Dzieci, którym nie brakuje nowego telefonu, ale... wody. Tak, wody!

Kamila, wolontariuszka misyjna, każdego dnia patrzy na swoich małych przyjaciół, którym nie brakuje nowego telefonu, zabawki, czy innych gadżetów, ale brakuje im wody. Boli ją ta światowa niesprawiedliwość, której sama nie może zatrzymać.

„Czy znasz to uczucie, kiedy chcesz coś zrobić, a nie możesz? Uczucie, kiedy patrzysz na niesprawiedliwość, a nie możesz jej zatrzymać. Kiedy wiele rzeczy, spraw, wydaje się być takie, jak nie powinny. Ja od niedawna znam je aż za dobrze. Dlaczego? Dlatego, że każdego dnia patrzę na moich małych przyjaciół, którym nie brakuje nowego telefonu, zabawki, czy innych gadżetów, brakuje im wody. Tak, wody! Coś tak oczywistego dla mnie, zapewne dla Ciebie też...” – dzieli się Kamila Cięciara, wolontariuszka misyjna, która wyjechała posługiwać w Tonj, w Sudanie Południowym.

„Każdego poranka budzę się o 6:00 rano. Otwieram oczy i czuję, że jestem cała spocona. Termometr pokazuje 26 stopni, zastanawiam się, co będzie później. Idę na zajęcia. Mała klasa, w której siedzi około 70 maluchów. Temperatura sięga powyżej 30 stopni. Wchodzę do środka i mam wrażenie, że jestem w saunie. Patrzę na piękne, uśmiechnięte twarze i bez problemu dostrzegam strugi potu, które je pokrywają. Jakby przed sekundą stali na deszczu. Uczą się pisać, ale ołówki wyślizgują się z ich rączek, są całe przepocone. Podchodzę do tych, którzy mają największy problem z pisaniem. Kucam przy ich niskich, plastikowych biurkach, by im pomóc. Czuję, jak krople potu ciekną po mojej twarzy i spadają na zeszyt. W głowie jedna myśl – woda – potrzebuję się napić. Sięgam po butelkę wcześniej przegotowanej wody. Widzę, jak niektórzy zerkają na mnie. Tylko nieliczni mają butelki, które regularnie napełniam w czasie ich lekcji. Większość czeka na upragnioną przerwę, żeby napić się chociażby łyka wody z kranu” – opowiada.

Czy to na pewno jest upragniona przerwa? „Chmara dzieci wybiega z klasy, nie po to, żeby się bawić, tylko po to, żeby jak najszybciej dobiec do kranu. Zaledwie trzy krany, przedszkolaków prawie 200. Tutaj też sprawdza się powiedzenie „kto pierwszy ten lepszy”. W Polsce niemalże zawsze z kranu leci bieżąca woda. Tutaj nie jest to oczywiste. W całym ośrodku jest ponad tysiąc uczniów. Czasami nie wystarcza wody dla wszystkich. Czasami tej wody po prostu nie ma...” – podkreśla Kamila. Sama czuje wtedy ogromną bezradność. „Widok uczniów przepychających się do miejsca, które tak naprawdę nie zaspokoi ich podstawowej potrzeby, jaką jest pragnienie, chwyta mnie za serce. Wracam myślami do swojej polskiej rzeczywistości. Zastanawiam się, jak często marnuję wodę. Odpowiedź jest jedna – zbyt często” – bije się w pierś.

Dzieciom w Sudanie Południowym brakuje nie tylko wody, choć ona jest podstawą do życia. Brakuje im też niejednokrotnie ubrań, czy jedzenia. „Większość dzieci je tylko jeden skromny posiłek, który dostają w szkole. Nic więcej. Często nie mają siły i energii, by aktywnie uczestniczyć w zajęciach. Wyobraź sobie, że kładziesz się spać i budzisz ze złamaną ręką. I to nie z powodu urazu, tylko z powodu niedożywienia. Twoje ciało, kości są tak słabe i delikatne, że długi ucisk na jedną część ciała powoduje złamanie. To się tutaj zdarza” – podkreśla wolontariuszka.

Salezjański Ośrodek Misyjny niebawem uruchomi kolejny projekt. Jego celem będzie budowa studni wraz z pompą ręczną na terenie placówki misyjnej sióstr salezjanek w Tonj, na której znajduje się szkoła i przedszkole dla dzieci, a gdzie pracują wolontariuszki misyjne. „Dałabym wszystko, żeby chociaż na ułamek sekundy zmienić los moich małych przyjaciół z Tonj” – podkreśla Kamila.

źródło: Salezjański Ośrodek Misyjny

« 1 »

reklama

reklama

reklama