reklama

Naukowcy twierdzą, że odkryli ślady życia na innych planetach. Co na to teologia?

Naukowcy twierdzą, że odkryli właśnie mocne dowody na istnienie życia w innych częściach wszechświata. Z punktu widzenia nauki ich wnioski nie są jednak oczywiste. Dla chrześcijan ważne może być pytanie, czy takie odkrycia da się pogodzić z biblijną wizją świata stworzonego przez Boga.

Maciej Górnicki

dodane 30.04.2025 12:45

Jednym z najważniejszych zadań Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba jest poszukiwanie życia pozaziemskiego. Naukowcy twierdzą obecnie, że znaleźli je w atmosferze egzoplanety K2-18b, planety krążącej wokół gwiazdy poza naszym Układem Słonecznym. To, co sprawia, że K2-18b, która jest 8,6 razy cięższa i 2,6 razy większa od Ziemi, jest tak wyjątkowa, to fakt, że znajduje się w tak zwanej „strefie zamieszkiwalnej”: teoretycznie życie może być tam możliwe.

Co odkryto?

Astronomowie pod kierownictwem Uniwersytetu w Cambridge (Wielka Brytania) wykryli obecność siarczku dimetylu (DMS) i dimetylodisiarczku (DMDS) w atmosferze egzoplanety K2-18b, jak opisują w czasopiśmie naukowym The Astrophysical Journal Letters.

Substancje te mogą zostać wyprodukowane w fabrykach chemicznych. Jednak w naturze poza żywymi mikroorganizmami, w tym fitoplanktonem w oceanach, DMS i DMDS nie są wytwarzane w żaden inny sposób. Substancje te nie powstają na Ziemi w wyniku spontanicznych reakcji chemicznych w środowisku naturalnym. Prowadzi to naukowców do wniosku, że dzieje się tak również poza Ziemią. Źródłem obu substancji mogą więc być żywe organizmy na egzoplanecie.

Już wcześniej astronomowie odkryli metan i dwutlenek węgla w atmosferze egzoplanety K2-18b. Obie substancje mogą mieć również pochodzenie biologiczne. Co więcej, astronomowie podejrzewają, że egzoplaneta K2-18b jest częściowo pokryta wodą. A woda jest jedną z substancji niezbędnych do istnienia życia. Dokonane przez astronomów pomiary egzoplanety odpowiadają przewidywaniom dla tak zwanej planety Hycean: świata nadającego się do zamieszkania, pokrytego oceanami i atmosferą bogatą w wodór.

Od obserwacji do wniosków daleka droga

„Sygnał był silny i wyraźny”, mówi Nikku Madhusudhan, profesor w Instytucie Astronomii w Cambridge, który kierował badaniami. Naukowcy określają, że prawdopodobieństwo wyjaśnienia innego niż żywy organizm dla powstania tych substancji jest bardzo niskie – około 0,3 procent. Madhusudhan przyznaje jednak, że jego odkrycie nie ma charakteru ostatecznego i wskazuje, że potrzebne są dalsze badania.

Co o odkryciu sądzą inni naukowcy?

Zupełnie odmienne wnioski prezentuje zespół badawczy pod kierownictwem Nory Hänni, astronoma z Instytutu Fizyki, Badań Kosmicznych i Nauk Planetarnych na Uniwersytecie w Bernie. Naukowcy ci zwracają uwagę na obecność DMS w pyle komety 67P/Churyumov-Gerasimenko, co wskazuje, że źródłem tej substancji nie muszą być organizmy żywe, ale być może powstaje ona także w wyniku nieznanej nam dotąd reakcji chemicznej, niezwiązanej z żadnymi mikroorganizmami.

Badania prowadzone przez Miguela Sanz-Novo z hiszpańskiego centrum badawczego Centro de Astrobiología, opublikowane w lutym ubiegłego roku w czasopiśmie The Astrophysical Journal Letters, wykazały, że abiotyczne źródła DMS i prawdopodobnie DMDS mogą rzeczywiście istnieć we wszechświecie. Odkryli oni DMS w obłoku pyłu międzygwiezdnego w przestrzeni kosmicznej. Ich konkluzja brzmi: „Odkrycie to dostarcza decydujących dowodów obserwacyjnych na wydajną abiotyczną produkcję DMS w przestrzeni międzygwiezdnej”.

Wniosek, jaki płynie z obydwu badań jest taki, że obecność DMS może nie być wiarygodnym testem na istnienie życia we wszechświecie.

Co na to teologia?

Entuzjazm astronomów z Uniwersytetu Cambridge może okazać się myśleniem życzeniowym. Madhusudhan uważa, że dzięki Kosmicznemu Teleskopowi Jamesa Webba nauka „stawia nowe kroki”, aby odpowiedzieć na „najważniejsze pytanie”: „Czy jesteśmy sami we wszechświecie”. De facto jednak badania, które prowadzi, mogą co najwyżej odpowiedzieć na pytanie o obecność dwóch substancji chemicznych poza Ziemią, a nie – o to, czy istnieje życie poza naszą planetą.

Dla teologii najbardziej problematyczne jest założenie, powszechne wśród naukowców, że całe życie na Ziemi powstało spontanicznie w wyniku przypadkowych procesów. Tak jak z każdym założeniem – jest ono przyjmowane po prostu, bez dowodu. Biblia tymczasem wyklucza „spontaniczność”, wskazując na celowość sprawczą (mówiąc językiem arystotelesowskiej filozofii), czy też fakt stworzenia życia przez Boga. Samoistne powstanie życia jest wygodnym założeniem z punktu widzenia nauki, jednak jak dotąd naukowcom nie udało się odtworzyć procesu, który z mieszaniny nieożywionych substancji chemicznych prowadziłby do powstania życia. Dlatego tak usilnie starają się odnaleźć ślady życia poza naszą planetą – aby uwiarygodnić swoje niesprawdzalne założenie.

Można jednak postawić jeszcze jedno pytanie: czy fakt stwierdzenia istnienia życia pozaziemskiego w jakikolwiek sposób przeczyłby objawieniu biblijnemu? Z problemem tym zmierzył się w formie literackiej C.S. Lewis, autor znany m.in. z „Opowieści z Narni”. W trylogii kosmicznej wydanej w latach 1938-1945 (czyli jeszcze przed „Opowieściami z Narni”) pokazuje, jak łatwo można pogodzić jedno z drugim. Co więcej, problem grzechu i odkupienia w ujęciu Lewisa ma charakter kosmiczny, a Ziemia – nawet jeśli nie jest centrum wszechświata w sensie astronomicznym, pozostaje nim w sensie moralnym i teologicznym. Wszystkie trzy części trylogii zostały wydane przed laty w Polsce, warto więc do nich sięgnąć. Stanowią fascynującą lekturę, zarówno jeśli chodzi o frapujący wątek fabularny, jak i implikacje filozoficzno-teologiczne.

Trzy tomy Trylogii międzyplanetarnej to:

  • Z milczącej planety (Out of the Silent Planet)
  • Perelandra
  • Ta ohydna siła (That Hideous Strength)

Książek tych nie znajdziemy niestety w księgarniach, ale być może stoją na półkach w bibliotece lub u znajomych. Są na pewno lekturą godną polecenia!

Źródło: CNE

1 / 1

reklama