reklama

Z edukacji zdrowotnej trzeba dziecko wypisać, na religię – zapisać. Punktujemy absurdy nowego przedmiotu

Każde dziecko od czwartej klasy podstawówki do trzeciej liceum jest automatycznie zapisane na lekcje tzw. edukacji zdrowotnej. Dzięki protestom rodziców przedmiot jest nieobowiązkowy, ale ministerstwo edukacji mocno go forsuje. Tymczasem tematyka zajęć pełna jest absurdów.

Jakub Jałowiczor

dodane 19.08.2025 11:16

Na lekcje religii trzeba dziecko zapisać. Tego wprost wymaga rządowe rozporządzenie.

Zgoda na udział w tzw. edukacji zdrowotnej jest dorozumiana. To znaczy, że zajęcia w teorii są nieobowiązkowe, ale uczeń jest na nie automatycznie zapisany. Rodzice mogą go ewentualnie wypisać – mają na to czas do 25 września (pobierz wzór podania >>) I będą musieli robić to co roku.

Lekcje religii i etyki muszą odbywać się przed innymi zajęciami, albo po nich. Inaczej – tłumaczy ministerstwo edukacji – niechodzący na religię uczniowie mieliby okienko. Lekcje edukacji zdrowotnej mogą się odbywać na dowolnej godzinie. Tutaj okienko nie jest problemem.

Ministerstwo od nierównego traktowania

W teorii i religia, i edukacja zdrowotna są przedmiotami nieobowiązkowymi. W praktyce są traktowane inaczej. To zresztą było oczywiste od samego początku – w końcu ministerstwo edukacji ograniczyło liczbę lekcji religii, a nowy przedmiot wymyśliło i mocno go forsuje pomimo społecznego oporu. Skąd ta determinacja? Resort odpowiada oczywiście, że zajęcia o higienie i zdrowiu są potrzebne. Ta narracja przekonała nawet część przeciwników wprowadzania nowych lekcji –

wiele osób jest przekonanych, że deprawujące treści (pisaliśmy o nich na Opoce wielokrotnie) zmieszane są z potrzebnymi i pożytecznymi zagadnieniami z zakresu higieny. Jest inaczej. Ogromna część podstawy programowej tzw. edukacji zdrowotnej to kompletny bezsens.

Chodzi – podkreślam to – nie o część dotyczącą seksualności, ale o tę w teorii niekontrowersyjną, związaną ze zdrowym trybem życia czy dietą. Przykłady? Zerknijmy do rozporządzenia.

Poczytaj o ruchu

Aktywność fizyczna – jest jej poświęcony cały dział nowego przedmiotu. Uczeń ma „ograniczać sedentarny styl życia (bezczynność ruchową)”. Ponadto młody człowiek „promuje aktywność fizyczną w grupach rówieśniczych i rodzinie; dąży do zalecanego poziomu aktywności fizycznej (np. wspomagając się technologiami informacyjno-komunikacyjnymi)”.

Świetny pomysł. Siedzenie w klasie i słuchanie o ruchu na pewno ograniczy sedentarny styl życia. Właściwie to samo można by robić na WF-ie. Zamiast grać w piłkę, uczniowie mogliby w tym czasie dążyć do zalecanego poziomu aktywności, wspomagając się technologiami informacyjno-komunikacyjnymi. Może np. ściągaliby sportowe apki na komórki?

Dalej, uczeń „omawia znaczenie i rolę Internetowego Konta Pacjenta (IKP), wyjaśnia, jak z niego korzystać”. Zdrowotna konieczność. Bez specjalnej lekcji uczeń w życiu nie poradzi sobie z logowaniem na Internetowe Konto Pacjenta.

Kolejny temat – dieta planetarna. Dzieci będą się uczyć, jak jeść, żeby nie szkodzić Ziemi i klimatowi. To nie żart, dieta planetarna naprawdę na tym właśnie polega.

Jeszcze jedno zagadnienie: omawianie „zjawiska lęku przed niedoinformowaniem (FOMO) oraz radości z pomijania informacji z Internetu (JOMO)”. Zastanawiam się, jak można pisać takie teksty w oficjalnym ministerialnym dokumencie bez poczucia zażenowania tym, że ubiera się banały w wielką mądrość (PZUBwWM).

Przewidziano też lekcję o unijnym programie „Od pola do stołu”. Lepiej się z nią pospieszyć. Jeśli wejdzie w życie umowa Mercosur, to temat rolnictwa w Unii Europejskiej trzeba będzie przenieść do podstawy programowej historii.

Niczego nie zmyśliłem. Wszystkie cytaty pochodzą z ministerialnego rozporządzenia dotyczącego edukacji zdrowotnej wydanego w marcu 2025 r. oraz podstawy programowej tego przedmiotu.

Śmiech do czasu

Absurdy wchodzącego do szkół przedmiotu prowokują do żartów, ale to oczywiście humor rodem z Barei – jest śmiesznie, dopóki sytuację widzimy w filmie; jeśli naprawdę się w niej znajdziemy, to przestaje być wesoło.

Tzw. edukacja zdrowotna to nie tylko deprawacja, ale też mnóstwo ideologicznego bełkotu i zwykłe zaśmiecanie głowy.

Rezygnacja z udziału dziecka w tych zajęciach wymaga jednego podpisu. Trzeba go jednak złożyć – inaczej syn lub córka będzie musiał na te lekcje chodzić.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

1 / 1

reklama