W obawie przed reakcją rodziców na swoją ciążę, jako nastolatka Blair zdecydowała się na aborcję jako „szybkie rozwiązanie”. To „szybkie rozwiązanie” w rzeczywistości oznaczało szesnaście lat życia w traumie syndromu poaborcyjnego. Dziś mówi otwarcie: „aborcja nie rozwiązuje żadnych problemów, ale je pogłębia”.
Blair Brewer dorastała w chrześcijańskiej rodzinie i teoretycznie uznawała zasadę, że ze współżyciem czeka się do ślubu. Praktyka okazała się jednak inna od teorii. Gdy skończyła 18 lat, zakochała się i wkrótce podjęła aktywność seksualną ze swym chłopakiem. Nie minęło dużo czasu, zanim zaszła w ciążę. Ona sama i jej chłopak byli wtedy uczniami ostatniej klasy szkoły średniej. Dla Blair pozytywny wynik testu ciążowego był szokiem. Wydawało się jej, że oznaczał on rozsypanie się w kawałki całych życiowych planów: „czułam się tak, jakby moje życie się skończyło”.
Jej chłopak znacznie lepiej przyjął wiadomość, był gotów przyjąć dziecko i ożenić się z Blair. „Próbował mnie pocieszyć” – mówi Brewer. „Ale jedyne, o czym mogłam myśleć, to to, że musiałam powiedzieć o wszystkim matce.” W przekonaniu dziewczyny była to przeszkoda nie do pokonania. Wybrała więc „szybkie rozwiązanie”.
„Szybkie rozwiązanie”, które okazało się „żadnym rozwiązaniem”
Następnego dnia, jadąc do szkoły, Brewer zadzwoniła do przyjaciółki i poprosiła o numer do Planned Parenthood. Pragnęła „szybkiego rozwiązania”. Wydawało się jej, że 500 dolarów, które musi zapłacić za aborcję, to cały koszt. Pożyczyła te pieniądze od koleżanek.
Jedna z nich towarzyszyła jej w drodze do Planned Parenthood w dniu, w którym miała dokonać aborcji. Tam zapytano ją, czy chce znieczulenia, ale odmówiła – tego wieczoru musiała być na grupie studium biblijnego, bo inaczej jej matka nabrałaby podejrzeń.
Kiedy leżała na zimnym stole w sali zabiegowej, słyszała w tle grające radio. Pielęgniarka była obok niej i powiedziała, żeby w razie potrzeby ścisnęła jej rękę. Włączył się próżniociąg i jak wspomina Blair:
„Doświadczyłam najgorszego bólu fizycznego w życiu. Pamiętam, że cały zabieg trwał tyle, co dwa utwory odgrywane w radiu. Chciałam stamtąd uciec”.
Nigdy nie wróciła na wizytę kontrolną. Po powrocie do domu doznała głębokiego załamania psychicznego. Jej stan fizyczny był również fatalny, z dróg rodnych płynęła krew. Mimo wszystko wieczorem zebrała siły, aby pójść na grupę studium biblijnego.
Druga ciąża i poronienie
Cztery miesiące po aborcji ukończyła naukę i zaręczyła się ze swoim chłopakiem. Wkrótce potem ponownie zaszła w ciążę. Początkowo myślała o kolejnej aborcji, ale po wspomnieniach z Planned Parenthood stwierdziła: „nigdy więcej”.
„Moi rodzice byli na wakacjach, a ja zadzwoniłam do nich, żeby powiedzieć, że jestem w ciąży” – wspomina Blair. „Ku mojemu zdziwieniu, okazali wsparcie. Mój ojczym zaproponował, że w razie potrzeby wychowa nasze dziecko. Uświadomiłam sobie wtedy, że przecież tak samo mogło być i za pierwszym razem”.
Para ustaliła datę ślubu na sierpień. Brewer czuła się pewniej przy drugiej ciąży, wiedząc, że wkrótce wyjdzie za mąż. Ale zaledwie tydzień przed ślubem poroniła. Ślub się odbył, ale fizycznie Blair była w bardzo kiepskim stanie.
„Musiałam zostać w domu podczas mojego miesiąca miodowego. Później dowiedziałam się, że poronienia mogą być powiązane z aborcjami”.
Szesnaście lat później
Trzy lata temu do Brewer dotarło, że problemy psychiczne, z którymi się zmaga, mają swe źródło w podjętej szesnaście lat wcześniej decyzji o aborcji. Tym momentem była wiadomość o uchyleniu wyroku w sprawie Roe przeciwko Wade przez Sąd Najwyższy. Była to chwila swoistego „catharsis”. Blair poczuła, jakby ktoś dotknął jej wnętrza i cała przeszłość odżyła w jednym momencie. Było to jednak doświadczenie oczyszczające, wyzwalające i uzdrawiające. Pod jego wpływem zdecydowała się opowiedzieć swoją historię matce.
Wbrew temu, czego najbardziej obawiała się Blair, jej matka przyjęła jej wyznanie ze zrozumieniem, nie potępiając jej, ale okazując współczucie. Zachęciła ją także, aby zgodziła się na propozycję miejscowego duszpasterza, który prosił o podzielenie się historią jej życia z innymi kobietami – aby przestrzec je i pokazać inną drogę.
Było to dla Blair trudne. Potrzebowała najpierw terapii, aby przepracować traumę i być w stanie publicznie mówić o niej. Podjęła ją razem z mężem, z którym przez całe szesnaście lat ani razu nie rozmawiała na temat aborcji. Jak sama przyznaje, przez cały ten czas słowo to nie umiało jej nawet przejść przez gardło. To pokazuje, jak głęboko mogą tkwić w kobiecie doświadczenia związane z przerywaniem ciąży – i jak trudno jest z nimi sobie poradzić, skoro nie jest w stanie o tym rozmawiać nawet z najbliższą osobą.
Gdy udało się w końcu ten temat poruszyć w trakcie terapii, okazało się, że także jej mąż nosił w sobie głębokie zranienie. Mur milczenia runął, a silny mężczyzna wybuchnął płaczem.
Duszpasterz Blair Brewer miał rację: jej historia nie powinna być tylko jej prywatną historią. Trzeba publicznie mówić o takich doświadczeniach, aby przełamać zmowę milczenia wokół dramatycznych skutków aborcji, jaką próbuje narzucić lobby aborcyjne. „Syndrom poaborcyjny” nie może być terminem tabu. Obok nieodwracalnej krzywdy wyrządzonej nienarodzonemu dziecku, aborcja wyrządza krzywdę samej kobiecie, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Aborcja nie jest „szybkim rozwiązaniem” problemów – jest „żadnym rozwiązaniem”.
Źródło: Live Action