kryteria geograficzne, ale o ustalone modele wspólnot i prowadzone w nich apostolaty. I tak na przykład we Francji stworzono osobno prowincję sióstr starszych, niezaangażowanych już w aktywne apostolaty, przewidując dla nich organizację, formację i pomoc duchową adekwatne do ich potrzeb i możliwości. Jednocześnie utworzono dwie inne prowincje: jedną złożoną ze wspólnot, które prowadziły różne dzieła aktywnej posługi, i drugą, której jądro stanowiły wspólnoty misyjne posyłane na peryferie, na obszary największego ubóstwa; miały one swój osobny zarząd prowincjalny i autonomię pod względem organizacji i formacji. Instytut, myśląc o przyszłości, zdecydował się postawić właśnie na tę trzecią grupę wspólnot. Dlatego też program formacji początkowej został ułożony i poprowadzony w tym właśnie kierunku.

Oczywiście, przytoczone rozwiązania mogą rodzić pytania i obiekcje: czy słuszne było oddzielanie starszych sióstr od młodszych, poświęcanie jednej prowincji i godzenie się na jej wymarcie po to, aby inna mogła żyć? Pytania te z pewnością warte są przemyślenia. Trzeba jednak pamiętać, że Instytut przygotował się do wspólnej decyzji i taką podjął z jasno określonych powodów. Realia Instytutu w punkcie wyjścia były takie: Instytut w bliskiej przyszłości skazany był na wymarcie, jeśli z odwagą nie dokona oczyszczenia i nie podejmie próby „wszczepienia nowych odrośli”. Warto jeszcze dodać, że na początku podjęto fundamentalną pracę formacyjną w całym Instytucie, koordynowaną przez ekipę zarządu generalnego, która pozwoliła wszystkim siostrom zapoznać się z istniejącą sytuacją, odczytać dziejące się wydarzenia i zrozumieć zachodzący proces. Prawdopodobnie sama formacja bez zmian w strukturach nie przyniosłaby żadnych owoców, podobnie jak sama zmiana struktur bez formacji doprowadziłaby jedynie do zamieszania i wewnętrznego rozdarcia. Jakie skutki przyniosła reforma? W siedem lat po podjętych decyzjach dane o życiu Instytutu znacząco się zmieniły. Otóż wyraźnie zmieniła się sytuacja w sferze nowych powołań8. Instytut, który od długiego czasu nie miał żadnego powołania, po siedmiu latach miał aż 22 siostry w nowicjacie i w junioracie. Najbardziej pocieszającym i przekonującym znakiem życia była atmosfera, jaka zapanowała w delikatnym okresie zmian, i to zarówno wśród starszych, jak i młodszych sióstr. Z myślą o siostrach starszych podjęto rozwiązania na miarę ich potrzeb i możliwości: od zorganizowania domu dla sióstr potrzebujących stałej opieki do wspólnotowych mieszkań przy parafiach z własnym oratorium i możliwością podejmowania działalności apostolskiej. Przykładem pełnym życia niech będzie przypadek wspólnoty trzech sióstr, z których każda miała ponad 80 lat. Siostry pełniły w parafii trzy posługi: jedna pełniła dyżur przy telefonie w kancelarii parafialnej, druga odwiedzała chorych, trzecia organizowała spotkania dla katechetów, dzieląc się swoim doświadczeniem. Poruszająca jest relacja jednej z nich, siostry Karli, która wyznała, że nie martwi się o swoją przyszłość, wie, że nie w starsze siostry inwestuje Instytut na przyszłość, ale wie równie dobrze, że jej wspólnota, przeżywając swoje ubóstwo, inwestuje w Instytut i pomaga mu w odnowie.

Z myślą o siostrach młodszych podjęto konkretne decyzje w kierunku rozwoju na przyszłość: przede wszystkim zatroszczono się o realizację zamierzonych projektów apostolskich i misyjnych. Ex przełożona generalna przeszła do jednej ze wspólnot sióstr w sile wieku i razem z nimi podjęła posługę wśród najuboższych. Po czasie wyjechała na misje do Japonii.

Oczywiście, jak podkreśliliśmy wcześniej, każdy Instytut ma własną historię. Rozeznawanie przyszłości jest ściśle związane z jego charyzmatem, fazami życia, które przechodzi i miejscem w Kościele. Jest jednak coś, co łączy wszystkie Instytuty, a co pokazała historia sióstr z Nevers: jest nim pulsujące centrum, z którego promieniuje życie i misja każdego z nich — „serce”, które choć w każdym z Instytutów bije swoim niepowtarzalnym rytmem i promieniuje jedyną w swym rodzaju wrażliwością apostolską, zawsze spełnia tę samą rolę: integruje, pompuje krew, która dociera do każdej części organizmu; jest centrum, które znajduje się wszędzie, w każdej przestrzeni i na każdym poziomie życia, decydując o jego rozwoju lub zamieraniu. Od niego wszystko wychodzi i do niego wraca. Tym sercem jest Jezus Chrystus, którego ewangeliczne życie, choć odkrywane i kontemplowane na tysiące sposobów, staje się korzeniem i sensem życia i misji każdego Instytutu. W Nim rodzą się pragnienia, myśli, pasje, ale także decyzje i czyny. W nim Instytut odczytuje plany i podejmuje wybory. On jest źródłem życia w obfitości9. Dlatego w centrum każdego poważnego i spokojnego procesu rozeznawania podejmowanego przez Instytuty powinno być pytanie: Jak dalece w naszym życiu i w naszym działaniu jesteśmy żywą pamiątką Pana Jezusa? Jak wygląda nasze świadectwo bycia Jezusowymi zwłaszcza w przeżywanych tu i teraz trudnościach?10

Pośród zagadnień życia zakonnego zawsze pociągał mnie i zastanawiał fenomen paraboli życia Instytutów o odmiennych charyzmatach. Nie da się go wytłumaczyć historycznie, socjologicznie czy psychologicznie. Należy bowiem do obszaru misterium. Szkiełko mędrca tu nie wystarczy. Potrzebne jest także oko wiary, które sięga głębiej, niejako pod powierzchnię wydarzeń toczących się na zewnątrz, ponieważ życie Instytutów tętniące w jego członkach ukryte jest z Chrystusem w Bogu (por. Kol 3, 3). O tym, że tak jest, przekonałem się przez bezpośrednie kontakty formacyjne z osobami zakonnymi i różnymi wspólnotami. Bardziej niż lektura uświadomiły mi one, że dzielimy tę samą tajemnicę powołania, która „odsłania się i uzupełnia” w różnych charyzmatach, duchowościach, w niepowtarzalnej dynamice, w której eksplozja życia i jego rozwój miesza się z momentami kryzysu, stagnacji, a nawet zaniku pulsu. I tam, gdzie wydawał się on zanikać, nierzadko pojawiał się nowy zryw ku życiu, które w wiosennej porze wypuszczało świeże pędy. Parabole życia Instytutów kryją w sobie niezwykłą historię rozwoju i zamierania. Szczególnym darem jest bycie świadkiem tego, jak jej wykres zapisuje się na konkretnej stronicy ludzkiego życia. Jestem wdzięczny wielu osobom i różnym wspólnotom zakonnym za zaufanie, jakim mnie obdarzyły i możliwość uczestniczenia w ich doświadczeniu duchowym. W książce tej dzielę się tym, co w znacznym stopniu jest owocem nie tylko lektury, przemyśleń, ale także wspomnianych spotkań formacyjnych, zwłaszcza tych, które miały miejsce w Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie w ramach Szkoły Formatorek Zakonnych i Wychowawców Seminariów Duchowych Diecezjalnych i Zakonnych11. Lektura i spotkania działają jak sprzężenie zwrotne: pierwsze doświadczenie prowadzi do drugiego i odwrotnie.

Publikacja jest zapisem jednego z wielu głosów osób, którym leży na sercu rozwój naszych Instytutów. Jeżeli używam w tekście imperatywów, to nie tyle zamierzam przekazywać „jedyne możliwe rozwiązania”, ile raczej moje przekonania, pozostając otwartym na każdy inny głos, który zaproponuje spojrzenie na problem z perspektywy przeze mnie niedostrzeżonej. Chciałbym uprzedzić, że publikacja nie podaje kompleksowych rozwiązań dla trafnego rozeznawania rozwoju i zamierania Instytutów. Daleki jestem od takiego zamierzenia. Nie sądzę też, aby było ono wykonalne. Swoje refleksje starałem się zakorzenić w nauczaniu Kościoła, lecz mam świadomość tego, że zagadnienie, korzystając z tego samego nauczania, można analizować na wielorakie sposoby. Książka ta jest więc próbą zwrócenia uwagi na jedną z dróg prowadzących do rozeznawania paraboli życia Instytutów. Mam nadzieję, że treści zawarte w książce staną się potrzebnym fermentem i będą motywacją do kontynuowania procesu rozeznawania, do którego w minionej dekadzie wezwała Adhortacja apostolska Vita consecrata, dokument Życie braterskie we wspólnocie, instrukcja Rozpocząć na nowo od Chrystusa, a w ostatnim czasie dokument powstały na gruncie polskim: Idziemy naprzód z nadzieją12. Mam nadzieję, że pośród bogactwa propozycji wypracowanych w naszych Instytutach, także ta przekazana w obecnej publikacji pomoże w szukaniu odpowiedzi na pytanie o rozwój naszych wspólnot, niezależnie od ich charyzmatu, duchowości i kraju, w którym pełnią swoją posługę. Ich wspólną ojczyzną pozostaje przecież ten sam powszechny Kościół. Życie zakonne, które staramy się kontynuować w różnych Instytutach, należy do jego serca13. Nie ma drugiego. W nim wszyscy się spotykamy.

Zakończę to wprowadzenie prowokująco, od przywołania głosu, który niegdyś sprowokował mnie do pogłębionej refleksji nad postawionym we wstępie tematem. Włoski dwumiesięcznik „Vita Consacrata” opublikował w 1995 roku artykuł Chino Biscontiniego, kapłana diecezjalnego, pod znamiennym tytułem: Kryzys duchowy w życiu konsekrowanym?14. Autor podzielił się w nim osobistymi spostrzeżeniami na temat duchowej kondycji życia konsekrowanego w Kościele. Były one owocem bezpośredniego, dłuższego kontaktu z osobami konsekrowanymi i ich wspólnotami w codziennym duszpasterstwie. Według niego, życie konsekrowane w Kościele wykazuje objawy kryzysu duchowego. Ponieważ nie chciał czynić ze swojej obserwacji niepodważalnej tezy, zamienił ją w pytanie. Być może uczynił to po to, aby sprowokować czytelnika do pogłębionej refleksji. Jestem przekonany, że jego pytanie wpisuje się też w nasze pytania. Wiele Instytutów życia konsekrowanego z pewnym niepokojem spogląda w przyszłość i zadaje sobie pytanie: Co będzie za kilkadziesiąt lat? W tym pytaniu nie chodzi jedynie o ilość powołań gwarantującą przetrwanie, chodzi bardziej o jakość życia zapewniającą wierność tożsamości życia konsekrowanego w Kościele i wizji charyzmatycznej Instytutu. Niech to pytanie wspiera nas we wspólnym, twórczym rozeznawaniu.

Autor


1 A. Cencini, Będziesz miłował Pana Boga swego. Psychologia kontaktu z Bogiem, Kraków 1995, s. 86-87.

2 W historii Kościoła żaden z wcześniejszych soborów nie podjął refleksji teologicznej nad życiem zakonnym. Jako pierwszy uczynił to Sobór Watykański II. Wcześniejsze nauczania soborowe ograniczały się głównie do kwestii jurydyczno- -dyscyplinarnych życia zakonnego.

3 G. Cabra słusznie zauważa, że łatwo jest dokonać pomiaru ilościowego, o wiele trudniej natomiast jakościowego. Nie ma takiej wagi, która analogicznie do narzędzia przygotowującego statystyki, mogłaby służyć wszystkim Instytutom do pomiaru jakości ich życia. Bo kto może użyczyć nam wagi, która "zważy" ciężar jakościowy "ewangeliczności" życia naszych Instytutów? Kto może "zważyć" cierpienia i wysiłki podjęte w kierunku życia i rozwoju danego Instytutu? Kto może oferować nam "wagę", która zbilansuje jego życie duchowe? Możemy zwrócić jedynie uwagę na te współczynniki, wspólne dla wszystkich, które wpływają na parabolę życia Instytutu, bez pretendowania jednak do dokonywania jakiegokolwiek bilansu. Nikt nie może wyręczyć danego Instytutu w jego własnym, niepowtarzalnym procesie rozeznania. Por. G. Cabra, 40 anni dal "Perfectae caritatis": Tempo di grazia o di disgrazia?, w: "Religiosi in Italia", nr 352 (2006), s. 3.Por. G. Pegoraro, Seminare per il futuro: come cambia un istituto. Le suore di Nevers, w: Dove va la vita consacrata. La prospettiva della comunita religiosa apostolica (a cura della redazione di Testimoni), Bologna 1996, s. 205-206.

4 Por. G. Pegoraro, Seminare per il futuro: come cambia un istituto. Le suore di Nevers, w: Dove va la vita consacrata. La prospettiva della comunita religiosa apostolica (a cura della redazione di Testimoni), Bologna 1996, s. 205-206.

5 M. Zioło, Spotkanie ze świętym Bernardem, w: "W Drodze", nr 12 (364): 2003, s. 99-100.

6 A. Cencini, Drzewo życia. Ku modelowi formacji początkowej i permanentnej, Kraków 2006, s. 104.

7 A. Cencini, Drzewo życia..., s. 71.

8 Przytoczony wcześniej przykład Instytutu, który przez blisko sto lat prosperował w liczbie 2-3 braci wydaje się dystansować nas do wypatrywania w liczbie powołań znaków życia. Jednak trudno to kryterium zakwestionować - tylko nowe życie przedłuża życie. Notabene Instytut składający się z kilku braci, choć sam nie wzrastał w liczbie, rodził dla innych wspólnot Kościoła wiele powołań kapłańskich i zakonnych.

9 Por. A. Cencini, Drzewo życia..., s. 105.

10 Por. G. Cabra, 40 anni..., s. 4-5.

11 Wspomniane wyżej szkoły w Centrum Formacji Duchowej prowadzone są regularnie w dwuletnim cyklu od 1999 roku.

12 Konferencja Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich oraz Konferencja Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych, "Idziemy naprzód z nadzieją. Życie konsekrowane w Polsce na początku nowego tysiąclecia", Kraków 2003.

13 Por. VC 3.

14 Zob. Ch. Biscontin, Crisi spirituale nella vita consacrata?, w: "Vita Consacrata" 31(1995), s. 450-457. Artykuł zawiera treść wystąpienia w czasie seminarium zorganizowanego przez Stowarzyszenie Kulturalne "Gaudium et Spes" w opactwie benedyktyńskim w Pragli.

 

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama