Niezbędny niedosyt

„Mimo że niedosyt jest nieprzyjemny, to jednak niezbędny. Niedosyt właśnie jest tym, co pcha nas do nowego, do odkrywania świata, a z nim drugiego człowieka i Boga” – dzieli się Marysia Karos, wolontariuszka misyjna.

Marysia Karos, wolontariuszka misyjna, dzieli się przeżyciami ze swojego ostatniego tygodnia w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Kiedy myśli o swoim pobycie, w jej głowie brzmią słowa koleżanki Dominiki: „Wyjazd z Duékoué zostawił w nas i dzieciach niedosyt”. Tego niedosytu doświadczyła także Marysia.

„Ledwo zaczęłam chodzić do szpitala, przeziębiłam się. Kiedy zaczęłam wdrażać się w przychodnie, wypadły mi inne sprawy. Kiedy udało się znaleźć wspólny język z dziećmi na zajęciach wakacyjnych, trzeba było bez pożegnania wyjechać. Od pewnego czasu jestem na placówce w Abidżanie i kiedy dzieci zaczynają się już ze mną oswajać, to okazuje się, że zajęcia wakacyjne się kończą...” – dzieli się Marysia. Jak się odnalazła pośród wielu rozpoczętych i nieskończonych spraw? 

„Może właśnie o to chodzi, żeby po prostu zaciekawić, dać okazje do zadawania pytań. Przez moment stać się częścią większego mechanizmu, który beze mnie będzie funkcjonował, bo przecież nawet jakbym była tu przez rok, to i tak byłaby to dla nas tylko chwila w ciągu całego życia. Czy jestem tu, czy nie, mieszkańcy sobie radzą. Nie jestem niezbędna. Prawdopodobnie nawet więcej ja się nauczyłam, będąc tutaj, niż ja nauczyłam czegokolwiek ich. Dlatego jestem bardzo wdzięczna za ten czas. Czas, w którym rozpoczęliśmy nawzajem naukę naszych światów. Poznawaliśmy swoje różnice i podobieństwa. Któregoś razu rozmawiałam z kobietą, która zapytała mnie, jak się czuję w Afryce i czy tutejsze życie bardzo różni się od europejskiego. Oczywiście niewiele myśląc, zaczęłam wymieniać: że inna pogoda, że inne jedzenie, że inny język, że inne… w pewnym momencie przerwała mi i zapytała: „Ale chyba są też podobieństwa?”. Zrobiło mi się głupio. Zamiast szukać różnic, mogłam poszukać też tego, co jest dla nas podobne, co nas łączy” – wyznaje wolontariuszka misyjna.

Co więc łączy? „U nas dzieci też grają w piłkę, zachód słońca jest pomarańczowy, a cytryna kwaśna. Ale przede wszystkim taka sama jest  MIŁOŚĆ… miłość, kiedy mama trzyma na kolanach swoje chore dziecko w przychodni albo kiedy ojciec pracuje całe dnie, żeby zapewnić godne życie rodzinie. To są chyba rzeczy niezmienne na całej ziemi” – mówi Marysia Karos.

„Mimo że niedosyt jest nieprzyjemny, to jednak niezbędny. Niedosyt właśnie jest tym, co pcha nas do nowego, do odkrywania świata, a z nim drugiego człowieka i Boga” – wyznała na koniec pobytu w Wybrzeżu Kości Słoniowej.

źródło: Salezjański Ośrodek Misyjny

« 1 »

reklama

reklama

reklama