reklama

„Naukowa” edukacja seksualna to mit. Od stu lat promują ją aktywiści „śpiewający z jednego śpiewnika”

Mit „naukowości”, który towarzyszy edukacji seksualnej (nieraz skrywanej pod mianem „edukacji zdrowotnej”) pryska, gdy przyjrzymy się jej twórcom, od K. Ulrichsa poprzez A. Kinseya aż do chwili obecnej. Ich celem nie była nigdy promocja nauki, ale szerzenie ideologicznej propagandy LGBT.

MG

dodane 28.10.2025 13:21

Współczesna edukacja seksualna wpaja dzieciom ideologię proaborcyjną i transpłciową. Te idee narodziły się ponad wiek temu w głowach europejskich aktywistów, a następnie przedostały się za ocean i rozwijane były przez ich amerykańskich odpowiedników. Ich dwa zasadnicze cele to oddzielenie „ekspresji seksualnej” od prokreacji oraz normalizacja wszelkich zachowań seksualnych w świadomości społecznej. To, co wcześniej uznawane było za perwersję miało stać się nową normą, której nie wolno było kwestionować. Po stu latach wydaje się, że cele swe zrealizowali niemal w stu procentach.

Karl Ulrichs i „konsensus” zamiast moralności

Podwaliny pod współczesną „seksuologię” położył niemiecki prawnik i pisarz Karl Ulrichs, zwany „dziadkiem wyzwolenia gejów”. Nie był lekarzem ani naukowcem, był natomiast dziennikarzem i aktywistą, który postawił sobie za cel oddzielenie w społecznej świadomości homoseksualizmu od pedofilii. To od niego pochodzi teza (z gruntu nieprawdziwa!), jakoby o moralnej ocenie zachowań seksualnych miał decydować rzekomy „konsensus”, czyli obopólna zgoda. Innymi słowy – każde, choćby najbardziej wynaturzone zachowanie miało być właściwe, byle zgodzili się na nie partnerzy. Ulrichs twierdził, że do takiej zgody zdolne są również dzieci – stąd pedofilia pozbawiona przemocy nie miałaby być czymś nagannym. Absurdalność tego rodzaju rozumowania łatwo wykazać na podstawie analogii; obopólna zgoda nigdy nie zmienia charakteru czynu. Jeśli zarówno urzędnik, jak i petent zgadzają się ze sobą, że daną sprawę najlepiej załatwić przy pomocy łapówki wręczonej przez tego drugiego, nie sprawia to bynajmniej, że łapówka staje się czymś moralnym i legalnym. Jeśli cierpiący na depresję pacjent ma myśli samobójcze i zgadza się, aby lekarz odebrał mu życie, również obopólna zgoda nie sprawia, że zabójstwo staje się aktem usprawiedliwionym etycznie, a lekarz nie powinien ponosić konsekwencji prawnych. Można by przedstawiać kolejne przykłady absurdalności zastępowania norm moralnych i prawnych zasadą „konsensusu”. Gdyby odnieść ją do kolejnych sfer życia społecznego i rodzinnego, zapanowałby totalny chaos i „prywatyzacja” prawa – każdy wymyślałby sobie swoje własne zasady w oderwaniu od norm obiektywnych.

Myślowym spadkobiercą Ulrichsa był lekarz Magnus Hirschfeld. Pomógł on położyć podwaliny pod reformę seksualną w Niemczech w okresie Republiki Weimarskiej, zakładając Instytut Nauk Seksualnych, który eksperymentował z prymitywnymi operacjami „zmiany płci” i zastosowaniem hormonów płciowych. Hirschfeld dążył do ustanowienia dziedziny seksuologii jako pełnoprawnej dyscypliny akademickiej poprzez Instytut, który stał się wzorem dla późniejszych instytutów w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. 

U podstaw idei, że dzieci są „seksualne od urodzenia”, leży założenie, że dzieci i osoby małoletnie mogą „wyrazić zgodę” na kontakty seksualne (w tym – z dorosłymi) w sposób całkowicie dobrowolny i świadomy. Założenie to sprzeczne jest z wiedzą naukową z dziedziny pedagogiki i psychologii. Pionierzy edukacji seksualnej i ideologii transpłciowej pomogli wprowadzić tę ideę do głównego nurtu i legitymizować ją. Do dziś  w nieco złagodzonej formie propagowana jest przez Planned Parenthood i innych samozwańczych liderów „edukacji seksualnej”.

Import z Niemiec do Ameryki: Harry Benjamin

Endokrynolog Harry Benjamin, berlińczyk z urodzenia, rozwinął teorie Ulrichsa i Hirschfelda na temat tożsamości interseksualnej i transwestyckiej . Hirschfelda poznał w 1907 roku, zaledwie sześć lat przed przeprowadzką z Niemiec do Nowego Jorku. W latach dwudziestych Benjamin wielokrotnie wracał do Berlina, aby kontynuować studia pod kierunkiem Hirschfelda w Instytucie Seksuologii.

To Benjamin twierdził, że niektóre osoby nie są homoseksualistami, ale raczej „urodziły się w niewłaściwym ciele” i mogą zostać „wyleczone” poprzez „tranzycję” – która obejmowała inwazyjne „leczenie”, takie jak operacje i podawanie hormonów. Te absurdalne teorie do dziś powtarzają organizacje takie jak Planned Parenthood, Advocates for Youth (AFY) i SIECUS. Dzięki Benjaminowi ideologia transpłciowa i proaborcyjna przenikła do głównego nurtu prawa, medycyny, psychologii, torując sobie drogę do szkół w USA i na całym świecie.

Pseudonauka finansowana przez Fundację Rockefellera

W latach 30-tych XX wieku w nadziei, że stanie się twarzą rewolucji seksualnej w USA, Benjamin zaprosił Hirschfelda do odbycia tournée po USA.  Podczas swojego pobytu w Stanach Zjednoczonych w latach 1930-31 Hirschfeld wygłaszał wykłady dla wielu grup, w tym dla New York Academy of Medicine, i spotykał się z wpływowymi osobami w Nowym Jorku i innych miejscach. Wśród nich znalazła się  założycielka Planned Parenthood, Margaret Sanger.

Dzięki Benjaminowi Hirschfeld był w stanie rozpowszechnić swoje teorie w całych Stanach Zjednoczonych, pomagając stworzyć podstawy dla Instytutu Kinseya, który następnie zapewnił pseudonaukową legitymizację seksualizacji dzieci. Ostatecznie to nie Hirschfeld stał się czołową postacią „rewolucji seksualnej” w USA, gdyż przez wielu konserwatystów był postrzegany jako zbyt radykalny. Zamiast niego środowiska pragnące rozszerzenia dostępu do aborcji upatrzyły sobie Alfreda Kinseya, jako kogoś, komu łatwiej będzie „sprzedać” ich koncepcje amerykańskiej opinii publicznej. Kinsey, z wykształcenia zoolog, ogłosił się „seksuologiem”, publikując „Zachowanie seksualne mężczyzny” (1948) oraz „Zachowanie seksualne kobiety” (1953) – oparte na zasadniczo błędnej metodologii. Kinsey badania swe prowadził wśród osób z poważnymi zaburzeniami w sferze seksualnej, w szczególności – wśród pedofilów, a następnie ich wyniki ekstrapolował na całą populację. Co trzeba podkreślić, badania i publikacje Kinsey’a finansowane były przez Fundację Rockefellera, która miała jasno określone cele – obiektywizm naukowy nie miał tu żadnego znaczenia, chodziło jedynie o nadanie pozoru naukowości z góry przyjętym tezom. Działalność Kinseya kontynuował jego współpracownik, Wardell Pomeroy, który w swych publikacjach usprawiedliwiał kazirodztwo, zoofilię i pedofilię, pisząc m.in., że „kazirodztwo pomiędzy... dziećmi i dorosłymi czasami może być korzystne”.

 „Wszyscy śpiewają z tego samego śpiewnika”

Nauka to nie szerzenie „jedynie słusznej idei”, ale żmudne badania, kwestionowanie wcześniejszych osiągnięć, próby spojrzenia na rzeczywistość z różnych stron. Tymczasem na niedawnej konferencji Genspect – organizacji zajmującej się „podnoszeniem świadomości na temat zagrożeń związanych z ideologią transpłciową” – chirurg plastyczny, dr Patrick Lappert, zauważył:

„Jak to się dzieje, że wszystkie organy certyfikacyjne, od nauczycieli, przez pielęgniarki, lekarzy, po prawników, śpiewają z tego samego śpiewnika? Odpowiedź brzmi: wszystkie są połączone poprzez organizacje i standardy stworzone dziesiątki lat temu, aby zapewnić, że każda główna instytucja w USA – od środowisk akademickich, lekarzy, mediów, jednostek rządowych i edukacji K-12 – wszystkie podążają za tym samym propagandowym scenariuszem.”

Nie ma więc mowy o jakiejkolwiek niezależności badawczej. Środowiska akademickie, prawnicze, medyczne i edukacyjne dawno już zostały zinfiltrowane przez szerzycieli ideologii LBGT, a próby zakwestionowania jej „dogmatów” karane są wykluczeniem z tych środowisk. To nie nauka, ale liberalno-lewicowa wersja „inkwizycji”, czuwająca nad tym, aby żadne „nieprawowierne” poglądy nie przedostały się do świadomości publicznej.

„Standardy” edukacji seksualnej nie mają żadnych podstaw naukowych. Aktywiści, którzy usiłowali przedstawiać się jako naukowcy – Hirschfeld, Benjamin, Kinsey, Pomeroy, Calderone i inni ignorowali zdanie tych, którzy zwracali uwagę na ich zasadnicze błędy metodologiczne. Ich celem nie był rozwój nauki, ale normalizacja tego, co wcześniej uważane było za patologię. Legitymizowali swoją ideologię, fabrykując „dowody” na poparcie swoich teorii, posługując się finansowanymi przez Fundację Rockefellera „instytutami naukowymi”. Obecnie zaś ich spadkobiercy stoją na straży ideologii, pilnując, aby nikt nie podważył ich pseudonaukowych teorii.

Tym, co odróżnia prawdziwą naukę od pseudonauki, jest to, że „nie wszyscy śpiewają z tego samego śpiewnika”. Pora o tym przypomnieć, zanim liberalno-lewicowa inkwizycja zamknie usta wszystkim, którzy ośmielają się zanucić inną melodię niż ta, którą skomponowali Hirschfeld, Kinsey i Pomeroy.

Źródło: Live Action

1 / 1

reklama